Wodór stał się w ostatnich latach symbolem zielonej transformacji, przyciągając uwagę polityków, lobbystów i mediów. Hasło „zielony wodór” budzi futurystyczne wizje: autobusy bez emisji, neutralne klimatycznie elektrownie i przemysł, który nie zatruwa środowiska. Jednak, jak zauważa raport CEE Bankwatch Network, rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana. Czy wodór rzeczywiście jest kluczowym elementem transformacji energetycznej, czy raczej medialną fatamorganą?
Polska Strategia Wodorowa obfituje w ambitne cele. Zakłada produkcję 194 tys. ton wodoru „niskoemisyjnego” rocznie. W tę kategorię wpisuje się zarówno „zielony” wodór z odnawialnych źródeł energii (OZE), jak i wodór produkowany z gazu ziemnego z wykorzystaniem technologii wychwytywania dwutlenku węgla (CCS), z energetyki jądrowej czy choćby biomasy. Na papierze brzmi to obiecująco. Niemal jak fragment powieści Stanisława Lema.
Jednak za tymi ambitnymi celami kryje się szara rzeczywistość. Polska wytwarza około 1,3 mln ton wodoru rocznie, co stanowi ponad 13% całkowitej unijnej produkcji. Problem w tym, iż niemal cały ten wodór to wodór szary, powstający w wyniku reformingu parowego węglowodorów, co wiąże się z ogromnymi emisjami CO2. Około 98% krajowej produkcji wodoru pochodzi z paliw kopalnych, z czego większość opiera się na gazie ziemnym (570 tys. ton) oraz ropie i jej pochodnych (207 tys. ton).
Zdecydowana większość wytwarzanego w Polsce wodoru jest wykorzystywana w przemyśle chemicznym, rafineryjnym i metalurgicznym, a także w produkcji amoniaku. Transport, czyli tzw. mobilność wodorowa, pochłania jedynie 13,8 ton rocznie. Inwestycje w tej dziedzinie, mimo funduszy unijnych, są wątpliwe. Samorządy lokują środki w autobusy wodorowe, które są drogie, mało efektywne i często zasilane wodorem produkowanym z gazu ziemnego.
Tymczasem alternatywą są autobusy elektryczne, które są tańsze, bardziej dostępne i efektywne. Dlaczego więc tak wiele uwagi poświęca się wodorowi, który w polskich warunkach często daleki jest od ekologiczności?
Wielkie nadzieje wiązane z technologiami CCS, które miałyby umożliwić wychwytywanie CO2, są trudne do spełnienia. Są one kosztowne, energochłonne i krytykowane jako potencjalnie szkodliwe dla środowiska. Podobnie wygląda sytuacja z rozwojem elektrolizerów produkujących wodór z OZE. Ich infrastruktura w Polsce praktycznie nie istnieje. W rezultacie strategia oparta na „zielonym wodorze” wciąż pozostaje bardziej ideą niż realnym planem.
Wodór ma swoją rolę do odegrania w transformacji energetycznej, ale nie wszędzie i nie za każdą cenę. Raport CEE Bankwatch Network przypomina o podstawowej zasadzie: wodór powinien być stosowany tam, gdzie inne technologie nie działają. Wodór może być najważniejszy w przemyśle stalowym, nawozowym czy ciężkim transporcie dalekobieżnym, gdzie zastąpienie paliw kopalnych jest szczególnie trudne. Jednak ogrzewanie domów czy lokalny transport oparty na wodorze to iluzja.