Przypomnijmy - podczas październikowej sesji rady miasta, prezydent Andrzej Nowakowski poinformował, iż władze czekają bardzo trudne decyzje. W wyniku zbyt małej liczby dzieci, zlikwidowane mają zostać trzy miejskie przedszkola i jedna szkoła podstawowa.
Temat gwałtownie stał się gorący, a rodzice uczniów i przedszkolaków zaczęli wyrażać swój stanowczy sprzeciw. Argumentowali, iż dzieci zdążyły już zaaklimatyzować się w grupie, a tego rodzaju zmiany będą wiązać się dla nich z ogromnym (i niepotrzebnym) stresem. Część osób podejrzewa, iż za decyzją stoją deweloperzy, którzy chętnie wykorzystają te miejsca na nowe inwestycje. Jeszcze inni - choć analizując komentarze, jest to zdecydowana mniejszość - zauważyli główne źródło problemu.
Głównym winnym, niewidocznym na pierwszy rzut oka, ale dostrzegalnym, gdy spojrzymy na liczby jest niż demograficzny. Nie da się ukryć, iż dzieci rodzi się dziś drastycznie mało. Młodzi wyjeżdżają z Płocka - czy to za granicę, czy do większych miast. Rzadko kiedy wracają, a jeżeli już, osiedlają się na peryferiach.
To wszystko przekłada się na coraz mniejszą liczbę oddziałów i samych dzieci w szkołach czy przedszkolach. Według wstępnych danych, które przekazał prezydent, od nowego roku do wszystkich płockich przedszkoli będzie mogło pójść zaledwie 500 trzylatków. W Szkole Podstawowej nr 13 będzie za to uczyć się... zaledwie 23 uczniów. A utrzymanie tych placówek kosztuje.
Choć póki co nie wykluczam, iż mogą stać za tym również inne powody, statystyki mówią same za siebie. Złość, żal i frustracja rodziców jest w pełni zrozumiała, jednak póki demografia wygląda tak, jak wygląda, te trzy przedszkola i jedna szkoła to może być dopiero początek. jeżeli miasto ma funkcjonować i równomiernie inwestować w różne obszary życia, musi liczyć zyski i straty. Obecnie, przeważnie skupia się na tych drugich.
Demograficzny dramat to jedno, ale...
Chociaż - być może również dlatego, iż sytuacja nie dotyczy mnie osobiście - uważam tę decyzję za zrozumiałą, niektórzy rodzice trafnie wypunktowali pewne nieścisłości.
W Miejskim Przedszkolu nr 9, a więc jednym z tych, które prawdopodobnie zostaną zlikwidowane, miesiąc temu zakończono milionową inwestycję. Prezydent pochwalił się, iż wybudowano tam nowoczesny blok żywieniowy, z którego skorzystają podopieczni placówki. Zagospodarowano również środki na remont kuchni i placu zabaw w MP nr 14 - kolejnym, które ma zostać zlikwidowane. Wydanie tak dużej sumy, a następnie podjęcie decyzji o zamknięciu obiektów zwyczajnie się nie spina.
Druga kwestia - prezydent wspomniał, iż dla dzieci przeniesionych z tych placówek znajdą się miejsca w innych przedszkolach. Ale... co z pracownikami? Ratusz przekazał, iż postara się znaleźć zatrudniednie dla wszystkich przedszkolanek. Problem będzie za to stanowić pozostała część kadry - w tym pracownicy obsługi czy administracji. Czy uda się zadowolić wszystkich?
Najprawdopodobniej przekonamy się o tym dopiero za jakiś czas.
W tego rodzaju sporach, przynajmniej moim zdaniem, kluczem jest rozmowa. Prezydent może mieć przecież rację w liczbach, ale to mieszkańców zmiany dotkną bezpośrednio. Właśnie dlatego poznanie perspektyw obu stron i wspólne wypracowanie rozwiązania mogłoby ostudzić emocje oraz pomóc znaleźć złoty środek. jeżeli jednak brakuje dialogu, a co za tym idzie - porozumienia, choćby adekwatnie uzasadnione decyzje tracą sens.














