Romuald Figielus z Opola. Kajakarz, maratończyk – człowiek nie do zdarcia

4 godzin temu

– Jakiś czas temu wysypałem swoje medale w pokoju gościnnym, który ma około 4 na 5 metrów – opowiada Romuald Figielus. – Ułożyłem je obok siebie i zakryłem całą podłogę. Praktycznie nie schodzę z przysłowiowego podium, gdziekolwiek startuję. I owszem, to przyjemne, ale nie jest to mój główny cel. Sam start daje mi ogromną euforia i motywację do kolejnych wyzwań. Chcę promować zdrowy styl życia i sportową rywalizację w duchu fair play. Pragnę być dobrym przykładem zarówno dla młodych, jak i dla osób dojrzałych. Pokazywać, iż warto się ruszać — niezależnie od wieku.

Ostatnio podczas mistrzostw świata w Portugalii W kategorii Masters 60–64 lata zdobył złoty medal na 500 m i srebrny na 200 m w konkurencji kanadyjek. W zawodach brało udział ponad 450 sportowców z 35 krajów. Do Montemor-o-Velho dotarł samochodem, pokonując 6738 km z kanadyjką C1 na dachu. To jednak nie był jego rekord — kiedyś przejechał około 9000 km, by wystartować na Litwie. Bo dla niego starty to także piękna „pozasportowa przygoda”.

– Rywalizacja to piękna sprawa, ale jeszcze bardziej cieszy mnie poznawanie życia wokół mnie – podkreśla. – Mam znajomych na całym świecie, nie tylko sportowców. Wielu poznałem właśnie podczas takich wypraw. Koszty są niemałe, ale przecież nie o pieniądze tu chodzi…

Trudno zliczyć medale

Najbardziej udaną imprezą w jego wykonaniu było World Masters Games 2009. Czyli igrzyska weteranów w Sydney. Tam wywalczył aż 15 medali z czego 12 złotych. Przebił tym samym swój wyczyn z 2005 roku. Kiedy to do kanadyjskiego Edmonton jechał po „skromne” dwa krążki… A zdobył ich 10, z czego osiem złotych. Na uwagę zasługuje również fakt, iż choćby swoją obecną życiową partnerkę Magdalenę namówił na wspólny start na Igrzyskach Europa Masters Games w 2023 roku w Tampere. Zdobyli tam dwa srebrne medale C2 Mix na 200 i 500 m. A był to jej życiowy debiut.

To, co zawsze wyróżniało Figielusa, to uniwersalność. Wielokrotnie stawał bowiem na podium najważniejszych zawodów. Zarówno w sprintach, średnich dystansach, czy też z równym powodzeniem ścigał się w wyścigach, liczących sobie po kilkanaście lub choćby kilkadziesiąt kilometrów. Choć ostatnio nie trenuje tak dużo, jak wtedy, gdy był nieco młodszy. Choć i tak czas, który poświęca na poszczególne zajęcia, robi wrażenie.

– Przed docelową imprezą wystarczy mi miesiąc lub półtora treningu – opowiada. – Ćwiczę od trzech do sześciu dni w tygodniu: woda, biegi, siłownia, gimnastyka. Na wodzie spędzam godzinę, czasem rano i wieczorem. Po wodzie siłownia, 30 do 45 minut. Bieganie to już różnie, od 30 do 120 minut.

Zaczęło się od… pompek

Jego przygoda z kajakami zaczęła się blisko pół wieku temu, gdy podczas wakacji trenujący w szkolnym klubie koledzy z podwórka zaimponowali mu tym, iż robili po 15 pompek. Zapisał się do SZS MKS Zryw Opole, gdzie najpierw opiekował się nim Stanisław Michalczuk, a następnie trafił pod rękę Bogusława Wachala, ówczesnego dyrektora Szkoły Podstawowej nr 11.

– Kładł mocny nacisk na technikę wiosłowania i ogólny rozwój młodych zawodników – wspomina. – Ćwiczenia głównie z własnym ciężarem ciała, gimnastyka, bieganie, siła, wytrzymałość. To dla młodych fundament i recepta, aby długo pozostać zdrowym i odpornym człowiekiem. Do tego sport również uodparnia na stres, który jest codziennością dla wszystkich.

Można zaryzykować stwierdzenie, iż bardziej jest rozpoznawalny poza Polską. Przygotowywał młodych zawodników i zawodniczki choćby w Irlandii, gdzie przysłużył się do sukcesów m.in. sławnej dziś Jenny Egan, multimedalistki największych imprez świata. Z kolei pochodzącego z Opolszczyzny Andrzeja Jezierskiego nie tylko uczył abecadła tego sportu, ale także przywrócił mu po latach miłość do kajaków. Do tego stopnia, iż ten w barwach Irlandii wystartował w Igrzyskach Olimpijskich 2012, a po powrocie do Polski zdobył po długiej przerwie mistrzostwo naszego kraju. Z kolei w Niemczech jego podopieczni zdobyli ponad 20 medali mistrzostw kraju, w tym sześć złotych.

Romuald Figielus – prezes

W międzyczasie coraz częściej przyjeżdżał do rodzinnego miasta i rozkręcił na nowo kajakowy Zryw Opole, choć już pod nazwą MKS Ironada Canoe Club Opole. Ta była hołdem złożonym mamie Władysławie Figielus, którą nazywano „Ada”. Co było swoistego rodzaju grą słów polsko-angielskich i znaczyło „Żelazna Ada”. Mama pana Władysława ma się dobrze: liczy sobie 94 lata i wciąż wspiera syna w jego poczynaniach. Niemniej, potem klub zmienił nazwę na obecną: KKS Gwardia Opole.

Jako prezes sprowadził do Opola Pawła Baraszkiewicza, wicemistrza olimpijskiego z Sydney. Ten miał wystartować także na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie w 2012 roku. A jako jedyny polski kanadyjkarz posiadał kwalifikacje, ale ostatecznie ze startu wyeliminowała go kontuzja. Figielus wówczas pomagał w treningach trenerowi reprezentacji.

– W Polsce wszystkie kluby, które reaktywowałem i prowadziłem, były i są stowarzyszeniami użyteczności publicznej. Wszystkie zajęcia dla dzieci i młodzieży przeprowadzałem nieodpłatnie. Sprzęt i zajęcia niejednokrotnie finansowałem z własnej kieszeni i pracowałem jako wolontariusz – zauważa.

Romuald Figielus – maratończyk

Druga miłością Figielusa są maratony. Pierwszy pobiegł w Berlinie w 2000 roku, by uczcić narodziny córki Ines, która miała wtedy pięć miesięcy. Przygotowywał się przez blisko 60 dni i odbył w tym czasie 26 sesji treningowych.

– Lekkoatleta, którego poznałem przy rozdawaniu numerów startowych, powiedział mi: „Jak przebiegniesz, będziesz biegał do końca życia”. Miał rację. Spotkałem go na mecie i później wiele razy w różnych częściach świata – wspomina.

Na koncie ma ponad 40 ukończonych maratonów, m.in. w Chicago, Dublinie, Nowym Jorku, Paryżu i Tokio.

– Wysiłek podczas takiego biegu jest wielki, ale to dla mnie ekscytujące – mówi. – Nie będę jednak szczególnie namawiał do tej aktywności, bo to naprawdę duże wyrzeczenie.

Co ciekawe, jego dorosła już córka również postanowiła spróbować swoich sił. Dlatego „rozpisał” jej trening i we wrześniu 2024 przebiegli razem trasę 50. edycji Maratonu Berlińskiego. Po wszystkim była bardzo wyczerpana, ale szczęśliwa.

Jaki jest więc przepis Romualda Figielusa na sukcesy i na taką formę w wieku 63 lat?

– Czasem mówię o sobie „my, stare dziadki…” i koledzy mnie upominają – śmieje się. – Staram się żyć radośnie, nie przejmować się niepowodzeniami. Smutek można zastąpić ruchem, skoncentrować się na czymś innym. Jem to, co mi smakuje, piję dużo wody, trzymam wagę bez stresu. Wszystkim życzę szczęścia każdego dnia z rana.

Czytaj także: Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży 2025. Nasi bardzo dobrze na bieźni i w wodzie

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału