Tylko 30 dni na złożenie dokumentów. Przepisy paraliżują urzędy. Kierowcy stoją w gigantycznych kolejkach

1 dzień temu

Jedna zmiana w prawie zamieniła spokojne wydziały komunikacji w pole bitwy. Od stycznia 2024 roku każdy zakup samochodu oznacza obowiązkową wizytę w urzędzie, a kary za spóźnienie sięgają 2000 złotych. Ponad rok od wprowadzenia przepisów system pęka w szwach, a końca koszmarnych kolejek nie widać.

Fot. Warszawa w Pigułce

Era wygodnej rejestracji online dobiegła końca. Przepisy, które weszły w życie 1 stycznia 2024 roku, zrewolucjonizowały sposób załatwiania formalności związanych z pojazdami. To, co wcześniej można było załatwić kilkoma kliknięciami w domu, teraz wymaga osobistej wizyty w urzędzie. Efekt? Wydziały komunikacji toną w natłoku interesantów, a czas oczekiwania mierzy się godzinami, nie minutami.

Zmiana, która miała uporządkować system, stworzyła chaos większy niż problemy, które miała rozwiązać. Urzędnicy przygotowani na standardowy ruch klientów nagle muszą obsłużyć kilkakrotnie większą liczbę osób. Kierowcy planują dni wolne od pracy tylko po to, by załatwić rejestrację samochodu. System, który miał działać sprawniej, działa wolniej niż kiedykolwiek.

Koniec z prostymi procedurami

Nowa ustawa nałożyła na właścicieli pojazdów obowiązek złożenia wniosku o rejestrację w ciągu 30 dni od dnia nabycia pojazdu. Dotyczy to zarówno samochodów kupionych w Polsce, jak i sprowadzonych z zagranicy, a także pojazdów nabytych w drodze spadku. Każda z tych sytuacji wymaga teraz osobistej wizyty w wydziale komunikacji.

Podstawowym celem nowych regulacji jest uporządkowanie bazy danych CEPiK oraz eliminacja problemu „martwych dusz” – pojazdów zarejestrowanych przed 14 marca 2005 roku bez ważnego badania technicznego i polisy OC. Te pojazdy od lat zaśmiecały system, utrudniając pracę służbom i powodując problemy administracyjne.

W przeszłości wystarczyło zgłoszenie nabycia pojazdu przez Internet. Prosty formularz, kilka kliknięć i sprawa była załatwiona. Nowy system wymaga fizycznej rejestracji z pełną dokumentacją, co ma zapewnić aktualność danych w Centralnej Ewidencji Pojazdów i rozwiązać problem otrzymywania mandatów przez osoby, które dawno sprzedały swoje auta.

Zmiana dotyka także obowiązku zgłaszania zbycia pojazdu. Wcześniej było to zalecenie, teraz stało się prawnym wymogiem. Każdy, kto sprzedaje samochód, musi to oficjalnie zgłosić, inaczej ryzykuje finansowymi konsekwencjami.

Kary, które bolą portfel

System kar za niestosowanie się do nowych przepisów jest bezlitosny. Za opóźnienie w rejestracji poniżej 180 dni właściciel pojazdu zapłaci 500 złotych. Gdy zwłoka przekroczy pół roku, kara wzrasta do 1000 złotych. To kwoty, które dla wielu Polaków stanowią znaczące obciążenie budżetu domowego.

Przedsiębiorcy handlujący pojazdami zostali potraktowani jeszcze surowiej. Za opóźnienie do 90 dni płacą 1000 złotych, a gdy przekroczy to 180 dni – aż 2000 złotych. Dla dealerów i komisów samochodowych oznacza to konieczność całkowitego przeorganizowania procesów sprzedaży.

Kara 250 złotych grozi też za niezgłoszenie zbycia pojazdu. Ta pozornie niewielka kwota może się kumulować, jeżeli ktoś regularnie handluje samochodami i zapomni o formalności. System nie przewiduje żadnych wyjątków czy okresów przejściowych – przepisy obowiązują wszystkich równo i natychmiast.

Wysokość kar nie jest przypadkowa. Ustawodawca chciał stworzyć wystarczająco silną motywację do przestrzegania nowych zasad. Problem w tym, iż choćby najbardziej zmotywowani kierowcy nie są w stanie załatwić formalności, gdy urzędy są przepełnione.

Urzędy w stanie oblężenia

Wydziały komunikacji nie oczywiście oblężone jednakowo. Są gminy, gdzie problem w ogóle nie występuje, bo nie ma wielu mieszkańców. W dużych miastach jest jednak lawina wniosków i morze osób czekających w kolejkach. Urzędnicy, przyzwyczajeni do obsługi kilkudziesięciu osób dziennie, nagle muszą przyjąć kilkukrotnie więcej interesantów. Infrastruktura nie nadąża za zapotrzebowaniem – za mało stanowisk obsługi, za mało parkingów, za mało miejsca w poczekalni. Jednego dnia wydział komunikacji przypomina bardziej dworzec kolejowy w szczycie wakacyjnym niż spokojny urząd administracji, innego dnia jest tylko kilka osób. Ciężko jednak wyrokować od czego to zależy.

Sytuacja dotyka nie tylko klientów, ale też samych urzędników. Pracownicy wydziałów komunikacji pracują w stresie, obsługując wielokrotnie więcej spraw niż wcześniej. To prowadzi do wydłużenia czasu obsługi każdego klienta i pogorszenia jakości usług. Błędy w dokumentach, pomyłki w rejestracji, konieczność poprawek – wszystko to dodatkowo spowalnia system.

Niektóre urzędy próbują radzić sobie z nawałem pracy, wprowadzając wydłużone godziny pracy czy weekendowe dyżury. To jednak działania doraźne, które nie rozwiązują systemowego problemu. Potrzebne są strukturalne zmiany w organizacji pracy urzędów i zwiększenie ich możliwości obsługowych.

Biznes samochodowy pod presją

Nowe przepisy szczególnie mocno uderzają w branżę motoryzacyjną. Dealerzy, komisy samochodowe i firmy leasingowe muszą całkowicie przeorganizować swoje procesy sprzedaży. To, co wcześniej było prostą procedurą administracyjną, teraz stało się wąskim gardłem wpływającym na całą transakcję.

Salony samochodowe muszą informować klientów o konieczności osobistego załatwienia rejestracji i planować to w harmonogramie dostawy pojazdu. Oznacza to wydłużenie procesu sprzedaży i dodatkowe koszty obsługi klienta. Niektóre firmy oferują usługi załatwienia formalności w imieniu klienta, ale to generuje dodatkowe koszty.

Firmy leasingowe stoją przed szczególnym wyzwaniem. Gdy obsługują setki pojazdów miesięcznie, konieczność osobistej rejestracji każdego z nich oznacza ogromne obciążenie organizacyjne. Muszą zatrudniać dodatkowych pracowników wyłącznie do załatwiania formalności w urzędach lub korzystać z drogich usług zewnętrznych.

Branża używanych samochodów również odczuwa skutki zmian. Komisy samochodowe, które wcześniej mogły gwałtownie przepisywać pojazdy między klientami, teraz muszą czekać na dostępność terminów w urzędach. To spowalnia obrót towarami i wiąże kapitał w magazynie na dłużej niż wcześniej.

System wymaga pilnych zmian

Eksperci zgodnie twierdzą, iż obecny stan rzeczy jest nie do utrzymania w dłuższej perspektywie. Urzędy nie są w stanie obsłużyć rosnącej liczby spraw bez znaczących inwestycji w infrastrukturę i zasoby ludzkie. Potrzebne są systemowe rozwiązania, nie tylko doraźne łatki.

Jednym z proponowanych rozwiązań jest częściowy powrót do procedur online dla wybranych kategorii transakcji. Proste przypadki, jak przepisanie pojazdu między członkami rodziny czy przedłużenie rejestracji, mogłyby być załatwiane elektronicznie. To odciążyłoby urzędy i pozwoliło skupić się na bardziej skomplikowanych sprawach. Krótko po wprowadzeniu nowych przepisów, rząd mówił o możliwości zintegrowania systemu i rejestracji pojazdu w mObywatel. Mimo zapowiedzi na razie nic z tego nie wyszło.

Inną opcją jest masowe zwiększenie liczby stanowisk obsługi i wydłużenie godzin pracy urzędów. Wymaga to jednak znaczących nakładów finansowych ze strony samorządów, które muszą finansować działalność wydziałów komunikacji. Nie wszystkie miasta i powiaty mogą pozwolić sobie na takie inwestycje.

Rozważane jest też wprowadzenie systemu rezerwacji terminów, który pozwoliłby lepiej rozłożyć ruch klientów w czasie. Zamiast losowego napływu interesantów przez cały dzień, urzędy mogłyby planować obsługę i lepiej wykorzystywać swoje zasoby.

Problemy, które miały zostać rozwiązane

Paradoksalnie, nowe przepisy stworzyły problemy podobne do tych, które miały eliminować. Długie kolejki i wydłużone procedury sprawiają, iż część kierowców może zwlekać z rejestracją, ryzykując wysokie kary. To nie poprawia jakości danych w systemie CEPiK, tylko tworzy nowe kategorie naruszeń.

System „martwych dusz” rzeczywiście wymagał uporządkowania, ale rozwiązanie okazało się gorsze od problemu. Zamiast selektywnego podejścia do problematycznych rejestracji, wprowadzono uniwersalne obciążenie dla wszystkich właścicieli pojazdów. To podejście „armaty na komara”, które generuje ogromne koszty społeczne.

Cel zwiększenia aktualności danych w CEPiK jest słuszny, ale metoda jego realizacji budzi wątpliwości. Zmuszanie milionów kierowców do osobistych wizyt w urzędach dla załatwienia rutynowych formalności wydaje się nieproporcjonalne do osiąganych korzyści.

Przepisy nie przewidywały też odpowiedniego okresu przejściowego ani zwiększenia możliwości obsługowych urzędów. To sprawiło, iż system został przegłosowany, zanim był gotowy na nowe wyzwania. Efekt to chaos, który może trwać miesiące lub choćby lata.

Idź do oryginalnego materiału