Pontyfikat Franciszka to wzruszająca opowieść o chadeckiej nadziei na wspólnotę zamiast zrzeszenia. Nadziei, którą brutalnie rozszarpał brunatny, eurosceptyczny, skrajnie prawicowy populizm, niosący na swych brunatnych sztandarach polaryzacji krew i śmierć miłosierdzia.
Pontyfikat latynoskiego papieża był wypełniony troską o Kościół peryferyjny. O ile jednak wyciagnięcie ręki do ubogich zyskało mu zwolenników na peryferiach, o tyle europejska scena polityczna twardo go zweryfikowała. Pokazała, iż Franciszek może i zmienił pewną filozofię myślenia i „odbił” pozycję kościoła w Ameryce, ale w Europie nie zastopował odwrotu od chrześcijaństwa.
Wybór Bergoglio podczas konklawe w 2013 roku wlał w wiele serc nadzieję. Każde z nich zaczęło bić szybciej, chcąc doświadczyć tego, z czego kardynał dotychczas słynął, wyciągniętej do nich ręki z pomocą. Tych ludzi nigdy nie zawiódł. Stolica Apostolska zyskała ludzką twarz, a symbolem jego dobroci został dom św. Marty, gdzie latynoski papież się przeprowadził. Franciszek lubił przebywać wśród ludzi i ich doskonale rozumiał. Rozumiał też powody, z których wielu z nich dotykała klęska ubóstwa. Ta klęska wynikała z boga, a adekwatnie bożka wykreowanego przez prawicę, a dodatkowo zdeformowanego przez skrajnych populistów: wynikała z ,,niewidzialnej ręki wolnego rynku”. Ręki, która biednym odbiera, żeby bogatych wzbogacić jeszcze bardziej. Ręki, która biednych karze za niewystarczająco ciężką pracę, żeby bogaci mogli pracować jeszcze mniej. Ręki, która uciska uciśnionych, miażdży miażdżonych i nie wybacza rodzenia się w gorzej sytuowanej rodzinie. Ręki, która kładzie się cieniem na pięknej historii liberalizmu jako ideologii wolności od uścisku i miażdżenia. Ręki, której Franciszek chciał wypowiedzieć wojnę.
Chciał, ale nie był w stanie. Problemy, które doskonale rozumiał Franciszek były jeszcze wciąż niedostępne, albo w gruncie rzeczy niewidoczne dla nas w Europie. „Laudato si”, w którym wezwał do dbania o klimat, była podkreśleniem jego chadeckiej pozycji politycznej i wyraźnym postawieniem się w opozycji do nacjonalizmu. W czasie wydania tej zielonej encykliki jednak nie doświadczaliśmy jako Europa jeszcze tak wielu namacalnych skutków globalnego ocieplenia, jak inne kontynenty. To Afryka, Ameryki, Azja, a szczególnie Australia zaczęły jako pierwsze doświadczać tak widocznych anomalii pogodowych. Tam pogarszające się warunki klimatyczne już wtedy wpływały na komfort życia i tam słowa Franciszka były rozumiane.
Franciszek nie uchronił nas przed zalewającą stary kontynent falą populizmu. Nie uchronił, choć wydaje mi się, iż był świadomy tego zagrożenia. Franciszek nie przemówił do europejskich serc i nie ubezpieczył ich na wypadek ataku niemoralnej, bezrefleksyjnej skrajnej prawicy, która chrześcijańskiego Boga wzięła sobie jedynie pokazowo na swoje brunatne tarcze i zdeformowała, żeby lepiej pasował i można nim było podpierać rasizm, seksizm i populizm. Nie można papieżowi zarzucić porzucenia walki z tą nienawiścią. Franciszek nie raz ostrzegał przed niebezpieczeństwem nacjonalizmu. Wskazywał na konieczność przyjęcia uchodźców, jako jedyną możliwość walki z kryzysem migracyjnym. Jego słowa jednak nie trafiały na podatny grunt w Europie. W laicyzującym się społeczeństwie naszego kontynentu papież pozostawał ,,zbyt skrajny”, albo ,,zbyt nijaki”.
Po pierwsze, Franciszek stał już z góry na przegranej pozycji. Przejął władzę nad Kościołem mocno już dla Europy ,,przestarzałym”. Przez ostatnie dziesięciolecia światopogląd większości Europejczyków bardzo się zliberalizował. Podczas gdy Europa poszła w kierunku przyznawania praw społecznościom LGBT+, czy liberalizacji prawa aborcyjnego, Kościół Katolicki wciąż nie potrafił posługiwać się w dyskusji o aborcji perspektywą kobiety, mającej swoje problemy i często w dramatycznych sytuacjach ciąży niechcianej, pozostawionej samej sobie. Samej sobie przeciwko bestialskim paragrafom polskiego prawa, zatwardziale bronionego przez armię bogobojnych rozwodników z ,,Ordo Iuris”. Rok 2020 uwidocznił wysoką polaryzację społeczeństwa polskiego. Kościół, mający stanowić przecież chadecką rolę ,,mediatora” w publicznych sporach, de facto opowiedział się twardo po jednej z dwóch stron konfliktu aborcyjnego w Polsce. Jak można zawierzyć instytucji, która zamiast jako arbiter, staje po tej samej stronie sporu politycznego, co szaleni fanatycy pokroju Brauna, czy Kai Godek? Jak wobec tego Kościół Franciszka miał przekonywać do siebie tych Europejczyków, którzy z niego odpływali, gdy w kraju najbardziej chrześcijańskim w Europie legitymizował on takich ludzi? Franciszek podtrzymał w całości konserwatyzm światopoglądowy, jaki zastał w Stolicy Apostolskiej. Jego wypowiedzi o pozycji kobiety w społeczeństwie, szczególnie wezwanie, żeby nie upodabniały się do mężczyzn spięły niestety cały jego konserwatyzm smutną klamrą. Z takimi poglądami nie był w stanie przekonać do siebie nieprzekonanych, odwróconych od Kościoła. Europa nie wyraziła zgody na sprowadzanie roli kobiety do matki i rodzicielki. Dzięki Bogu.
Po drugie, Franciszek stanął na czele instytucji w sposób wyraźny w Europie nadgniłej. Kościół przestał być w oczach wiernych schronieniem. Dzieci nie znajdywały w nim obrony. Instytucja stworzona po to, żeby ich chronić, mordowała im dzieciństwo. Później natomiast bezrefleksyjnie i systemowo broniła ukrytych w sutannach potworów. Czy papież podjął próbę zapanowania nad seksualnymi fiksacjami niektórych swoich podwładnych? Oczyścić imię Kościoła z korupcyjnej skazy, politycznych peanów, wygłaszanych w celu przypodobania się konserwatywnym rządzącym? Nie wiem. Wiem, iż jeżeli próbował, to mu się ewidentnie nie udało. Ciężko jest w końcu uchronić dobre imię instytucji, która przez lata zebrała taki brutalny dorobek w Europie.
Po trzecie, Konklawe w 2013 roku wyniosło na papieski tron człowieka, któremu obca była europejska perspektywa. Jego latynoskie korzenie ukazały się szczególnie podczas brutalnego ataku armii Putina na Ukrainę. Nieumiejętność prostego nazwania agresora i absurdalne słowa o ,,szczekaniu NATO pod drzwiami Rosji” ostatecznie go skompromitowały. Franciszek nigdy nie zrozumiał, iż NATO jest organizacją stworzoną do szczekania. To pies obronny, w dodatku szczuty przez ruskiego wilka za bramą, który odstrasza od gospodarstwa, żeby chronić jego mieszkańców. Chcesz pokoju? Szykuj się na wojnę. Zimna wojna była dla państw trzeciego świata wielką okazją do ugrania swoich interesów, lawirując między strefą interesów USA i ZSRR. Stąd dzisiejsza niepewność Franciszka. Nie znał nastrojów europejskich wobec ruskiego imperializmu, który teraz próbuje się odnowić. Tego Europa mu nie wybaczyła. Słusznie.
Pontyfikat Franciszka to wzruszająca opowieść o chadeckiej nadziei na wspólnotę zamiast zrzeszenia. Nadziei, którą brutalnie rozszarpał brunatny, eurosceptyczny, skrajnie prawicowy populizm, niosący na swych brunatnych sztandarach polaryzacji krew i śmierć miłosierdzia.