Robin Bacul: Tychy zostały w moim sercu na zawsze

gkstychy.info 9 miesięcy temu

Robin Bacul przez sześć lat reprezentował barwy GKS-u Tychy. W tym czasie zdobył mistrzostwo Polski oraz cztery Puchary Polski. Czeski napastnik był ulubieńcem kibiców, którzy często skandowali na meczach “Robin Bacul Robin!”. W wywiadzie podzielił się swoimi wspomnieniami, gdy reprezentował barwy Tyskiego klubu.

W 2004 roku dołączyłeś do GKS-u Tychy. Od tego wydarzenia minie za niedługo już dwadzieścia lat. Czy pamiętasz swoje pierwsze wrażenia z nowego klubu? Czy czymś się zaskoczył?

W tym czasie w Tychach znajdował się stary Stadion Zimowy. Po doświadczeniach z czeskiej ekstraligi byłem trochę zszokowany szatnią i zapleczem. jeżeli chodzi o drużynę, to od razu usiadłem ze wszystkimi. Wspaniali kibice i atmosfera podczas meczów zrównoważyły to uczucie.

W drużynie grałeś z numerem 91. Czy kryje się za tym jakaś historia czy jest to numer przypadkowy?

Zawsze grałem z numerami, w których było 9-9, 79, 19, 91. Po dotarciu do GKS-u sięgnąłem po numer 91. Kapitan Adrian grał z numerem 19 i nie mógłbym mu tego zrobić. Innej historii za tym nie ma.

W 2005 roku GKS Tychy sięgnął po swoje pierwsze upragnione mistrzostwo Polski. Jak wspominasz finał z Unią Oświęcim wygrany w play-offach 4:0?

To były bardzo ciężkie mecze, często rozstrzygane w rzutach karnych. Wiedzieliśmy, iż Oświęcim ma bardzo dobrą drużynę, która kilka razy z rzędu zdobywała tytuł. Tym bardziej cieszyliśmy się z wygranej, a wynik 4-0 był dla nas niesamowity.

Czy pamiętasz jakie panowały nastroje w mieście po zdobyciu mistrzostwa? Do dzisiaj w Internecie można znaleźć różne zdjęcia z fety mistrzowskiej jak np. przejazd drużyny ulicami miasta.

Ta przejażdżka była niesamowita, parada za nami, praktycznie ruch w całym mieście został przerwany z powodu naszego zwycięstwa i świętowania z tego powodu. Zdarzyło mi się to tylko raz w życiu, w Tychach. Myślę, iż całe miasto tym żyło. Sam mam film z tego wydarzenia i uwielbiam go oglądać i pokazywać moim dzieciom.

Po wygranym mistrzostwie GKS cztery sezony z rzędu zajmował drugie miejsce. Jak z perspektywy czasu myślisz, czego zabrakło, żeby zdobyć kolejny złoty medal?

Być może po zdobyciu tytułu nie mieliśmy już takiej pasji i chęci do tytułu, który już zdobyliśmy. Kraków miał bardzo dobrą drużynę, która jeszcze została uzupełniona o obcokrajowców. Oczywiście nie umniejsza to ich sukcesu, bo był zasłużony.

Swojego pierwszego gola w lidze dla Tychów strzeliłeś przeciwko Cracovii. Czy jakąś bramkę w barwach GKS-u szczególnie zapamiętałeś?

Tak, w głowie pozostały mi rzuty karne z finału z Krakowem w Pucharze Polski, gdzie miałem decydujący rzut karny, który zamieniłem na gola (2007 rok). Pamiętam też rzut karny w finale Pucharu Polski w Gdańsku, który zamieniłem na gola choćby przy okrzykach gdańskich kibiców (2008 rok).

Czy był jakiś zawodnik, z którym szczególnie dobrze Ci się grało i zawsze rozumieliście się na lodowisku?

Byli to Adrian Parzyszek i Sebastian Gonera. Ale z nikim nie miałem problemu. Ale z tymi dwoma grało mi się najlepiej.

W 2010 roku odszedłeś z GKS-u Tychy. Dwa lata później przeszedłeś na hokejową emeryturę. Jak wspominasz tamten rok i czas odejścia z klubu?

W tamtym momencie poczułem potrzebę zmiany klubu, w którym grałem. W drużynie GKS Tychy trochę się popsuło. Dziś często zastanawiam się, czy wszystko potoczyłoby się inaczej i grałbym jeszcze dłużej, gdybym został w Tychach. Ale stało się jak się stało. Tychy zostały w moim sercu na zawsze.

Masz na pewno wiele ciekawych historii i anegdot, gdy byłeś graczem GKS-u. Czy chciałbyś nam jakąś opowiedzieć?

Zaskoczyło mnie to, iż po tylu latach, gdy w zeszłym roku byłem z rodziną na urlopie na zaporze w Oleśnie, zostałem tam rozpoznany przez polskich kibiców. To naprawdę wspaniałe, cieszę się, iż pamiętają mnie w dobry sposób. Kibice w Tychach byli i przez cały czas są fantastyczni. Wciąż mam nadzieję, iż klub GKS Tychy zorganizuje jakąś imprezę upamiętniającą zdobycie tytułu i zostanę zaproszony wraz z kolegami z drużyny, których chciałbym ponownie spotkać w tyskim środowisku.

Czy masz do dzisiaj kontakt z którymś z byłych kolegów z GKS-u?

Tak, przez cały czas utrzymuję kontakt z Krzysztofem Majkowskim, Adrianem Parzyszkem i oczywiście Wojciechem Matczakiem. A także z innymi byłymi kolegami z drużyny.

Kiedy ostatni raz byłeś w Tychach? Nie da się ukryć, że swoją postawą na lodowisku zapisałeś się w historii klubu i jesteś ciągle pamiętany w naszym mieście.

Ostatni raz byłem w Tychach, kiedy zostałem wprowadzony do Tyskiej Hokejowej Galerii Sław. Byłem szczęśliwy i oczywiście przyjąłem zaproszenie. Potem nie było już okazji, ale na pewno chciałbym przyjechać tam z moim synem, aby pokazać mu środowisko, w którym grałem i wspaniałą atmosferę lokalnego hokeja.

Czym w tej chwili się zajmujesz? Czy twoje życie dalej jest związane z hokejem?

Mam firmę, ale przez cały czas kocham hokej. Trenuję rocznik 2012 w HK Ďáblíci Nový Jičín. Gramy również z polskimi drużynami i jeździmy na turnieje do Polski. W drużynie mam również swojego syna, Robina. Oczywiście również gra z numerem 91.

Teraz bardziej koncentruję się na hokeju dzieci. Jeśli chodzi o hokej mężczyzn, to trenowałem również starszych, ale w tej chwili bardziej spełniam się w pracy z dziećmi. Oczywiście nie mówię, iż kiedyś nie wrócę do dorosłego hokeja, ale na razie jest jak jest.

Na sam koniec gdybyś mógł powiedzieć kilka słów do kibiców GKS-u Tychy.

Zdecydowanie brakuje mi atmosfery, która w Tychach była fantastyczna i niepowtarzalna, nigdzie indziej tego nie doświadczyłem. Nawet teraz słyszę w głowie „Robin Bacul Robin”, które często było śpiewane, aż łzy napływały do oczu. Bardzo dziękuję za to doświadczenie, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Mam nadzieję, iż będzie jeszcze okazja spotkać się z kibicami, a także z moimi byłymi kolegami z drużyny i zarządem klubu.

Dziękuję za wywiad.

Rozmawiał: Damian Chmura

Idź do oryginalnego materiału