Światowy Dzień Ubogich w Opolu. Trzeba pomóc każdemu
W Światowy Dzień Ubogich w Opolu koncelebrowanej mszy św. przewodniczył bp Waldemar Musioł. On też wygłosił kazanie, nawiązując do odczytanej w czasie liturgii przypowieści o talentach.
– Dobroć, wielkoduszność, wrażliwość i miłosierdzie to są przymioty Boga, którymi on się z nami podzielił. Mają one potencjał bycia pomnażanymi, choć nie są to wartości materialne. Im hojniej są udzielane, im bardziej rozdawane, tym więcej zysku przynoszą. Nie tylko w dniu ostatnim, ale tutaj na ziemi – mówi biskup.
Tegoroczny Światowy Dzień Ubogich papież Franciszek ogłosił – po raz siódmy – pod hasłem „Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka”.
Biskup podkreślił, iż prawdziwa dobroczynność powinna oznaczać gotowość do wejścia w historię drugiego człowieka i zrozumienia jego dramatu. choćby jeżeli konsekwencją tego dramatu są dzisiaj opary alkoholu, przykry zapach czy początkowa nieufność i agresja. Przypomniał myśl papieża Franciszka, iż każdy jest naszym bliźnim i jesteśmy zobowiązani wychodzić naprzeciw każdemu.
Jeden z najpiękniejszych dni w roku
Na zakończenie liturgii zespół „SIKURIS” złożony z zamieszkałych w Polsce imigrantów z Boliwii i Peru, związany z franciszkanami w Krakowie, wykonał po hiszpańsku i po polsku „Barkę”. Latynoscy muzycy koncertowali także w ustawionym przed amfiteatrem namiocie.
Namiot wypełnili ubodzy, bezdomni i ich przyjaciele. Powitał ich skocznymi rytmami piosenek zespół z Opolskiego Ośrodka Readaptacji Społecznej „Szansa”. Młode artystki – wspierała pani Małgorzata Kozak, wicedyrektor MOPR-u w Opolu – przypomniały, iż ubogi nie znaczy gorszy od innych. Chwilę potem na scenie pojawili się wiceprezydent Opola Przemysław Zych oraz biskupi Rudolf Pierskała i Waldemar Musioł.
– Spotkanie przy stole w na miocie jest kontynuacją tego, co przeżyliśmy przy stole eucharystycznym. I tutaj też jest między nami Pan Jezus. Łączy nas i jednoczy, byśmy umieli wyrazić wzajemną empatię, życzliwość i miłość. Byli dobrzy jak chleb – mówił bp Pierskała.
– To jest jeden z najpiękniejszych dni w roku. Życzyłbym sobie, by takie okazywanie sobie wzajemnego wsparcia nie odbywało się tego jednego dnia w roku, ale by było wyznacznikiem postępowania każdego z nas, ludzi 365 dni w roku. To święto wpisuje się w obszar bycia człowiekiem – podkreślił wiceprezydent Zych.
Siostra Aldona Skrzypiec, współinicjatorka obchodów Dnia Ubogich w Opolu i powstania Domu Nadziei, podkreśla szczególny charakter tego dnia.
– My w Domu Nadziei mamy kontakt z bezdomnymi i ubogimi codziennie. Światowy Dzień Ubogich, także w Opolu, jest trochę jak urodziny albo Boże Narodzenie. Wtedy jest czas by razem usiąść, spotkać się, porozmawiać. Cieszymy się swoją obecnością. To jest wyjątkowy dzień wspólnego świętowania i bezdomni też bardzo to sobie cenią. Wszyscy tego potrzebujemy – powiedziała.
Na co dzień tak nie mamy
Bezdomni zasiedli przy nakrytych na biało stołach, na których nie zabrakło fiołków. Obok wielkiego namiotu pojawiły się tzw. namioty życzliwości, gdzie ludzie w potrzebie mogli skorzystać z pomocy pracownika socjalnego, prawnika, psychologa. A także lekarza i pielęgniarki. Można było otrzymać nowe rękawiczki, które od kilku dni zbierano w różnych miejscach w Opolu.
Na stole pojawiło się ponad 600 porcji kurczaka, różne zupy, bigos, ciasta (przygotowały je m.in. panie z gminy Łubniany). W przygotowaniach potraw pomogli m.in. Polski Czerwony Krzyż, podopieczni MONAR-u oraz Miejskiego Ośrodka Pomocy Bezdomnym i Uzależnionym. W rolę kelnerów usługujących ubogim wcielili się opolscy licealiści.
Jednym z nich był Dawid Kaczorowski, wolontariusz z II LO w Opolu. – Zaprosił nas katecheta, pan Grzegorz Filipowski. A my chętnie przyjęliśmy zaproszenie. Jako katolicy i jako wierni idei pomagania. Następnym razem też się zgodzimy. Mam nadzieję, iż będzie więcej podobnych inicjatyw – mówi.
– Akurat zrobiło się w tych dniach zimno – przyznaje pan Tomek, jeden z bezdomnych. – A przecież w namiocie jest dzisiaj ciepło. Nie tylko dlatego, iż rozdają gorące jedzenie. Musiałem gwałtownie zjeść, ale to pozwoliło się zagrzać i biegnę do dorywczej pracy, którą udało mi się znaleźć. Na co dzień korzystam z pomocy Domu Nadziei.
– Tym dniem wszyscy bezdomni się cieszą – przyznaje jeden z nich, Robert. – Na co dzień tak nie mamy. Ja ostatnią noc spędziłem na ulicy, pod ławką. Razem z bratem. Bez koca, bez niczego. Od ośmiu lat śpię w takich przypadkowych miejscach. Pierwsze kroki kieruję zwykle do Domu Nadziei. Do siostry Aldony, do siostry Jordany. Wiem, iż tam mi zawsze pomogą. Bardzo bym nie chciał, żeby to się zmieniło.