Rynek aut elektrycznych hamuje. Firmy kupują kredyty, by uniknąć kar

bejsment.com 3 godzin temu

Kanadyjscy producenci samochodów alarmują, iż obowiązek sprzedaży pojazdów elektrycznych w obecnym kształcie może kosztować branżę miliardy dolarów. Powodem są umowy na zakup tzw. kredytów kupieckich, które mają pomóc firmom wypełnić rządowe cele, jeżeli sprzedaż EV okaże się zbyt niska.

– Według naszych szacunków na same kontrakty przeznaczono już ponad miliard dolarów, a do 2030 roku koszty mogą przekroczyć 3 miliardy – powiedział Brian Kingston, prezes Canadian Vehicle Manufacturers’ Association, reprezentującej Forda, GM i Stellantis.

Zasady przewidują, iż od 2027 r. producenci będą musieli zapewnić, by co najmniej 20 proc. nowych aut osobowych, SUV-ów i lekkich ciężarówek było bezemisyjnych, a w 2035 r. wszystkie nowe samochody sprzedawane w Kanadzie mają być elektryczne. Firmy, które nie spełnią wymogu, mogą kupować kredyty od producentów takich jak Tesla, która nie sprzedaje aut spalinowych i ma ich nadwyżkę.

Problem w tym, iż rynek samochodów elektrycznych w Kanadzie przeżywa turbulencje. Po zakończeniu programu dopłat w styczniu sprzedaż gwałtownie spadła – w lipcu EV stanowiły zaledwie 7,7 proc. rynku, wobec 18 proc. pod koniec ubiegłego roku.

Alternatywnie producenci mogą inwestować w infrastrukturę ładowania – jeden kredyt za każde 20 tys. dolarów – ale przepisy ograniczają tę możliwość do 10 proc. wymaganego celu.

– Istnieje obawa, iż wraz ze wzrostem wymagań kredytów na rynku zacznie brakować – ostrzega David Adams, szef organizacji reprezentującej Hondę, Toyotę i Hyundaia.

Rząd federalny wstrzymał na razie realizację nakazu, tłumacząc decyzję koniecznością zapewnienia płynności finansowej branży w obliczu amerykańskich ceł, które w lipcu objęły kanadyjskie auta i części o wartości ponad 380 mln dolarów.

O co chodzi z tymi kredytami dla firm?

Rząd Kanady wprowadził przepisy, które zobowiązują producentów samochodów do tego, aby z roku na rok sprzedawali coraz więcej pojazdów elektrycznych (EV). To są tzw. mandaty sprzedażowe.

Jeśli firma (np. Ford, GM czy Stellantis) nie sprzeda wymaganej liczby aut elektrycznych, wtedy brakuje jej do wypełnienia celu. A ponieważ nie można tego po prostu zignorować, przepisy przewidują system „kredytów”.

Jak to działa?

  • Za każdy sprzedany samochód elektryczny firma dostaje kredyt.
  • Musi ich zebrać tyle, ile wynosi rządowy cel na dany rok.
  • Jeśli nie sprzeda wystarczająco dużo EV, może dokupić kredyty od producentów, którzy mają ich nadwyżkę (np. Tesla, bo sprzedaje tylko elektryki).

To trochę tak, jak z lekcjami w szkole: rząd mówi „wszyscy macie zdać test na piątkę z elektryków”. jeżeli sam się nie nauczyłeś (czyli nie sprzedałeś wystarczająco aut), to musisz „odkupić punkty” od kolegi, który ma nadwyżkę (czyli sprzedał dużo więcej elektryków, niż wymagał od niego rząd).

Dlaczego to kosztuje miliardy?

Bo kredyty nie są darmowe. Firmy muszą płacić Tesli czy innym producentom za te brakujące punkty. A iż sprzedaż EV w Kanadzie w ostatnich miesiącach spadła, to koncerny spalinowe nie wyrabiają się z normą – i muszą zabezpieczać się kontraktami na zakup kredytów na przyszłość.

Według branży do 2030 roku takie zakupy mogą kosztować choćby ponad 3 miliardy dolarów.

Na podst. Canadian Press i EwaNews

Idź do oryginalnego materiału