W drugim odcinku z cyklu „Zabrzańscy stranieri” zawędrujemy do kraju Kurosawy, sushi, origami i Tsubasy. Ostatnim razem na tapet wzięty został Albańczyk, tym razem kolej na Japończyka, który przecierał szlaki dla swoich rodaków nie tylko w kraju nad Wisłą.
Kimitoshi Nogawa, swoją karierę zaczynał już w szkole podstawowej, trenując pod okiem ojca, który pracował w nadmorskiej drużynie Yura FC. W miarę upływu lat grę kontynuował w drużynach szkolnych i uniwersyteckich, gdzie był wybierany do reprezentacji prefektury (czyli odpowednika naszego województwa) Wakayama. Z czasem i wraz z kontynuowaniem edukacji, Kimitoshi zaliczał kolejne poziomy piłki szkolnej i uniwersyteckiej. Pamiętacie Tsubasę, albo adekwatnie Kapitana Jastrzębia? Fabuła jednego z sezonów opierała się na krajowych rozgrywkach międzyszkolnych i postawa właśnie w tego typu turnieju zaowocowała u naszego bohatera powołaniem do reprezentacji Zachodniej Japonii do lat 15, a następnie do reprezentacji kraju do lat 17, w której wystąpił pięciokrotnie.
Z Roberto Baggio podczas pobytu w Brescii.
Podczas studiów na uniwersytecie w Japonii zaczął szukać opcji na kontynuowanie edukacji i połączenie jej z futbolem. Tym sposobem wylądował we włoskiej Brescii, gdzie naukę niestacjonarną łączył z treningami w towarzystwie Roberto Baggio, Luki Toniego czy Pepa Guardioli. Kolejnej okazji połączenia studiów z piłką nożną Kimitoshi poszukał w roku 2003 na innym kontynencie. Cały sezon rozegrał w brazylijskim drugoligowcu Londrina FC, dla którego zdobył 20 bramek.
Podpisanie kontraktu w Górniku.
W roku 2004 podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt w dalekiej Polsce. Jak się tu znalazł? To były czasy rządów Koźmińskich, nie do końca jasnej struktury własnościowej klubu, „Polindu” i sopockiej spółki mającej zakupić akcje. Medialnego rozmachu i kontaktów międzynarodowych nie można było odmówić, więc rozkręciła się karuzela transferowa i zagraniczny zaciąg. Jednym z zawodników był Kimitoshi Nogawa – młody, ofensywnie usposobiony i szybki Azjata z całkiem niezłą techniką. W klubie zatrudniony został z polecenia zaufanych osób rodziny Koźmińskich na preferencyjnych warunkach, podpisując półtoraroczną umowę, która mogła być w każdej chwili rozwiązana. Górnik nie zapłacił nic, bo w transakcji pomógł fundusz z Lichtensteinu. Sama obecność obywatela Kraju Kwitnącej Wiśni miała potencjalnie przyciągnąć nowych sponsorów z Azji, pojawiło się zainteresowanie Toyoty, ale negocjacje nie doprowadziły do niczego więcej niż sesji fotograficznej we współpracy z lokalnym salonem samochodowym.
Na obozie Górnika Zabrze we Włoszech.
Europa miała być trampoliną do kariery młodego piłkarza, ale Nogawa w Górniku został tylko pół roku. Przepracował okres przygotowawczy, w którym strzelił dwie bramki w sparingu z Augsburgiem wygranym 16:0. W rozgrywkach ligowych wszedł z ławki rezerwowych w trzech meczach – zremisowanym z Lechem 0:0 i przegranym z dominującą wtedy Wisłą Kraków 0:4 w Zabrzu oraz z Amicą we Wronkach. Piłkarsko nie miał wielu okazji na bycie zapamiętanym, ale w Górniku wspominają jak ciepłym i otwartym człowiekiem był podczas pobytu w Polsce. Głównymi przeszkodami w rozwinięciu skrzydeł, o których mówił Kimitoshi była presja, by zaprezentować się jak najlepiej i zwyczajna, ludzka tęsknota za krajem, kulturą i językiem. To były czasy z ograniczonym dostępem do Internetu i drogimi rozmowami telefonicznymi, co nie pomogło dwudziestolatkowi z Azji przy pierwszym profesjonalnym kontrakcie.
Japoński obieżyświat swoich sił próbował jeszcze w zawodowej piłce na drugim poziomie ligowym w rumuńskim FCM Târgoviște, czy francuskim Porte de Pantin, jednak najciekawszym kierunkiem był Kamerun. Za sprawą znajomości z Emmanuelem Maboangiem – byłym reprezentantem tego kraju na mundialach w 1990 i 1994 roku, piłkarzem klubów austriackich, portugalskich czy indonezyjskich, Kimitoshi wylądował w stolicy w 2007 roku. Przy podpisaniu kontraktu z Canon Yaounde obecny był ambasador Japonii oraz wielu lokalnych dygnitarzy. Padły słowa o szeroko zakrojonej współpracy kameruńsko-japońskiej, a uściskom i przemówieniom nie było końca. Wśród tamtejszych fanów futbolu wystąpiła „Kimi-mania” i każde dziecko z okolicy chciało zobaczyć „kameruńskiego Nakatę” w akcji. Na pierwszym pokazowym treningu Nogawę obserwowały setki spragnionych wielkiej piłki, a na mecze „bladolicego” ściągały tysiące zaciekawionych mieszkańców Jaunde.
Podczas pobytu w Kamerunie Kimi był na każdym kroku otoczony przez fanów.
Kimitoshi był pierwszym Azjatą w świecie futbolowym na kontynencie afrykańskim i także pierwszym, który zagrał w tamtejszej Lidze Mistrzów.
Po kameruńskiej przygodzie Kimitoshi zaliczył jeszcze epizod w grającej w Serie B Brescii. W 2009 roku głosiła się do niego także drugoligowa Stal Stalowa Wola, która była zdeterminowana podpisać kontrakt z Japończykiem, ale negocjacje skończyły się fiaskiem.
Na tym jednak historia Nogawy się nie kończy. Przedsiębiorczy Japończyk zawiesił buty na kołku, ale z futbolem nie zamierzał się rozstawać. Mając kontakty w wielu środowiskach, Kimitoshi zaangażował się w zarządzanie w sporcie. Po pozytywnych doświadczeniach w Brescii, swą przyszłość związał z Włochami, wykorzystując rozległe znajomości. W 2013 roku wraz z grupą inwestorów zaangażował się w klub Serie D – Licata Calcio, ratując go przed likwidacją. On sam został wiceprezesem, organizując kilka transferów. Kilka lat później angażował się również w kolejnym klubie z czwartego poziomu rozgrywkowego – Ponsacco, jednak na tym krótkim epizodzie zakończył swoją karierę w „szefowaniu” klubom piłkarskim. w tej chwili skupia się na organizacji turniejów i obozów dla dzieci w Europie oraz pomaga swoim rodakom, których marzeniem jest grać w piłkę na starym kontynencie.
Do tej pory w cyklu „Zabrzańscy Stranieri”:
Enkeleid Dobi
Źródło: fifa.com, camfoot.com, bbc.co.uk, cnn.com, roosevelta81.pl
Zdjęcia: archiwum prywatne Kimitoshiego Nogawy