Utopijny pragmatyzm, ekologiczny hedonizm

1 tydzień temu

Miasto nie jest problemem, miasto jest rozwiązaniem problemu. Tak rozumiem rolę tego złożonego organizmu, którego celem jest zapewnienie nam – mieszkankom i mieszkańcom – dobrej jakości życia.

1.

Miasto nie jest problemem, miasto jest rozwiązaniem problemu. Tak rozumiem rolę tego złożonego organizmu, którego celem jest zapewnienie nam – mieszkankom i mieszkańcom – dobrej jakości życia.

Katowice, jak każde miasto, to niedokończony projekt. To miejsce, które jest tworzone przez ludzi, które się zmienia dla ludzi, i które przechodzi proces rewitalizacji, by sprostać jednemu z kluczowych dziś wyzwań: zmianom klimatycznym. Ba, są tacy, którzy użyliby jeszcze innego, ważnego na Śląsku słowa: Katowice przechodzą transformację.

I rzeczywiście: transformację widać gołym okiem. Przejawem tego, jak miasto zmienia swoje oblicze, jest spotkanie kogoś, kto przez długi okres czasu nie miał okazji odwiedzić Katowic. I przyjechał do stolicy Górnego Śląska na międzynarodową konferencję czy znany festiwal. To wtedy słyszę to jakże często powtarzane zdanie: „Wow, ale Katowice się zmieniły”. Albo: „myślałem, iż tu będą kopalnie, a tu jest zieleń i zapierające dech w piersi obiekty – Muzeum Śląskie czy NOSPR”.

To wrażenie, które jest powszechnym udziałem tych, którzy odwiedzają nasze miasto, najlepiej świadczy o tym, iż Katowice pozytywnie się przeobrażają. I iż miasto to zawsze niedokończony projekt, gdyż jego immanentną cechą jest zmiana i transformacja. Dla ludzi i przez ludzi.

2.

Jaką zmianę przeszły Katowice? I dlaczego jest ona tak widoczna również wizualnie? Po pierwsze, Katowice były miastem górniczym. Jeszcze kilka lat temu pracowały tu – albo, by rzec dosadnie, fedrowały kopalnie. W roku 1999 na terenie miasta było czynnych 11 kopalni, a 81 proc. powierzchni miasta to były tereny górnicze. Dziś mamy rok 2024: zostały 4 kopalnie, a obszary górnicze zajmujące powierzchnię miasta to już tylko 45 proc. Dobrym świadectwem pokazującym zachodzące przeobrażenie jest katowicka Strefa Kultury.

Dlaczego nawiązuję do Strefy Kultury? Bo jest ona przykładem filozofii, którą duński architekt Bjarke Ingels określa mianem utopijnego pragmatyzmu. Utopia, jak wiemy, to jest (nie)miejsce. To znaczy: puste miejsce. A więc możemy sobie wyobrazić, my, jako mieszkańcy, co byśmy chcieli, aby w tym miejscu stanęło.

I tak, na miejscu byłej kopalni Katowice powstały trzy symbole dzisiejszej stolicy metropolii: NOSPR – jedna z najlepszych na świecie sal koncertowych. Muzeum Śląskie, którego przestrzeń wystawiennicza znajduje się pod ziemią. I MCK – Międzynarodowe Centrum Kongresowe, którego dachy przypominają zielone łąki. Nie brakowało pytań: ale jak to, na miejscu kopalni budujemy salę koncertową czy centrum kongresowe? Po co?

Utopijny pragmatyzm otworzył nam przestrzeń do zupełnie innego spojrzenia na centralne miejsce miasta. Oto, w centrum miasta, gdzie była kopalnia, powstaje Międzynarodowe Centrum Kongresowe. Jego cechą charakterystyczną są, jak wspomniałem, zielone dachy. Mamy więc wyjątkowy budynek, w którym realizowane są kongresy czy konferencje. Ale jego dachy stają się przestrzenią do rekreacji czy spotkań mieszkańców. I to wszystko w centrum miasta.

Takie podejście do myślenia o mieście sprawia, iż to, co wydawało się niemożliwe, czy też – na pierwszy rzut oka szalone – staje się faktem. Lęk przed utopią w tym przypadku, to lęk przed odwagą wychodzenia poza utarte schematy w projektowaniu przestrzeni miasta. Takie lęki trzeba przekraczać.

3.

Innym znakiem rozpoznawczym nowoczesnego miasta jest zielona polityka. Przez długi czas ta polityka cieszyła się powszechną akceptacją. Była łączona z koniecznością przeciwdziałania zmianom klimatycznym. Jednym z jej elementów jest budowa przez miasta strategii adaptacyjnej do zmian klimatu. Wielotygodniowe susze, nagłe, intensywne opady, podtopienia, miejskie wyspy ciepła, to tylko te najbardziej namacalne dla mieszkańców konsekwencje zmian klimatu.

Co się stało, iż dziś termin „zielony ład” budzi raczej irytację niż nadzieję? Jakiś czas temu uczestniczyłem w debacie oksfordzkiej organizowanej przez katowickie licea, dotyczącej sprawiedliwej transformacji naszego regionu. W czasie ogólnej dyskusji wstał chłopak, który powiedział, iż należy do tzw. „Ostatniego Pokolenia”. Przekonywał, iż doskonale rozumie, iż negatywne konsekwencje zmian klimatu wpływają fatalnie na nasze życie. Pytał zarazem: dlaczego dzieje się tak, iż koszty walki ze zmianami klimatu przerzucane są na najbiedniejszych. I dalej: dlaczego dzieje się tak, iż na konferencje dotyczące zmian klimatu polityczni przywódcy i gospodarczy liderzy gotowi są przylatywać swoimi prywatnymi samolotami? Jak łatwo się domyśleć, jego wypowiedź wzbudziła powszechny entuzjazm młodych ludzi. Ale pytanie, które powinniśmy dziś sobie postawić pozostało inne: co takiego się stało, iż słuszna agenda przeciwdziałania zmianom klimatycznym dostała zadyszki?

Otóż moim zdaniem zdecydowały o tym dwie sprawy. Po pierwsze, zideologizowanie kwestii klimatycznych. Politycy czy aktywiści mówią o zmianach klimatycznych językiem ideologii. To znaczy: „jeśli nie godzisz się przeciwdziałać zmianom klimatu, to znaczy, iż jesteś ślepy i głuchy”. Tyle iż w krótkiej perspektywie ideologią nie zapłacę za szybujące rachunki za energię. Ideologia nie sprawi, iż z dnia na dzień zakupię drogie elektryczne auto itd. Dlatego jest ważne, by zacząć mówić o przeciwdziałaniu zmianom klimatu językiem korzyści. Potrzebujemy, mówiąc krótko, zielonej ekonomii, która będzie wiązała się z realnymi korzyściami dla mieszkanek i mieszkańców naszych miast. Krótko: mniej języka ideologii, więcej języka korzyści.

I druga sprawa: zielona zmiana nie może oznaczać tylko wyrzeczeń, musi znaczyć również zysk. Dziś mamy sytuację, iż zielona agenda została sprowadzona do wyrzeczeń. I to w prymitywnym wydaniu. Prawica sprowadziła zielony ład do budzenia wśród ludzi przekonania, iż zła Unia Europejska zakaże nam jedzenia mięsa i zmusi do jedzenia robaków. Albo: widzieliśmy ostatnio mocujących się mężczyzn z nakrętką na butelkę, co miało być przejawem zamachu na naszą wolność, bo on chce nakrętkę autonomiczną, a nie przyczepioną do butelki.

Być może więc, by zielona agenda przestała być postrzegana przez pryzmat wyrzeczeń, należy o niej myśleć w perspektywie, którą nazywam ekologicznym hedonizmem. Ta perspektywa chce mówić o zyskach, jakie niesie ze sobą zielona polityka. I dla natury, i dla człowieka. To bowiem, co jest dobre dla natury, musi być również dobre dla człowieka. Potrzebujemy więc w miastach takich zielonych rozwiązań – urbanistycznych, gospodarczych, infrastrukturalnych – które podnosząc jakość życia, dają mieszkańcom zyski, podnoszą komfort życia. Krótko: trzeba odejść od zasady: albo natura, albo człowiek i przyjąć regułę: i natura, i człowiek. Miejscem, które w sposób nieprzerwany może stosować utopijny pragmatyzm i ekologiczny hedonizm są nasze miasta. Miasta, bez których zaangażowania trudno będzie nam przeprowadzić skuteczną zieloną zmianę.

Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2024 „Miasto, Europa, Przysłość”! 18-20.10.2024, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.

Idź do oryginalnego materiału