Górnik Zabrze po słabym początku sezonu w ostatnich miesiącach należy do ścisłej czołówki tabeli PKO Bank Polski Ekstraklasy. Podopieczni Jana Urbana zwłaszcza notują świetną passę sześciu zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. I tylko szkoda, iż tegoroczna gra o punkty dobiega końca.
Sezon Trójkolorowi rozpoczęli… jak to oni. Od kilku lat należymy do ekip, które walkę o punkty rozpoczynają bardzo słabo. Punkty z Górnikiem zdobyła chociażby Lechia Gdańsk, która zajmuje przedostatnie miejsce w ligowej tabeli czy plasująca się tuż nad kreską Puszcza Niepołomice. Do tego z Pucharu Polski wyeliminował nas Radomiak, który także prawdopodobnie będzie zimował w strefie spadkowej lub jej bezpośrednim sąsiedztwie.
Z drużynami z pierwszej „ósemki” zresztą mamy jak zwykle przyzwoity bilans. Przegraliśmy z Lechem Poznań, Jagiellonią, Cracovią i Motorem Lublin, zremisowaliśmy z Rakowem i Legią Warszawa, a wygraliśmy z Pogonią Szczecin. Zawsze mogło być lepiej, bo zwłaszcza w meczach z drużynami z Częstochowy i Białegostoku komplet punktów był w naszym zasięgu, niemniej zabrakło nam zimnej krwi i koncentracji w kluczowych sytuacjach pod bramką rywala.
Rundę jesienną kończymy na szóstym miejscu w tabeli, co jest wyraźną poprawą w stosunku do tego co było rok temu (wówczas 10. pozycja). Zdobyliśmy pięć punktów więcej niż w takim samym momencie zeszłego sezonu (27-22). Strzeliliśmy więcej (24-18) i straciliśmy mniej (19-20) bramek w porównaniu rok do roku.
Do lidera tracimy dziś 11 punktów (przed rokiem 15 punktów). Do podium 7 „oczek”, w stosunku do minus 10 rok temu. Statystyki pokazują, iż idziemy w dobrym kierunku i o ile uda się ustabilizować sytuację finansowo-organizacyjną w klubie, walka o wyższe cele jest w naszym zasięgu.
Oczywistym jest, iż nie jesteśmy jeszcze ligowym hegemonem, a wstydliwych wpadek nie uniknęliśmy (porażki z Lechią, Motorem czy Zagłębiem Lubin), ale ani razu nie przegraliśmy tej jesieni różnicą większą niż dwie bramki. To także dość istotny progres w stosunku do zeszłego sezonu, gdzie kilka razy byliśmy przez rywali totalnie rozbici.
Krytykowana przez wielu letnia rewolucja kadrowa (pożegnanie m.in. z Danielem Bielicą, Borisem Sekuliciem, Danim Pacheco, Sebastianem Musiolikiem) dziś się broni. Michał Szromnik, Norbert Wojtuszek, Patrik Hellebrand, Luka Zahović czy Aleksander Buksa świetnie wkomponowali się w zespół. W osobach Kamila Lukoszka i Taofeeka Ismaheela znaleźliśmy na razie godnych zastępców dla Lawrence’a Ennaliego i Adriana Kapralika. Z kolei Yosuke Furukawa daje nam zalążek tego, co dawał Daisuke Yokota.
Mamy dziś kadrę tańszą i młodszą, która jest perspektywiczna. Może być tylko lepsza. Oby zima była łagodna, a wiosna będzie należała do nas. Zanim jednak drużyna uda się na zasłużony odpoczynek, trzeba jeszcze Lechowi odebrać punkty stracone na inaugurację w Poznaniu. Kolejorz jest silny i nieprzewidywalny, ale o ile punkty w ostatnich tygodniach urywać umiały im Puszcza i Piast, nie bez powodu w stolicy Wielkopolski boją się meczu z chłopakami Jana Urbana.
Wierzę, iż dziś w Górniku nic nie jest dziełem przypadku. Mamy w końcu w klubie ludzi kompetentnych, którzy znają się na swojej robocie. Efekty tego widać w księgach rachunkowych, marketingu i wynikach na boisku. Daj Boże porządnego inwestora, a znacznie częściej przy Roosevelta będzie niosło się: „Zagrał, zagrał jak za dawnych lat!”.
Teksty publikowane w dziale „Okiem Żabola” są prywatnymi opiniami autora
Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl