W procesie Adama K. - prezesa spółki, która pod pozorem rekultywacji zakopywała w żwirowni w Czernikowicach niebezpieczne odpady - zeznawał były bokser, który wraz z mieszkańcami zablokował niedozwolone transporty. Jak twierdzi, "mafia śmieciowa" chciała go przeciągnąć na swoją stronę. W listopadzie 2022 roku podczas spotkania na stacji paliw w Dobroszowie jakieś ciemne typy oferowały mu 50 tys. zł, żeby trzymał "wieśniaków" z dala od ich interesów. Ludzie, z którymi były bokser spotkał się w Dobroszowie, mówili, iż będą robić rekultywację pobliskiej żwirowni i nie chcą, by miejscowi patrzyli im na ręce. Spodziewali się protestów. Szukali kogoś, kto "zrobi porządek z wieśniakami". Przyjechali w piątkę. Czterech pertraktowało cenę, piąty w tym czasie choćby nie wysiadł z beemki
- Dawali mi 50 tysięcy złotych. Żartowałem, iż może za stówę bym się zgodził - zeznawał eksbokser w złotoryjskim sądzie. Nie traktował tej sytuacji poważnie. - Ja tam mieszkam, więc to jest tak, jakby ktoś w moim salonie wywalił śmieci -podkreśla.
W żwirowni, o której rozmawiali, nic podejrzanego nie zaszło. Za to trzy miesiące później kawałek dalej, w Czernikowicach, pojawiła się spółka Eko-Hybryd i ruszyła rekultywacja wyrobiska po kopalni żwiru. Świadek zeznał, iż w kierowniku, który w imieniu Adama K. na miejscu zawiadywał wyładunkiem transportów, rozpoznał tamtego mężczyznę z BMW.
Adam