Nie karć mnie Panie, w Twoim gniewie
I nie karz mnie w Twej zapalczywości !
Utkwiły bowiem we mnie Twoje strzały
i ręka Twoja zaciążyła nade mną.
(Psalm 38, 2-5).
Rozpoczął się nowy rok szkolny, minął beztroski czas wakacji, pusty dotychczas zaułek za naszym Domem wypełnił się tłumkiem i gwarem dzieci zmierzających na lekcje, o których początku obwieszcza natarczywy dźwięk dzwonka, wdzierający się do naszego ogrodu, płoszący ptaki i wwiercający się w do naszych spokojnych dotąd umysłów. Tak chcielibyśmy znaleźć się po tamtej stronie, znowu być młodzi, mieć prawdziwy dom i rodziców i z nowym planem lekcji zdobywać wiedzę na same piątki czy szóstki. Ale to już niestety za nami, nie da się tego zrobić, bo tak właśnie nieubłagalnie „biegnie Czas”, stawiając każdego z nas na przegranej pozycji. Takie naszły nas między innymi smutne myśli, z którymi zmierzyliśmy się oglądając wspaniałą wystawę czasową prezentowaną w dawnym szpitalu/przytułku św. Ducha we Fromborku (obecnie Dział Historii Medycyny Muzeum Mikołaja Kopernika).
O tej wystawie, zatytułowanej Utkwiły bowiem we mnie Twoje strzały. Anatomia zarazy, której wernisaż odbył się w dniu 4 czerwca 2025 roku, zrobiło się ostatnio głośno w całym kraju. A to za sprawą relacji w Teleexpresie, podczas której redaktor Miłka Skalska rozmawiała z kustosz dr Jowitą Jaglą o przesłaniu tej, jakże niezwykłej w formie i treści ekspozycji (5 sierpnia 2025 w ramach cyklu „Minuta o Kulturze”). Zatem my, wychodząc z założenia, iż całe życie dobrze jest się uczyć, choćby jeżeli szkoła już dawno za nami, postanowiliśmy zadośćuczynić tej potrzebie i umówiliśmy się z Panią Jowitą na spotkanie z jej wspaniałym dziełem. Nie można było znaleźć bardziej odpowiedniej osoby do realizacji tego planu, gdyż Pani Jowita jest pomysłodawczynią, autorką scenariusza, realizatorką i kuratorką wystawy opowiadającej o dziejach zaraz – epidemii i pandemii – nękających ludzkość od zarania wieków i niestety nie obcych nam także współcześnie (vide Covid 19, który jakże boleśnie odczuliśmy na własnej skórze przed kilku laty).
Dostąpiliśmy zatem zaszczytu, by uczestniczyć w kuratorskim oprowadzeniu po tej niezwykłej wystawie. Wrażenie ogólne sprowadza się do stwierdzenia, iż jest ona piękna, ale zatrważająca, żeby nie powiedzieć przerażająca. Piękna w formie, dzięki wspaniałej aranżacji oraz bogactwu zgromadzonych eksponatów pochodzących z różnych kolekcji prywatnych, kościelnych i muzealnych, natomiast wzbudzająca prawdziwe poczucie egzystencjonalnego lęku poprzez poruszany temat. Już pierwsze spojrzenie wywiera na odwiedzających niesamowite, budzące grozę wrażenie – oto z pobielonego sklepienia zwisają czerwone strzały z zaostrzonymi grotami skierowanymi w dół; a przecież za chwilę znajdziemy się bezpośrednio pod nimi ! Od starożytności, poprzez średniowiecze wierzono, iż zaraza jest zemstą bogów, potem Boga, zsyłającego na ludzi karę za popełniane grzechy, za ich moralne występki, właśnie w postaci deszczu strzał. Strzały te dosięgały nas niespodziewanie, raziły i odbierały nam życie, ale nie jednostkowo, tylko w skali masowej, siejąc spustoszenie, powodując wymieranie przeważającej części populacji wsi i miast (np. w Mikołajkach w 1711 roku zmarło 800 osób, połowa mieszkańców). Doskonałą ilustracją jest tu XVI-wieczny obraz przedstawiający Triumf Śmierci należący do Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie (kopia słynnego dzieła Davida Vinkboonsa). Spędziliśmy przed nim wiele czasu, słuchając wyjaśnienia jego znaczenia opowiedzianego przez Panią Jowitę: Śmierć jako celny łucznik razi kolejne postaci w kłębiącym się tłumie, ludzie z nią walczą, sprzeciwiają się i buntują, jednak jest to batalia beznadziejna, zaś uskrzydlony Czas depcze i niszczy wszystko, co należy do życia, codzienne przedmioty oraz wytwory sztuki i nauki, to co nas wzbogaca i duchowo rozwija. Natomiast powyżej rozgrywa się scena analogiczna choć wyglądająca sielankowo – sobowtór Śmierci strzela z łuku do zwierząt, a te pogodzone z losem, zmierzają do nieuniknionego kresu z pokorą, w ciszy, pełne łaski i oddania. To niezwykła alegoria pokazująca różnicę w sposobie akceptacji swojego losu, podejścia do życia, przemijania i śmierci, stawiająca nas ludzi w niezbyt korzystnym świetle na tle naszych braci mniejszych.
Alegoria Czasu i Śmierci, wspomniana w tytule i na początku naszej relacji, pojawia się również w innym niezwykłym dziele – ni mniej, ni więcej tylko na polichromowanych drzwiach z kościoła w Dworkowie na Żuławach (obecnie eksponat ze zbiorów Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu). Widzimy tu postać mężczyzny w eleganckim ubraniu, charakterystycznym dla połowy XVIII wieku, w towarzystwie uskrzydlonego Saturna z klepsydrą na głowie oraz odzianej w szary, zgrzebny płaszcz Śmierci. Ponad tą grupą umieszczona została inskrypcja w brzmieniu: Tu biegnie Czas, tam przychodzi Śmierć. Metafizyczna wymowa ukazanej sceny symbolizuje rozdarcie towarzyszące od zarania naszej ludzkiej egzystencji – nie zatrzymamy czasu, nie unikniemy śmierci, jesteśmy od początku przegrani, zdani tylko na refleksję o nieuchronności i jednokierunkowości naszego życia.
Wystawa jest podzielona na trzy oddzielone od siebie części, które w oparciu o zachowane dokumenty i zgromadzone dzieła sztuki przybliżają złożoność pojęcia zarazy, ukazując szczególny sposób jej postrzegania przez ludzi żyjących w naszym regionie od epoki średniowiecza po czasy nowożytne. Część pierwsza obrazuje medyczne i paramedyczne sposoby ochrony przed epidemią – od działania naturaliów (np. zbawienna rola arcydzięgla), poprzez upiorny strój medyka z maską w kształcie dziobu ptaka, do wytwarzania tzw. paszportów dżumowych (ze zbiorów Pana Emila Przepiórskiego z Warszawy) – dokumentów mających stwarzać poczucie bezpieczeństwa i umożliwiających swobodne podróżowanie po zadżumionym kontynencie (dochodziło do fałszowania tych glejtów). W części drugiej znalazły się dzieła sztuki ikonograficznie odnoszące się do wizerunku śmierci, w tym epitafia, obrazy, dokumenty i amulety. Trzecia część opowiada o w większości sakralnych motywach i formach walki z zarazami, o wzbudzających dziś uśmieszek politowania sposobach „uleczania”, „uzdrawiania” i „zapobiegania” – spotkamy tu zatem przede wszystkim „zarazowych” świętych, czyli św. Sebastiana, św. Rocha, św. Teklę i św. Rozalię, przedstawionych w imponujących walorami artystycznymi i kolorami dziełach, w tym na feretronie (z kościoła pw. św. Michała Archanioła i Matki Bożej Szkaplerznej z Postolina, 1711 rok).
Nie sposób opowiedzieć o wszystkich wątkach związanych z kulturowym toposem pestis, radzimy zatem wybrać się na tę wystawę i obejrzeć jej wielowątkowe oblicza w ciszy i zadumie. Ważne jest wynikające z niej przesłanie przedstawione przez dr Jowitę Jaglę w następującej tezie: „Czy człowiek dzisiejszy, przez cały czas doświadczany epidemiami, w tym epidemią z 2020 roku, jest w stanie znaleźć we własnym sercu pokorę wobec wielkości Natury ? Jak bardzo różnimy się od ludzi żyjących kilka stuleci wcześniej ? A może wcale się od nich nie różnimy ?”.
Nam w każdym razie udało się uchwycić w dłonie czerwone strzały zarazy i obrócić je grotami ku górze, czym być może ustrzegliśmy się na przyszłość od tragicznych dopustów. Ponadto zostaliśmy poczęstowani przy wyjściu z muzeum pysznymi rogalikami, co znacznie poprawiło nam humor i przydało sił witalnych.
Za wspaniały wykład i niezwykłą podróż przez stulecia naznaczone lękiem przed czarną śmiercią, morowym powietrzem i pomarlicą serdecznie Pani Jowicie dziękujemy.
Ps.
Pamiętamy również, jakby co, iż na Sądzie Ostatecznym dusze przepełnione dobrem znajdują się na szali opadającej w dół. To bardzo cenna wskazówka.
Ponadto zapisaliśmy sobie receptę św. Hildegardy z Bingen, przydatną prawdopodobnie w naszym wieku i sytuacji – „Komu głowa ciąży i umysł ma przytępiony (…) powinien sproszkować cynamon i jadać często z kęsami chleba lub zlizywać go ze swojej dłoni, a rozpuści on szkodliwe substancje, przez które głowa jego jest otępiona”.
{gallery}2025-09-03-frombork{/gallery}
Dariusz Barton