W sali Oddziału Edukacji Kulturalnej i Regionalnej Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej zaprezentowano najciekawsze, najbardziej znaczące i najczęściej skrywane na co dzień elementy domowej kolekcji. Wystawa okazała się podróżą nie tyle przez pół wieku gromadzenia przedmiotów, ile przez wiele epok – od XVII wieku, przez czasy nowożytne, po bliższą historię Polski.
https://korsokolbuszowskie.pl/wiadomosci/trwa-potancowka-u-gorniakow-parkiet-rozgrzany-do-czerwonosci-zdjecia-wodeo/qoabgv7bz3Dllkw4IPjzPrzedmioty, które „mówią”
Wydarzenie oparto na idei „biografii przedmiotu” – spojrzeniu na eksponaty nie jak na martwe obiekty, ale żywych świadków minionych czasów. I rzeczywiście, każdy z nich zdawał się mieć własną opowieść. Wesołowscy od pół wieku odkrywali te historie, a teraz po raz pierwszy w tak dużym zakresie pokazali je mieszkańcom.
Goście mogli zobaczyć m.in. porcelanę o unikatowych wzorach, dawne instrumenty, pamiątki rodzinne, stare mapy, dokumenty, zdjęcia oraz elementy wyposażenia, które w wielu domach traktowane byłyby jak zwykłe starocie. Tutaj jednak urosły do rangi lokalnych skarbów.
„To nasze dziedzictwo, tylko nie w gablotach”
Po zakończonym spotkaniu rozmawialiśmy z Andrzejem Wesołowskim, jednym z opiekunów archiwum. Jak podkreślał, choćby dla wprawnych kolekcjonerów były to wyjątkowe chwile, bo po raz pierwszy tak szeroko opowiedzieli o najciekawszych znaleziskach.
– Można było zobaczyć rzeczy naprawdę niezwykłe – mówił Wesołowski. – Dla wielu osób zaskoczeniem był list z 1963 roku z Wrocławia, z czasów epidemii ospy. To poruszający dokument, który pokazuje, jak wyglądało codzienne życie w tamtych realiach.
Ale prawdziwą perełką okazał się pierwszy znany dokument dotyczący Kolbuszowej – z 1616 roku, wystawiony przez marszałka Lubomirskiego. W piśmie tym zezwolono mieszkańcom Kolbuszowej na uprawianie wszelakich zawodów, niezależnie od religii i narodowości. To nie tylko historyczna ciekawostka – to świadectwo wielokulturowości i tolerancji obecnej w tych stronach już 400 lat temu.
Na wystawie pokazano również:
- książkę o Zamku Lubomirskich,
- starodruki,
- pieczęcie z XVII wieku z Kolbuszowej Górnej,
- drugą pieczęć rabina kolbuszowskiego,
- order Hupki,
- elementy białej broni średniowiecznej, prawdopodobnie pochodzącej z okolic Kolbuszowej,
- topór znaleziony pod Majdanem Królewskim,
- grot do włóczni z Wojkowa.
Każdy eksponat przyciągał wzrok, a część z nich robiła wrażenie nie tylko wiekiem, ale też historią związaną z lokalną ziemią.
Pół wieku pasji
Wesołowscy kolekcjonują od 50 lat – z cierpliwością, pasją i intuicją, która nierzadko prowadziła ich do przedmiotów o ogromnej wartości historycznej. Ich domowe archiwum stało się przestrzenią, gdzie przeszłość nie kurzy się na półkach, ale żyje, opowiada, inspiruje.
Spotkanie pokazało coś jeszcze: iż lokalna historia nie potrzebuje wielkich muzeów, by być wielką historią. Czasem wystarczy rodzinna pasja, dobre oko, ciekawość świata i chęć zachowania pamięci o tym, co było.
A uczestnicy wydarzenia zgodnie przyznawali – kilka z tych przedmiotów zostanie w ich głowach na długo. Bo nieczęsto ma się okazję zobaczyć dokument sprzed czterech stuleci, pieczęcie dawnych mieszkańców Kolbuszowszczyzny czy topór, który prawdopodobnie spoczywał w ziemi jeszcze w czasach średniowiecza.
To był wieczór, który udowodnił, iż nasza historia żyje. Trzeba tylko dać jej szansę przemówić.













