Nie żyje Bogusław Smolik. Odszedł uśmiech, inteligencja i euforia życia

1 tydzień temu

Bywają w życiu każdego z nas tzw. sytuacje graniczne; sytuacje, które nami wstrząsają do głębi i powodują, iż postrzegamy świat już zupełnie inaczej. I taki moment nastąpił w ten poniedziałek, w dniu, w którym nasz świat się zawalił i już nic nie będzie takie jak było. To wtedy dotarła do nas informacja o śmierci Bugusia – Człowieka, który był esencją życia, synonimem wartości tego życia i wielkim orędownikiem przyjaźni w każdej postaci.

Bogusława Smolika, którego nazywaliśmy Bodziem, znała cała Włodawa (był m.in. dyrektorom WDK, animatorem kultury, przewodnikiem i jednym z najbardziej znanych w regionie, ba w całym kraju konferansjerem), Polska, a prawdopodobnie i część znaczna kosmosu. Ci, którzy Go znali, wiedzieli, iż pod płaszczykiem codziennego uśmiechu, wyjątkowego dowcipu i afirmacji życia, kryło się arcybogate wnętrze człowieka wątpiącego, wewnętrznie niepokornego i niejednokrotnie cierpiącego. Nigdy jednak nie dawał po sobie poznać tego, iż ten świat i zbyt wielu ludzi nie pasują do jego wyobrażeń o sensie i celu. Bodziak był za mądry dla nas i On o tym wiedział, dlatego, chowając się pod maską jowialności, nie odkrywał nam siebie samego, prawdziwego – aby nas nie ranić prawdą. Bo wiedział, iż tak jak prawda wyzwala, tak może zasmucać, a czasem choćby doprowadzać do łez i odejść.

W ten smutny poniedziałek świat się dla nas zatrzymał, życie przestało mieć sens, a euforia stała się pustym sloganem. I wiem, iż Bodziak by tego nie chciał, bo bardzo chciał, byśmy się cieszyli, kochali i byli naturalnie szczęśliwi. I choć to było wbrew temu, co myślał, to jednak zawsze optymizmem tryskał i był kimś, kogo nie można nie lubić, a choćby nie kochać…

Pamiętam, gdy w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku piłem z nim piwo w knajpie na Lubartowskiej w Lublinie. Zapytałem głupio, czemu się tak smuci. Nic nie odrzekł, tylko spojrzał w kufel, potem w okno i na końcu na mnie. Wówczas zrozumiałem, iż on wie znacznie więcej niż mówi i iż dając euforia innym, siebie zatraca.

Taki Bodziak był – oddał nam najpiękniejszą cząstkę siebie, zaś tę perłę boleści zostawiając tylko dla siebie. By nas nie ranić. Taki był. Wielkość człowieka ukryta pod płaszczem filuternego uśmiechu i wyrafinowanego żartu.

Boguś zmarł w poniedziałek, niespodziewanie. Miał dopiero 57 lat. Prawdopodobnie doszło do zakażenia organizmu, a lekarzom nie udało się go odratować. Pogrzeb śp. Bogusława Smolika odbędzie się w ten czwartek, po mszy pożegnalnej o godz. 13. w kościele pw. św. Ludwika we Włodawie.

Przyjaciel

Idź do oryginalnego materiału