Płacisz za emisje, ale kto naprawdę zyskuje? Prawda o unijnym systemie ETS

3 tygodni temu
Zdjęcie: https://www.euractiv.pl/section/energia-i-srodowisko/news/rozne-oblicza-systemu-ets/


Mechanizm sprawiedliwości klimatycznej czy zbędne obciążenie, czyli szczerze o unijnym systemie ETS.

Opłaty za emisje dwutlenku węgla stały się jednym z najważniejszych narzędzi unijnej polityki klimatycznej. Ustalanie ceny za zanieczyszczanie środowiska brzmi w teorii prosto – kto emituje, ten płaci. W praktyce jednak oznacza to skomplikowany system regulacyjno-rynkowy, którego skutki gospodarcze i społeczne wykraczają daleko poza sektor energetyki. Unijny system handlu emisjami (EU ETS) to dziś największy tego typu mechanizm na świecie, obejmujący energetykę, przemysł, żeglugę, a także część emisji lotniczych. Od 2027 r. zostanie rozszerzony na transport drogowy i budynki, co otworzy nowy rozdział w europejskiej transformacji. Pytanie jednak brzmi: czy mechanizm ten jest wystarczająco skuteczny i sprawiedliwy?

Redukcje emisji a koszt gospodarczy

System ETS, wprowadzony dwie dekady temu, doprowadził do znaczących spadków emisji w sektorach objętych jego zakresem. Według danych unijnych, tylko w 2024 r. emisje w ramach systemu spadły o 5 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim, a w dłuższej perspektywie – od początku funkcjonowania – redukcja sięgnęła ok. 50 proc. Wynik imponujący, ale rodzi pytania o równowagę między ochroną klimatu a kosztami dla przemysłu.

Firmy, zmuszone do zakupu uprawnień emisyjnych, zyskują przewidywalność – co roku limit dostępnych uprawnień maleje, wyznaczając jasny sygnał inwestycyjny. To pozwala planować wdrożenie technologii niskoemisyjnych i zwiększa szansę na ich opłacalność w przyszłości. Z drugiej strony, przedsiębiorstwa działające w branżach energochłonnych obawiają się utraty konkurencyjności wobec producentów spoza UE, gdzie regulacje są łagodniejsze. Odpowiedzią Brukseli stał się mechanizm CBAM, czyli dostosowania cen na granicach z uwzględnieniem emisji. Jednak nie brak głosów, iż to rozwiązanie może rodzić konflikty handlowe i zwiększać napięcia dyplomatyczne.

UE wskazuje na pozytywne efekty: rozwój sektora energetyki wiatrowej, produkcji elektrolizerów czy pomp ciepła oraz eksport zielonych technologii wart 90 mld euro w 2024 r. Jednak przez cały czas pozostaje wątpliwość – czy to wzrost gospodarczy napędzany ETS, czy raczej efekt szerokiej polityki klimatyczno-przemysłowej, w której ceny emisji odgrywają tylko jedną z ról.

Innowacje, które wymagają skali

Fundusze powiązane z systemem ETS, takie jak Fundusz Innowacji czy Fundusz Modernizacyjny, finansują projekty o łącznej wartości liczonych w dziesiątkach miliardów euro. Przykłady obejmują stal niskoemisyjną czy pływające farmy wiatrowe. Od 2021 r. w samej tylko puli Innowacji zainwestowano 12 mld euro w prawie 200 przedsięwzięć. To dowód, iż system działa jako katalizator technologicznych przełomów.

Problemem pozostaje jednak skalowanie – technologie opracowane w laboratoriach czy w pilotażowych projektach muszą wejść na poziom przemysłowy, aby faktycznie zmienić strukturę gospodarki. Tymczasem wiele firm sygnalizuje, iż koszty transformacji są zbyt wysokie, a dostępne wsparcie – niewystarczające. Mechanizm ETS daje elastyczność w wyborze ścieżki redukcji emisji, ale nie odpowiada na pytanie, kto ponosi największy ciężar finansowy.

Energia a geopolityka

Kwestia niezależności energetycznej zyskała nowy wymiar po kryzysie energetycznym w latach 2021–2022. W 2024 r. rachunek UE za import energii sięgnął niemal 400 mld euro. Ustalanie ceny emisji w naturalny sposób premiuje inwestycje w lokalne źródła odnawialne i zmniejsza uzależnienie od importowanych paliw kopalnych.

Statystyki pokazują, iż w 2023 r. blisko połowa energii elektrycznej w UE pochodziła ze źródeł odnawialnych, a po doliczeniu energii jądrowej prawie 70 proc. wytworzono w sposób bezemisyjny. System ETS zatem działa jako katalizator tej zmiany, przesuwając inwestycje w stronę zielonych źródeł. Jednak pozostają wątpliwości czy mechanizm cenowy wystarczy, by utrzymać stabilność systemów energetycznych w obliczu rosnącego zapotrzebowania i wyzwań związanych z magazynowaniem energii.

Społeczna cena transformacji

Nie da się ukryć, iż opłaty za emisje przenoszą część kosztów na konsumentów. Ceny energii elektrycznej i cieplnej wzrosły w ostatnich latach, co w wielu krajach stało się paliwem dla populistycznej krytyki unijnej polityki klimatycznej. UE odpowiada, iż przychody z systemu wracają do obywateli i regionów.

Do tej pory ETS wygenerował ponad 200 mld euro dla państw członkowskich, które przeznaczono m.in. na transport publiczny, efektywne energetycznie budynki czy zieloną infrastrukturę. Fundusz Społeczno-Klimatyczny ma od 2026 do 2032 r. zgromadzić co najmniej 86,7 mld euro na wsparcie najuboższych – poprzez dopłaty do energii, programy izolacji domów czy mobilność niskoemisyjną.

Z kolei Fundusz Modernizacyjny przekazuje środki trzynastu państwom Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej. Już ponad 19 mld euro przeznaczono na modernizację sieci, odnawialne źródła czy projekty dostępu do energii. Z założenia ma to zmniejszać dysproporcje regionalne. W praktyce jednak pojawiają się głosy, iż tempo i skala transferów nie wystarczą, by złagodzić społeczne skutki transformacji w regionach silnie uzależnionych od paliw kopalnych.

Sprawiedliwość i globalny wymiar

Zasada „zanieczyszczający płaci” leży u podstaw ETS. Koszty emisji ponoszą podmioty odpowiedzialne, a nie społeczeństwo. To wydaje się sprawiedliwe, ale system nie eliminuje ryzyka regresywnego wpływu cen emisji na gospodarstwa domowe o niższych dochodach. Mechanizmy redystrybucyjne – fundusze modernizacyjne i społeczne – mają temu zapobiegać, ale skuteczność zależy od jakości wdrożenia w poszczególnych państwach.

Warto też pamiętać o wymiarze globalnym. ETS działa nie tylko w UE, ale obowiązuje również w Norwegii, Islandii i Liechtensteinie, a został powiązany ze szwajcarskim systemem. realizowane są prace nad integracją z systemem brytyjskim. Poza Europą podobne rozwiązania istnieją w Chinach, Korei Południowej, Kanadzie czy Nowej Zelandii. Bank Światowy podaje, iż ponad 80 jurysdykcji na świecie wprowadziło systemy opłat za emisje, obejmujące połowę globalnych emisji energetycznych.

To niewątpliwy sukces unijnej dyplomacji klimatycznej, która dzięki CBAM i ETS skłania inne państwa do podobnych działań. Jednak nie brak obaw, iż różnice w poziomie ambicji klimatycznych między regionami mogą generować nowe napięcia w handlu międzynarodowym i osłabiać solidarność globalną.

Ekonomiści lubią liczyć miliardy euro z funduszy i oszczędności wynikające z redukcji importu energii. Trudniej jednak uchwycić wartość korzyści zdrowotnych i środowiskowych. Redukcja emisji SOx, NOx czy pyłów PM2,5 oznacza mniej przypadków astmy, chorób układu oddechowego i sercowo-naczyniowego, a także mniej przedwczesnych zgonów. To przekłada się na niższe koszty opieki zdrowotnej, ale przede wszystkim na wyższą jakość życia, zwłaszcza w gęsto zaludnionych miastach.

Idź do oryginalnego materiału