Thomas Kokosiński zmarł w jednym z krakowskich szpitali. Amerykański biznesmen polskiego pochodzenia miał zainwestować w Wisłę Kraków. – Marzył, aby zostać częścią klubu na dłużej. Był człowiekiem spełnionym w biznesie – przyznaje Jarosław Królewski, prezes Wisły.
Do dramatu doszło tydzień temu. Kokosiński przebywał w jednej z restauracji w Krakowie, gdzie zakrztusił się podczas posiłku. Został przewieziony do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili niedotlenienie i śmierć mózgu. Przez sześć dni był podłączony do respiratora, ale wczoraj został odłączony od aparatury podtrzymującej życie.
– Dziś pożegnaliśmy Thomasa. Przez ostatnie 6 miesięcy zakochał się w Wiśle Kraków bezpgranicznie – w sumie jak ja wiele lat temu – uczęszczał na wszystkie mecze domowe i tam gdzie było to możliwe wyjazdowe klubu w ostatniej rundzie. Wiązał swoją przyszłość z Krakowem i ludźmi tu mieszkającymi od wielu miesięcy – napisał Królewski.
To właśnie prezes Wisły był w najbliższym kontakcie z Kokosińskim. Panowie zdążyli się dobrze poznać.
– Ma wspaniałą rodzinę – mamę i tatę, z którymi miałem okazję spędzić ostatnie godziny jego życia i których historia życia jest również wyjątkowa, rodzeństwo i grono najbliższych znajomych, którzy dziś przeżywają wielką tragedię, a którym przekazuje życzenia wielu sił i niezłomności w tym co się stało. Walczyliśmy jak tylko się dało ostatnie dni aby wygrać tą najważniejszą walkę o jego życie – za co wszystkim lekarzom w Krakowie serdecznie dziękuję – niestety przegraliśmy – przyznał Królewski.
Kokosiński był blisko zainwestowania w klub. Mówiło się, iż jest w stanie przelać na konto Wisły choćby pięć milionów dolarów.
– Chciał pomóc w odbudowie i powrocie klubu do Ekstraklasy – uczył się Wisły ostatnie miesiące intensywnie i niezależnie od dojrzałości tej interakcji – wspólnie przeżywaliśmy porażki i zwycięstwa – było to szczere, prawdziwe i autentyczne – marzył aby zostać częścią WK na dłużej. Był człowiekiem spełnionym w biznesie. Zawsze określał to co widział przy #r22 jako coś magicznego, choć w życiu widział wiele – zaznacza Królewski.
Jan Krol