Piłkarski poker? WIDEO

3 godzin temu

Podał piłkę wprost pod nogi rywala, a potem niespecjalnie starał się ratować sytuację – PZPN zawiesił bramkarza Sokoła Kleczew po meczu z Rekordem Bielsko-Biała. Jest podejrzewany o tzw. match-fixing, czyli celowe manipulowanie wynikiem meczu w celu uzyskania korzyści.

Była druga minuta doliczonego czasu gry w pierwszej połowie, gdy goście blisko własnej bramki wykonywali rzut wolny. Obrońca wycofał piłkę do 22-letniego bramkarza, a ten, nieatakowany, podał wprost do stojącego na dwudziestym metrze piłkarza Rekordu. Jakub Ryś skorzystał z prezentu, wpadł w pole karne i bez problemu zdobył drugiego gola dla bielszczan. Kuriozalny gol padł na stadionie Rekordu Bielsko-Biała w świąteczne popołudnie, 15 sierpnia. Pisaliśmy o tym, ale tylko w kontekście sportowym – bramkarzom też przytrafiają się błędy…

Poszły duże zakłady

Jednak oglądając bramkę, w oczy rzuca się nie tylko fatalne podanie bramkarza, ale także jego dalsze zachowanie, kiedy niezbyt ofiarnie stara się zażegnać niebezpieczeństwo i dopiero po stracie gola teatralnie pada na kolana.

Kilka dni po meczu anonimowy informator przekazał nam, iż w co najmniej dwóch firmach na polskim rynku bukmacherskim zawarto zakłady, iż Sokół straci do przerwy dwa gole. Kupony zawierane miały być w trakcie pierwszej połowy, gdy goście przegrywali 0:1, ale z powodu zbliżającej się przerwy, rósł kurs na drugiego gola. Otrzymane informacje przekazaliśmy do PZPN.

Skontaktował się z nami rzecznik dyscyplinarny Adam Gilarski, który prosił o wskazanie bukmacherów, w których doszło do zawarcia zakładów. Przekazaliśmy nazwy firm, zastrzegając, iż nasz informator twierdzi, iż bardzo duże kwoty na zdarzenie zawierane były przede wszystkim na azjatyckim(!) rynku bukmacherskim.

W minioną środę rzecznik dyscyplinarny PZPN przekazał nam, iż wstępna analiza potwierdza, iż u polskich bukmacherów doszło do tzw. match-fixingu, czyli manipulowaniu wynikiem spotkania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Na potwierdzenie dowodów z rynku azjatyckiego potrzebował jeszcze trochę czasu.

Zawieszenie bramkarza

Później wszystko stało się jasne. PZPN wydał komunikat. „Rzecznik Dyscyplinarny PZPN Adam Gilarski postanowił dziś o zastosowaniu środka zapobiegawczego wobec zawodnika klubu Sokół Kleczew. Piłkarz został zawieszony w rozgrywkach mistrzowskich i pucharowych (…) ze skutkiem natychmiastowym” – czytamy. Choć nazwisko piłkarza nie padło, to wiadomo, iż podejrzanym o tzw. match-fixing jest bramkarz Sokoła Sebastian Szabłowski. Podejrzenia potwierdził specjalistyczny raport analizujący podejrzane zakłady bukmacherskie na rynkach azjatyckich. Jak usłyszeliśmy w PZPN – dowody są bardzo mocne.

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, iż firma Betlic, czyli sponsor tytularny II ligi, w trakcie trwania meczu Rekord – Sokół zawiesiła przyjmowanie zakładów live. Jaki był tego powód, można się domyślać. Bukmacher nie poinformował jednak PZPN, który czynności wszczął dopiero po naszych informacjach.

PZPN, by wyłapywać ustawianie spotkań lub zdarzeń w meczach, korzysta z narzędzi szwajcarskiej firmy Sportradar na podstawie umowy podpisanej w 2023 roku. – W tym przypadku sygnały były tak poważne, iż niezwłocznie poinformowane zostały organy ścigania i przystąpiono do analizy okoliczności związanych z wydarzeniami boiskowymi oraz analizą pozostałych informacji gromadzonych w PZPN od grudnia 2024 roku, w związku z podejrzanymi meczami towarzyskimi z udziałem drużyny Sokoła Kleczew, w szczególności meczu sparingowego z drużyną rezerw Wisły Płock – mówi Adam Gilarski.

Bramkarz brał udział w tym zimowym sparingu Sokoła z rezerwami Wisły Płock. Na azjatyckim rynku bukmacherskim postawiono duże kwoty pieniędzy, iż w meczu padną co najmniej cztery gole. Sokół przegrał 1:3, a aż trzy trafienia padły po rzutach karnych. Rzecznik dyscyplinarny PZPN ma ponownie przyjrzeć się tamtemu spotkaniu, a całość materiału trafi pod obrady Komisji Dyscyplinarnej.

Postępowanie wobec bramkarza Sokoła będzie prowadziła Komisja Dyscyplinarna PZPN. – W przypadku otrzymania wyników postępowania organów ścigania, w szczególności z czynności rozpoznawczo-operacyjnych, będą one dodatkowo wykorzystane w postępowaniu dyscyplinarnym – dodaje.

Z informacji portalu wynika, iż PZPN o czynie powiadomił Komendę Główną Policji, a ta Komendę Wojewódzką Policji w Katowicach, w której działa komórka zajmująca się przestępstwami korupcyjnymi. Udowodnienie winy piłkarza pod względem kryminalnym i skazanie go będzie bardzo trudne bez twardych dowodów. Tym w świetle prawa nie jest analiza obstawiania zdarzeń na rynku bukmacherskim.

„Jestem niewinny!”

Do sprawy odniósł się klub, informując, iż Szabłowski został zawieszony na trzy miesiące. „Rozumiemy wasze emocje i obawy, dlatego pragniemy jednak przypominać, iż informacja dotyczy zawodnika, a nie klubu. W chwili obecnej, jako klub ubolewamy bardzo nad zaistniałą sytuacja, natomiast doskonale wiemy, iż życie toczy się dalej. Nasz zawodnik rozpoczął procedurę wyjaśniającą” – przekazał drugoligowiec.

Sam bramkarz kategorycznie odcina się od podejrzeń. „Z całą pewnością zapewniam, iż ocena mojej osoby, przez pryzmat popełnionego błędu w tym spotkaniu, wynika tylko i wyłącznie z błędu sportowego. Żadnego innego! Sytuacja jest bardzo krzywdząca dla mnie jako nie tylko sportowca, ale przede wszystkim człowieka. Jestem niewinny i zamierzam to udowodnić” – zapewnia Sebastian Szabłowski w wydanym oświadczeniu. Komisja Dyscyplinarna PZPN w sprawie bramkarza ma obradować w perspektywie kilku tygodni. Zawodnikowi grozi wielomiesięczna dyskwalifikacja.

To nie pierwsze spotkanie z udziałem drużyny z naszego regionu, którym interesują się organy ścigania. Na początku tego roku do dziwnych zdarzeń dochodziło w kilku zimowych sparingach rozgrywanych w całej Polsce. Wszystkie mają jeden wspólny mianownik – wystąpili w nich testowani zawodnicy, którzy wcześniej grali w klubach podejrzanych o ustawienie spotkań lub są powiązani z ukraińskim piłkarzem, którego trzy lata temu za tzw. match-fixing zawiesił PZPN.

Wspomniana grupa piłkarzy jeździła zimą po różnych klubach. Wylądowała m.in. w Spójni Landek, która 22 stycznia grała sparing z Unią Turza Śląska. Po godzinie gry czwartoligowiec z naszego regionu prowadził 2:0, by potem stracić pięć bramek i przegrać 2:5. Co wydarzyło się w ostatnich dwóch kwadransach? W zespole Spójni pojawiło się pięciu testowanych obrońców, którzy popełniali kuriozalne błędy. – Byliśmy zszokowani, tym co się działo – mówi nam dziś osoba związana ze Spójnią.

Jak się okazało później – sumy stawek obstawiane na rynku bukmacherskim na kolejne gole dla zespołu Unii liczone były w dziesiątkach tysięcy euro…

Pokrzywdzonymi w obu sprawach są nie tylko kibice obu drużyn, ale także piłkarze Rekordu Bielsko-Biała i Spójni Landek, których nazwy padają w kontekście match-fixingu, a przecież te kluby z nieuczciwym procederem nie mają nic wspólnego.

BARTŁOMIEJ KAWALEC

Idź do oryginalnego materiału