Po dwóch zwycięstwach na start sezonu piłkarze Górnika Zabrze nie zdołali podtrzymać zwycięskiej passy i bez punktów wrócili z Poznania, po meczu z mistrzem Polski. Pojedynek z Lechem miał pokazać obecny poziom naszej drużyny po letniej rewolucji i trzeba powiedzieć jasno, powodów do wstydu nie mamy.
– Dla drużyny trenera Michala Gasparika pojedynek z Lechem będzie swoistą próbą ognia. Pokaże on, czy w tej chwili zabrzanie stanowią pełnowartościowy zespół z tustego koksu czy jednak pozostawia po sobie srogi kibel hasia – pisałem przed meczem z Kolejorzem na łamach SlaskiSport.pl.
Nawiązując do tej retoryki, Górnik w stolicy Wielkopolski nie pokazał się jak najwyższej klasy węgiel koksujący, ale jako taki pretendujący do ekogroszku Karlik już jak najbardziej.
„Ekogroszek Karlik jest polskim, nowoczesnym paliwem węglowym o wysokiej wartości opałowej przekraczającej 26 MJ/kg, co pozwoli na dłużej zapomnieć o konieczności uzupełniania paliwa w kotle.
Stabilne uziarnienie produktu (od 6 do 25 mm) czyni go szczególnie przydatnym do wykorzystania w węglowych kotłach automatycznych dając więcej spokoju w zakresie obsługi kotłowni.
Niska zawartość zanieczyszczeń fizycznych i chemicznych oraz wilgoci ograniczają do minimum emisje gazów i pyłów. Stosowanie tego ekogroszku w prawidłowo użytkowanych kotłach 5 klasy lub ecodesign daje gwarancję taniego, ekologicznego ciepła” – czytamy na stronie PGG.
Jak to się ma do Górnika? Mamy dobrą drużynę, która potrafi grać w piłkę i dostarczać swoim kibicom emocji. Mecz w Poznaniu, zwłaszcza pierwsza połowa, mógł się podobać. Taktycznie przygotowani byliśmy świetnie, momentami Lech był bezradny. Zabrakło tylko prób uderzenia na bramkę, które mogłyby zakończyć się trafieniem przed przerwą.
Sześć punktów po trzech meczach wielu przed sezonem wzięłoby w ciemno i nie są one dziełem przypadku, a naszego dzisiejszego poziomu. Nie jesteśmy jeszcze ścisłym topem PKO BP Ekstraklasy, ale efektywnie do niego pretendujemy.
Efektów ubocznych w postaci hasia czy sadzy w naszej grze są śladowe ilości. Jasne, mogłoby być ich mniej (gdyby Łubik złapał piłkę, albo został na linii czy gdyby Tofik podał do wychodzącego sam na sam Massimo na początku drugiej połowy przy stanie 0:0), niemniej nie mamy powodów do rozdzierania szat.
Idziemy w dobrym kierunku, mamy ciekawy, wciąż docierający się zespół. Nasza jakość będzie rosła z każdym meczem, a wciąż czekamy przecież na wejście do gry kilku zawodników: Michala Sacka, Matusa Kmeta, Gabriela Barbosy czy Luki Zahovicia.
Dlatego ze spokojem czekajmy na piątek i nasz mecz z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza. Zadanie wcale nie musi być łatwiejsze niż w Poznaniu, bo Słoniki rozpoczęły sezon bez kompleksów, wygrywając m.in. w Białymstoku. Ale to my jesteśmy Górnik Zabrze…
Teksty publikowane w dziale „Okiem Żabola” są prywatnymi opiniami autora.
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl