„Pokonywane kilometry nakręcały nas do jazdy” – Dominik i Piotr objechali rowerami Polskę wzdłuż granic

11 miesięcy temu

Wyjechali rowerem z Kołobrzegu i po 3041 kilometrach do niego wrócili. Choć nawigacja czasami zawodziła, niekiedy lał deszcz, to Dominik i Piotr z Rogalinka spełnili swoje sportowe marzenie i objechali rowerem całą Polskę wzdłuż granic. Wyprawa trwała 25 dni.

Rowerami jeżdżą przez całe życie, kilka lat temu doszły kajaki jako forma rekreacji i odpoczynku. Wyprawy w góry, krótsze i dłuższe sportowe wyjazdy ze znajomym to pasja Dominika. Wiele tras rowerowych już przejechał i poszukiwał czegoś nowego. Pewnego razu trafił w Internecie na wpis osoby, która sama objechała Polskę wzdłuż granic. O swoim pomyśle powiedział koledze, który zaczął się śmiać, bo również wpadł na taki pomysł. Choć plan wydawał im się odległy i trudny do wykonania, do jego realizacji przeszli 2 lata po rozmowie. – Pierwszego lata zapomnieliśmy o naszej umowie, ale w zeszłym roku na jesień Piotrek powiedział mi, iż on na pewno pojedzie w kolejnym roku. Nie musiałem się zastanawiać, żeby oznajmić mu, iż chętnie do niego dołączę. Przed wyjazdem byłem w trakcie zmiany pracy, a potrzebowałem miesiąc urlopu. Na szczęście udało się wszystko tak zorganizować, iż mogłem wyruszyć spełniać swoje marzenie – opowiada Dominik. – Wcześniej myślałem, iż sam objadę rowerem Polskę, ale we dwóch było bezpieczniej i mogliśmy dzielić się nawigowaniem lub poszukiwaniem noclegu. Po przejechaniu tej trasy każdemu, komu udało się pokonać tyle kilometrów należy się szacunek – podkreśla Dominik.

Plan był taki, żeby codziennie przejechać podobną liczbę kilometrów i coraz bardziej zbliżać się do celu. Ruszyli z Kołobrzegu i zgodnie z ruchem wskazówek zegara pokonywali trasę. Mężczyźni zaplanowali kilka miejsc, do których chcieli dojechać, bo zostały im polecone lub znaleźli je w Internecie. – Poruszaliśmy się głównie trasami rowerowymi, takimi jak Velo Baltica, wzdłuż wybrzeża lub Green Velo, który prowadzi prawie równolegle wschodniej granicy. Tej drugiej trasy nie trzymaliśmy się zbyt dokładnie, ponieważ jest wytyczona przez lasy, piaszczyste drogi, czasami będące rozjechane przez ciężki sprzęt. Mocno nas tam wytrząsało i wybieraliśmy drogi asfaltowe. Samym rowerem po lesie nie jedzie się trudno, ale z bagażami jest znacznie trudniej – opowiada kolarz amator.

Jak przygotować się do takiego wyjazdu?
Miesięczna wyprawa wiąże się z zabraniem niemałego bagażu, który i tak mężczyźni mieli ograniczony do minimum. Rower Piotra waży 15 kg, a z załadunkiem 45 kg. Swoje rzeczy wiózł w rowerowych sakwach. Dominik po wyjeździe do Jury Krakowsko-Częstochowskiej nie odczuwał przyjemności z jazdy z tym typem przewożenia niezbędnych pakunków. Postanowił kupić przyczepkę rowerową. Czy okazało się to strzałem w dziesiątkę? – Długo kombinowałem, żeby spakować się w coś innego niż sakwy. Zrobiłem research i zdecydowałem się na przyczepkę, której waga z bagażem nie przekroczyła 30 kg. Jechało mi się dosyć fajnie, lżej niż z sakwami. Zabraliśmy ze sobą 2-3 koszulki, spodenki kolarskie, kilka par skarpet, bluzę, długie spodnie oraz nieprzemakalny komplet z nakładkami na buty. Przydał się on nam 3 razy, ale okazało się, iż jest nieprzemakalny przez 30-40 minut – wspomina Dominik.

Do swojego wyposażenia obowiązkowo zabrali namiot, śpiwór i karimatę. Liczyli, iż nocleg w hostelu lub agroturystyce uda im się załatwić 2 lub 3 razy w tygodniu. Ku ich zaskoczeniu skorzystali z namiotu tylko 2 razy. Jak relacjonuje Dominik, cena za pole namiotowe wynosiła średnio 30 zł, do tego należało doliczyć jeszcze prysznic i inne opłaty. Nocleg w hostelach wynosił zwykle 60 zł, jednak mogli porządnie się tam wyspać i wypocząć po przejechanych kilometrach w bardziej komfortowych warunkach niż na polu namiotowym. Rozkład dnia Piotra i Dominika codziennie był podobny. Wyruszali zaraz po śniadaniu, a koło południa zatrzymywali się na lunch i wtedy rezerwowali nocleg. Pokonywanie kolejnych kilometrów trwało do 17 lub 18. Dzień kończyli zwykle o godzinie 20, robiąc zakupy na kolację i śniadanie. Potem przychodził czas na małe pranie, kąpiel i zasłużony odpoczynek.

Przygotowanie fizyczne przed dłuższą aktywnością sportową jest bardzo ważne, ale kolarze amatorzy przez cały czas regularnie trenują grę w piłkę nożną, kajakarstwo, kolarstwo, trekking i biegi. Nie czuli potrzeby, iż muszą więcej pracować nad swoją formą przed wyprawą rowerową. – Bardziej martwiłem się o siebie psychicznie czy jestem w stanie pokonać tą trasę. Piotr uprawia trochę mniej dyscyplin sportowych, za to cały czas jeździ rowerem i ma za sobą więcej kilkudniowych samotnych wypraw. Naszym przygotowaniem testowym był wyjazd pociągiem do Szczecina i powrót rowerem z bagażami i przyczepką. Rowery składamy od podstaw i serwisujemy sami, dlatego miesiąc przed wyjazdem każdy z nas miał przygotowane wszystko, co trzeba – relacjonuje Dominik. Niestety nie uniknęli awarii – Dominikowi uszkodził się amortyzator od przyczepki, ale dzięki temu, iż mieli ze sobą gumowe ekspandery z haczykami udało się w porę naprawić usterkę i dojechać do Kołobrzegu. Koledze, który na kilka dni dołączył do mężczyzn uszkodził się przedni bagażnik, ale poratowali go plastikowymi opaskami zaciskowymi i taśmą klejącą, która usztywniła mocowanie. Na szczęście nic poważniejszego się nie wydarzyło.

– Najtrudniejszy podczas tej wyprawy był teren pagórkowaty na południu Polski. Fizycznie odczuwaliśmy też pewne dolegliwości – ból stóp od pedałów, drętwiały mi ręce, Piotra bolało kolano – jednak najgorszy był ból pośladków wynikający z otarć. Drugiego i trzeciego dnia martwiłem się o to, czy przez to dam radę jechać dalej. Miałem dużo siły, ale taki ból dyskwalifikuje człowieka. Na szczęście po 3-4 dniach zacząłem się do tego przyzwyczajać – dzieli się przeżyciami Dominik. Kolejną barierą do przełamania była wysoka temperatura powietrza oraz rutyna. – Przychodziły takie momenty, kiedy patrzyliśmy sobie w koło i wszystko co było widać dookoła to pole i nic się nie działo. Musieliśmy przejechać kilka kilometrów drogą asfaltową prosto, gdzie samochody i hałas były najgorsze – przypomina sobie kolarz amator.

Teren pagórkowaty był najtrudniejszym do przejechania.

Przede wszystkim bezpieczeństwo
Oprócz fizycznego przygotowania należało zadbać także o bezpieczeństwo podczas jazdy. Rowerzyści dla niektórych kierowców bywają utrapieniem na drodze. Wszyscy uczestnicy ruchu muszą przestrzegać zasad i kultury. – Czuliśmy się bezpiecznie podczas jazdy. Korzystaliśmy choćby z dróg krajowych, ale niechętnie. Kiedy mieliśmy już dość jazdy po wymagającej drodze leśnej albo gonił nas czas, decydowaliśmy się na przejazd kilkanaście kilometrów po krajówkach. Moja przyczepka miała specjalny znacznik, a dodatkowo przyczepiłem do niej flagę Polski, dzięki czemu byłem widoczny z większej odległości. Nikt nas nie strąbił, a zdarzało mi się kilka razy słyszeć dźwięk klaksonu jeżdżąc po drogach asfaltowych. Po krajówkach nie jeździ się komfortowo, bo znajduje się tam dużo tirów i kierowcy wyprzedzają „na trzeciego”, ale uniknęliśmy sytuacji, podczas których coś mogłoby nam się wydarzyć – podsumowuje Dominik.

Podczas wyprawy dookoła Polski zdarzyło się również wiele miłych chwil. Dominika szczególnie zachwyciła miejscowość Stańczyki w województwie warmińsko-mazurskim. Znajdują się tam dwa mosty kolejowe wybudowane na początku XX wieku. Mosty w Stańczykach są najwyższymi nieczynnymi mostami kolejowymi w Polsce. Mają ponad 36 metrów wysokości, 180 metrów długości i 5 przęseł. Niektórzy nazywają je akweduktami nawiązując do rzymskich akweduktów Pont du Gard we Francji. Poznali tam też osoby, z którymi przez cały czas utrzymują znajomość. Ludzie, których Piotr i Dominik spotykali podczas swojej wyprawy byli zdumieni, kiedy dowiadywali się, iż ich punktem początkowym jest Kołobrzeg i w tej miejscowości też chcą zakończyć swoją podróż. Choć nie od razu wyjawiali swój punkt startowy, tylko miejscowość, z której wyruszyli danego dnia. Ludzie zwykle reagowali pozytywnie i często zadawali im wiele pytań o ich wyprawę. Dużo osób chciało dowiedzieć się jak najwięcej. Raz zostali choćby zaproszeni na grilla.

Niektóre drogi rowerowe były wyjątkowe.

Czy taka wyprawa jest dla wszystkich?
25 dni w podróży może wydawać się wyzwaniem, a tak długi czas spędzony na rowerze dla niektórych może być niewykonalny. Wbrew pozorom mężczyznom nie było trudno zorganizować tej wyprawy. W ich przypadku wystarczył podział obowiązków podczas pokonywania trasy, odpowiednie przygotowanie rowerów, zminimalizowanie bagażu i znalezienie sposobu, żeby go komfortowo przewozić. Jak podkreśla Dominik jeżeli ktoś jest niedzielnym rowerzystą, nie jeździ jednorazowo ponad 100 km, tylko krótkie trasy bez bagażu, to nie polecałby decydować się na taką wyprawę. – Trzeba być zawziętym i sporo jeździć rowerem. Zdziwiłem się kilka razy, iż jest ciężej niż sądziłem. Jednak pokonywane kilometry i euforia z odwiedzin fajnych miejsc nakręcała nas do jazdy – opowiada. Niekiedy kolarze amatorzy mogą pozwolić sobie na wsparcie osób, które zajmują się wożeniem bagażu, sprzętu i logistyką. Niestety Dominik i Piotr nie mieli takiej możliwości, jednak poradzili sobie ze wszystkim sami.

To nie koniec sportowych planów
Rower, kajakarstwo i trekking górski są dla Dominika ulubionymi rozrywkami. Odkąd pamięta jeździ na rowerze, a od kilku lat bardzo chętnie pływa kajakiem, na którym odpoczywa, wycisza się i pokonuje trasy wąskich, krętych rzek z powalonymi drzewami. Z entuzjazmem stwierdził, iż nie może doczekać się kolejnego wyjazdu, bo od 2 miesięcy nie miał okazji być na sportowej wycieczce. Wraz z kolegami pokonał też trasę kajakarską od ujścia Warty do Jeziorska. – 10 lat temu zaczęliśmy jeździć na weekendowe wyprawy. Nie są to drogie wyjazdy, a jak człowiek już raz ich zasmakuje, to potem ciągnie go, żeby aktywnie spędzać czas – mówi Dominik. Zapytany czy ma jakieś dalsze sportowe plany odpowiedział, iż na razie nie myśli o wyprawach rowerowych, chociaż jego kolega zażartował, iż może następnym razem pojadą rowerami do Chorwacji. Dominik z uśmiechem podkreśla, iż musi minąć trochę czasu i wyleczyć wszystkie podrażnienia, żeby zacząć snuć takie plany.

Wyprawa rowerowa wzdłuż granic Polski była marzeniem Dominika i Piotra. Pokonali swoje bariery oraz odkryli jaka siła w nich drzemie. Teraz przyszedł czas na inne wyzwania niż rower – Główny Szlak Beskidzki liczący 500 km. Mężczyźni chcą przejść go pieszo – od schroniska do schroniska lub z noclegiem na łonie natury. Jak na razie jest to kolejne sportowe marzenie, na którego realizację na pewno przyjdzie czas.

Dominik i Piotr zwiedzili wiele ciekawych miejsc.

Idź do oryginalnego materiału