Serie wydawnicze z modelami samochodów kilka lat temu szturmem podbiły rynek. Określane głównie jako „samochody PRL” w różnych wariantach, zawierały modele aut osobowych w skali 1:43 oraz autobusów i ciężarówek w skali 1:72. Serie nie były drogie, a po modelach nie można było spodziewać się nadzwyczajnej dokładności. Ale dobrze, iż w ogóle były.
Teraz 1:24
W zeszłym roku wydawnictwo Hachette postanowiło zaatakować wyższą modelarską półkę i wypuściło próbną serię modeli w skali 1:24. Taka seria ukazała się już w Rosji i cieszyła się ogromnym powodzeniem. W Polsce na pierwszy ogień poszedł model Poloneza. Pierwszy nakład był bardzo mały, modele zniknęły błyskawicznie, przy okazji odradzając też znane z PRL zjawisko spekulacji: modele kupowane po oficjalnej cenie 40 zł natychmiast znajdowały się w internecie czy na giełdzie z potrójnym przebiciem.
W styczniu serię wznowiono już w pełnym nakładzie i Poloneza mógł po normalnej cenie kupić każdy kto go jeszcze nie miał. Kupiłem na próbę i ja, choć „samochody PRL” to nie moja bajka.
Polonez
Nie oczekiwałem zbyt wiele, w końcu 40 zł za samochód w skali 1:24 to naprawdę okazja. Polonez nie jest jednak złym modelem, zawiera pewne niedokładności i jakość jest typowa dla gazetkowej masówki – ale jako modelarz, a nie kolekcjoner natychmiast postanowiłem trochę go poprawić. Sam model odwzorowany jest dobrze i proporcjonalnie. Po przeliczeniu długości prawdziwego samochodu i zmierzeniu modelu okazuje się, iż jedynie wysokość jest adekwatna. Długość i szerokość są o kilka milimetrów za małe, jest to jednak w tej skali do zaakceptowania. Nie przeraża też wykonanie – przeciwnie, jak na model wielkoseryjny jest bardzo dobre. Zadbano o światła we właściwym kolorze, chromowane klamki i lusterko, wycieraczki itp.
We wnętrzu prawidłowo odwzorowano tablicę rozdzielczą, a boczki drzwi są wręcz doskonałe, ze wszystkimi przetłoczeniami, podłokietnikami, klamkami, a choćby światełkami otwarcia drzwi. Nieźle wyglądają fotele, choć to w nich kryje się największy błąd: Polonezy zawsze miały pełne zagłówki, a model ma „dziurawe”. Fotele, podłogę i tylną półkę pomalowano na jasnobrązowo, w kolorze niekoniecznie przypominającym fabryczny kolor tapicerki. Jest więc co poprawiać.
Producent nie ułatwia tego zadania – model do podstawki przykręcony jest śrubami z trójkątnym otworem, takimi samymi skręcono nadwozie z podwoziem. To chyba najrzadziej stosowane otwory łbów śrub, ale trójkątne wkrętaki lub bity są łatwe do zdobycia w internecie.
Poprawki
Po otwarciu modelu na pierwszy ogień poszło wnętrze. Fotele i boczki drzwi zyskały kolor mniej więcej zgodny z oryginałem. Zaznaczyłem chromowane akcenty, a zagłówki przednich foteli pomalowałem na czarno – takie były we wszystkich Polonezach. Deskę zostawiłem czarną, choć w egzemplarzach z brązową tapicerką montowano też brązowe. Ramki bocznych szyb zyskały nowe chromy, a ich mocowania do dachu (wyglądające fatalnie) przykryłem wyciętą z bristolu na wymiar podsufitką. Wewnętrzne słupki pomalowałem na szaro.
Najważniejsza poprawka z zewnątrz to pomalowanie na czarno dołu przednich i tylnych błotników pomiędzy nadkolami a zderzakami. Ten brak najbardziej rzucał się w oczy w „fabrycznym” modelu. Poprawiłem też chromy i pomarańczowe kierunkowskazy na przednich błotnikach. Teraz Polonez prezentuje się dużo lepiej. Ale na tym kupowanie modeli z serii „Samochody PRL” zakończę.
Tekst i zdjęcia: Bartosz Ławski.
Nasze recenzje innych modeli znajdziecie tutaj.