Zamknięcie granicy z Białorusią między 11 a 25 września sparaliżowało transport w regionie. Ucierpieli przewoźnicy, właściciele terminali i kierowcy, którzy – jak mówią przedstawiciele branży w „Słowie Podlasia” – ponieśli straty liczone w milionach złotych.
– Zamknięcie granicy wywróciło transportowe biznesy do góry nogami – powiedział w „Słowie” Marcin Potapczuk z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Białej Podlaskiej, współwłaściciel firmy PDP Logistics. Jak wyjaśnia, po białoruskiej stronie utknęło ok. 1400 ciężarówek i 1500 naczep. Kierowcy nie mogli wrócić do Polski, a terminale kolejowe i spedycje musiały przekierowywać towary przez Litwę i Łotwę, co znacząco podnosiło koszty i wydłużało czas dostaw.
Po prośbie do Litwinów
Część firm została zmuszona do korzystania z usług litewskich przewoźników, którzy za transport z Białej Podlaskiej do Brześcia żądali choćby 5 tys. euro.
– To ogromne obciążenie, bo klienci nie chcieli dopłacać, twierdząc, iż to nasz problem, skoro granicę zamknął polski rząd – podkreśla Potapczuk.
Milionowe straty
Według wyliczeń, przestój jednej ciężarówki kosztował około 450 euro dziennie. Dodatkowe straty generowały lokomotywy wynajęte przez przewoźników, których leasing liczony jest w dziesiątkach tysięcy euro.
Na trudną sytuację wskazuje także Piotr Horeglad z firmy Grupa Horeglad. – Szacuję, iż przez czas przestoju, utrzymanie 50 osób, plus koszty utraconych korzyści i utrzymania bocznicy, wynoszą około miliona złotych – mówi w rozmowie ze „Słowem Podlasia”. Jego zdaniem, przedsiębiorcy powinni być wcześniej informowani o takich decyzjach, by mogli się przygotować. Postuluje też stworzenie systemu rekompensat.
CZYTAJ TAKŻE: Odszkodowań za zamknięcie granicy nie będzie? Gajadhur: Chaos i nieodpowiedzialne obietnice rządu