Nowy samochód elektryczny można w Chinach kupić za $10.500 CAD

bejsment.com 12 godzin temu

Chińscy producenci samochodów coraz głośniej wyrażają swoje niezadowolenie z powodu toczącej się wojny cenowej w branży. Choć od miesięcy było jasne, iż trwa rywalizacja oparta na radykalnym zbijaniu cen, dopiero teraz zaczęto mówić o tym otwarcie. Najwięcej kontrowersji wywołują działania firmy BYD.

Przykładem może być model BYD Seagull – kompaktowy elektryczny hatchback z pięcioma drzwiami. Jeszcze miesiąc temu kosztował w Chinach około 13.600 dolarów kanadyjskich, a dziś jego cena spadła do około 10.500 dolarów. Każdy klient, który odwiedzi salon, może kupić go za tę kwotę. Nie oznacza to jednak szturmu klientów – bo konkurenci BYD, nie chcąc wypaść z rynku, również znacząco obniżają swoje ceny. Efekt? Część producentów sprzedaje pojazdy poniżej kosztów produkcji, co w dłuższej perspektywie jest nie do utrzymania.

BYD Seagull

W tej cichej, ale brutalnej batalii pierwszy głos zabrał Wei Jianjun, prezes Great Wall Motor. W rozmowie z chińskim portalem finansowym ocenił sytuację jako „niezdrową” i porównał ją do kryzysu na rynku nieruchomości, który doprowadził do upadku wielu firm deweloperskich.

Stowarzyszenie Chińskich Producentów Samochodów, nie wskazując konkretnie winnych, również skrytykowało działania „pewnego producenta”, który – według nich – rozpoczął falę agresywnych obniżek cen, wywołując chaos na rynku. Organizacja apeluje, by nie sprzedawać aut poniżej kosztów, ale – jak zauważają komentatorzy – taki apel zadziała tylko wtedy, gdy wszyscy się do niego zastosują. A na razie nikt nie zamierza zrobić pierwszego kroku.

BYD oficjalnie zaprzecza, iż sprzedaje swoje auta ze stratą, i oskarża konkurencję – w tym Great Wall Motor i państwowych producentów – o sianie paniki. Jednak skala nadprodukcji w Chinach mówi sama za siebie. Fabryki są w stanie wytwarzać znacznie więcej pojazdów, niż rynek jest w stanie wchłonąć. Popyt – szczególnie na auta elektryczne i hybrydowe – osiągnął swoje granice. Stąd nasilający się nacisk na eksport, który ma ratować nadmiar produkcji.

Sytuacja przypomina błędne koło. Podniesienie cen mogłoby sprawić, iż sprzedaż spadnie i część firm zbankrutuje. Z kolei dalsze obniżki zwiększają liczbę sprzedanych aut, ale sprawiają, iż produkcja przestaje być opłacalna. Konsumenci też nie są bez winy – widząc spadające ceny, coraz częściej odkładają decyzję o zakupie, licząc na kolejne obniżki.

Dodatkowo chaos na rynku przekłada się na sektor aut używanych, których wartość gwałtownie spada – podobnie jak w Europie, gdzie używane auta elektryczne tanieją nie tylko ze względu na naturalne zużycie, ale i rządowe dopłaty do nowych pojazdów.

Ta cenowa wojna uderza we wszystkich, choćby w największych graczy. W końcu ktoś nie wytrzyma presji rosnących strat i długów – i będzie musiał wycofać się z rynku lub ogłosić upadłość.

Idź do oryginalnego materiału