Skandal w meczu Jagiellonii. O Jezus, Maria - zdarzyła się awaria!

dziendobrybialystok.pl 2 dni temu

To był horror godny reżyserii Alfreda Hitchcocka - tak należy powiedzieć o meczu Jagiellonia Białystok - Raków Częstochowa zakończonym remisem 2:2. W tym meczu było wszystko: walka, gole, kontrowersyjne decyzje sędziów, awaria VAR-u i sporo kolorowych kartoników. Wyrównujący gol padł w 10 minucie doliczonego czasu gry i wywołał gigantyczną awanturę między zawodnikami gości a sędzią Jarosławem Przybyłem. Jakby tego było mało to niemalże natychmiast po meczu okazało się, iż przez pierwszy kwadrans nie działały kamery VAR i sędziowie oglądali czarne ekrany. Był to mecz z tak wielką ilością emocji i zdarzeń jakie zdarzają się raz na dekadę, a może jeszcze rzadziej. - Nigdy nie komentuję decyzji sędziowskich. Ich ocenę zostawiam państwu. Wiemy, iż były to kontrowersyjne momenty, ale musimy zaakceptować to, co się wydarzyło - powiedział Adrian Siemieniec, trener Jagi po meczu. Kompletnie nic nie powiedział o sędzim na konferencji prasowej Marek Papszun, trener Rakowa. Bo o ile potwierdzi się wiadomość, którą po meczu ujawnili dziennikarze to mieliśmy do czynienia z wielkim skandalem. No ale do rzeczy: w 3 minucie po podaniu Frana Tudora w pole karne Jagiellonii wpadł Michael Ameyaw. Zawodnik ruszył do piłki i padł jak długi po tym jak wpadł na nogę Adriana Diegueza. Sędzia przybył gwizdnął i wskazał na punkt karny. Protesty graczy Jagiellonii zignorował i choćby nie ruszył do ekranu VAR. Oznaczało to, iż sędziowie przy monitorach nie widzą powodów do interwencji. Po meczu dziennikarze donieśli, iż powodem braku interwencji był brak obrazu przez pierwszy kwadrans meczu. Tymcz

Idź do oryginalnego materiału