Cypr to wyspa pełna słońca, ale i cieni przeszłości, które kryją się w kamieniach rozsianych po całym kraju. Nie chodzi tylko o ruiny starożytnych świątyń czy bizantyjskich kościołów, ale o te mniej znane miejsca, które opowiadają historie ludzi – czasem radosne, czasem tragiczne.
Jest takie miejsce w górach Troodos, gdzie na starym cmentarzu kamienne nagrobki ledwo wystają spomiędzy traw. Niektóre płyty są gładkie, ich napisy zatarte przez czas, inne pokryte są greckimi i tureckimi inskrypcjami. Wiele z tych grobów należy do ludzi, których losy splotła historia – Greków i Turków cypryjskich, którzy przez wieki żyli obok siebie, aż polityka wbiła między nimi klin.
W wiosce Fikardou domy z kamienia stoją tak, jakby ich mieszkańcy wyszli tylko na chwilę. Drewniane belki wciąż podtrzymują dachy, ale wewnątrz czas zostawił swój ślad. Pożółkłe gazety z lat 50., stare gliniane dzbany, krzesła, które pamiętają rozmowy przy winie. To muzeum bez przewodnika, gdzie każdy kamień szepcze historię o ludziach, którzy kiedyś tu byli.
W Nikozji, podzielonej na dwie części stolicy, kamienne mury dawnych budynków noszą ślady kul. Gdzieś na ulicy Ledra mijam stare drzwi, z których odpada farba. Nad nimi widnieje tabliczka z tureckim nazwiskiem, ale starsza Greczynka, którą spotykam, mówi, iż kiedyś mieszkał tam jej wujek. Patrzy na te drzwi przez chwilę, po czym odchodzi.
Kamienie Cypru milczą, ale jeżeli się zatrzymasz i posłuchasz, opowiedzą Ci więcej niż niejeden przewodnik. To wyspa, która pamięta – choćby wtedy, gdy my chcielibyśmy zapomnieć.
