
Od wielu lat rodzi się coraz mniej dzieci i coraz więcej szpitali zamyka swoje nierentowne oddziały położnicze. Ostatnio wiele emocji wzbudziło widmo likwidacji porodówki w Lesku, która zapewniała pomoc ciężarnym z trzech powiatów: leskiego, bieszczadzkiego i sanockiego. Jednocześnie jednak generując wielomilionowe straty dla lecznicy. Powód? W ubiegłym roku urodziło się tam tylko 198 dzieci. Były okresy, gdy przez kilka dni na porodówce pozostającej w gotowości, z pełną obsadą personelu, nie rodziło się żadne dziecko! Strata oddziału w 2024 roku wyniosła aż 5,8 mln zł.
Przeciwko jej zamknieciu protestowało jednak wiele środowisk. Przede wszystkim personel szpitala (trudno się temu dziwić, przecież istniało ryzyko utraty zatrudnienia, bo raczej nie pracy), mieszkańcy i samorządowcy.
Nareszcie pokazało się światełko w tunelu
Chodzi o pomysł, według mnie dobry, który sprawi, iż wilk będzie syty i owca cała. Otóż resort zdrowia przygotowuje projekt rozporządzenia, w tej chwili opiniowany przez konsultant krajową w dziedzinie położnictwa i ginekologii, który ma wprowadzić rozwiązania, mające z jednej strony pozwolić szpitalom na likwidację nierentownego oddziału, a z drugiej zadbać o bezpieczeństwo rodzących. Szczegółów jeszcze nie podano. Jak wieść gminna głosi zamiast porodówki miałoby powstać coś na wzór dawnej izby porodowej (sama się w takiej urodziłam), wstępnie nazywanej terenowym oddziałem porodowym, w uproszczeniu TOP Mama. Miałoby to polegać na tym, iż w szpitalu nie byłoby klasycznego oddziału, ale w pogotowiu miałyby być zawsze dwie położne oraz karetka gotowa do przewiezienia rodzącej do najbliższego szpitala. W przypadku zaś, gdyby w ocenie lekarzy kobieta nie mogła ze względów medycznych podróżować, szpital musiałby być w stanie taki poród, w trybie pilnym, przyjąć.
NFZ zapłaciby za gotowość, nie za sam poród
NFZ miałby płacić szpitalowi za tę gotowość w formie ryczałtu, czyli wysokość finansowania nie byłaby uzależniona od liczby przyjętych porodów. Według mnie miałoby to naprawdę głęboki sens, zapewniałoby bezpieczeństwo rodzącej i nie generowało strat dla szpitala. Oczywiście wszystko zależy od tego ile fundusz zapłaci. Póki co ocenia to Agencja Oceny Technologii Medycznych. Na pewno musi wziąć pod uwagę zarobki położnych i koszt całodobowego utrzymania karetki, z kierowcą. Na pewno będzie to jednak koszt nieporównywalnie mniejszy niż opłacanie kilkudziesięciu osób personelu oddziału, którzy tak jak w przypadku szpitala w Lesku nie odpierając porodów, czyli będąc tylko w gotowości, dostawali pieniądze, których szpital notabene nie dostawał z funduszu.
Wróble na dachu ćwierkają, iż rozporządzenie ma być gotowe do końca sierpnia. A nowy model miałby zacząć funkcjonować od początku września.
Na razie tylko w Lesku – w formie pilotażu. o ile rozwiązanie by się sprawdziło, Być może byłoby wprowadzone w całym kraju. Poczekamy zobaczymy. To już niedługo.