Robot i pirotechnicy. Sparaliżowane pociągi do Warszawy

54 minut temu

Podejrzany pakunek, robot do rozpoznawania materiałów wybuchowych, zamknięte perony – i setki pasażerów, którzy utknęli w pociągach. A wszystko przez rzeczy osobiste, które ktoś zostawił bez opieki.

Fot. Warszawa w Pigułce

Tuż przed godziną 13:00 w poniedziałek 24 listopada policjanci patrolujący Dworzec PKP Gdańsk Główny zauważyli coś, co natychmiast uruchomiło procedury bezpieczeństwa. Na jednym z peronów leżał pozostawiony bez opieki pakunek. W dzisiejszych czasach, gdy alarmy bombowe na lotniskach stają się niemal codziennością, nikt nie może sobie pozwolić na lekceważenie takich sygnałów. Konsekwencje były natychmiastowe i dotkliwe dla wszystkich podróżnych.

Gdy dworzec zamienia się w strefę zagrożenia

Reakcja służb była błyskawiczna i zgodna z procedurami. Miejsce znalezienia podejrzanego pakunku zostało natychmiast zabezpieczone. Funkcjonariusze wyznaczyli strefę bezpieczeństwa, do której nie miał dostępu nikt z postronnych. Zamknięto perony I i II – właśnie tam, gdzie ruch pasażerski jest zwykle najintensywniejszy.

„Miejsce znalezienia pakunku zostało gwałtownie zabezpieczone a funkcjonariusze zaczęli wyjaśniać sprawę” – informuje podinspektor Magdalena Ciska, oficer prasowy gdańskiej policji. Na miejsce ściągnięto poważne siły. Policja, straż pożarna, Wojska Obrony Terytorialnej – wszyscy stawili się na dworcu w pełnej gotowości.

Robot wkracza do akcji

Około godziny 15:00, ponad dwie godziny po odkryciu pakunku, do akcji przystąpili policyjni pirotechnicy. Z nimi przybył specjalistyczny robot – maszyna zaprojektowana właśnie do takich sytuacji. Jej zadanie? Zbliżyć się do potencjalnie niebezpiecznego przedmiotu, zbadać go, a w razie konieczności – przenieść w bezpieczne miejsce. Takie roboty to standardowe wyposażenie jednostek antyterrorystycznych i pirotechnicznych na całym świecie. Wyposażone w kamery, czujniki, ramiona manipulacyjne, mogą wykonywać delikatne operacje bez narażania życia ludzi. W przypadku gdańskiego pakunku ich zadanie było relatywnie proste – sprawdzić zawartość i ustalić, czy stanowi zagrożenie.

Gdy pociągi nie mogą jechać

Dworzec Gdańsk Główny to jeden z najważniejszych węzłów komunikacyjnych północnej Polski, przez który codziennie przejeżdżają dziesiątki tysięcy pasażerów.

Wstrzymanie ruchu pociągów na odcinku Gdańsk Główny – Gdańsk Śródmieście – Gdańsk Główny oznaczało w praktyce paraliż systemu. Początkowo zamknięto jeden tor, potem kolejny. Około godziny 14:20 podjęto decyzję o całkowitym wstrzymaniu ruchu przez stację. To była konieczność – bezpieczeństwo jest zawsze priorytetem.

Konsekwencje były dramatyczne dla podróżnych. Część pociągów zatrzymała się przed dworcem, tuż za sygnalizacją. Pasażerowie siedzieli w wagonach, obserwując przez okna rozgrywający się dramat, nie mając pojęcia, jak długo będzie trwać oczekiwanie. Inni, którzy zdążyli wejść na peron, zostali poproszeni o opuszczenie strefy zagrożenia i schronienie się w bezpiecznych częściach dworca.

Opóźnienia narastały

Efekt domina był nieunikniony. Na stacji Gdańsk Wrzeszcz – kolejnym ważnym węźle komunikacyjnym Trójmiasta – zaczęły się kumulować opóźnienia. Początkowo mówiło się o 10-30 minutach. Ale każda minuta przestoju na Głównym przekładała się na kolejne opóźnienia na całej linii.

Pociągi Regio, które obsługują połączenia regionalne, kursowały z poważnymi zakłóceniami. Część składów została przekierowana na tory boczne, by zrobić miejsce dla ewentualnych operacji ratunkowych. SKM – Szybka Kolej Miejska obsługująca Trójmiasto – musiała zmienić schemat jazdy, korzystając z alternatywnych torów.

Zamknięto także częściowo tunel łączący perony dalekobieżne. To kluczowa arteria dla pasażerów przesiadających się między różnymi połączeniami. Jej zamknięcie oznaczało jeszcze więcej chaosu i dezorientacji.

Władze Zarządu Transportu Miejskiego w Gdańsku podjęły decyzję o wprowadzeniu honorowania biletów kolejowych w komunikacji miejskiej. Początkowo zapowiadano, iż potrwa to do godziny 16:30, później przedłużono do 17:00. To częściowo rozwiązywało problem – pasażerowie mogli przynajmniej jakoś dotrzeć do celu, choć oczywiście z opóźnieniem i korzystając z zupełnie innego środka transportu niż planowali.

Koniec akcji, pociągi wracają do kursowania, przez cały czas ogromne opóźnienia

Po długich godzinach napięcia przyszedł moment rozstrzygnięcia. Pirotechnicy sprawdzili pakunek dokładnie, używając do tego zarówno robota, jak i własnej ekspertyzy. Wynik? Żadnego zagrożenia. W podejrzanym pakunku znajdowały się jedynie rzeczy osobiste.

„Policjanci sprawdzili pakunek i ustalili, iż nie stanowi on zagrożenia, a w środku znajdują się rzeczy osobiste” – przekazała później policja. Dla służb to była dobra wiadomość. Dla pasażerów to informacja, iż cały ten chaos, wszystkie opóźnienia, zmarnowane godziny, to efekt czyjejś zwykłej nieuwagi.

Idź do oryginalnego materiału