– Byłem w szoku, gdy ta wiadomość do mnie dotarła – powiedział Sławomir „Heavy Hitter” Bohdziewicz. Bokser ze Stamford miał w trakcie gali Ces Boxing Winter Brawl 2025 stoczyć szóstą walkę na zawodowym ringu, ale krótko przed nią Joe Jones, jego rywal, został aresztowany przez policję.

Starcie boksera rodem z Wałbrzycha miało być jedną z 14 walk, które znalazły się w programie gali w Foxwoods Casino. Dwie godziny przed terminem stało się jasne, iż do pojedynku nie dojdzie. – Najpierw pojawiła się informacja, iż Joe jest nieobecny, bo zapomniał spodenek, a potem dowiedzieliśmy się, jak jest naprawdę – mówi polski pięściarz, który na zawodowym ringu wygrał wszystkie 5 walk.
Problemy pojawiły się już dzień przed, na ważeniu. Okazało się iż Joe Jones (bilans 14-13-1, 197 cm) ma za dużo kilogramów. – Byliśmy umówieni na 195 funtów, a on ważył 211. Po negocjacjach zgodziłem się na walkę, ale rywal otrzymał karę i część jego wypłaty przeszła na moje konto – opisuje Sławomir Bohdziewicz, który dzień później nie doczekał się już spotkania z bokserem z Virginii.
– Nie są to potwierdzone informacje, ale słyszałem, iż Joe miał napaść na matkę swej byłej żony czy dziewczyny. Podobno porwał dziecko. Ile w tym prawdy, nie wiem – zaznacza „Heavy Hitter”. Starcie z bardziej otrzaskanym przeciwnikiem miało być dla niego wyzwaniem. – Było to ryzyko, bo facet stoczył kilka walk z cięższymi od mnie, w tym z Piotrem Łączem. Ten go nie znokautował, choć potrafi mocno uderzyć – wyjaśniał.
– Jones ma dobrą gardę, umie się bronić. Ja w ringu atakuję i byłby to dla mnie test, szansa na otwarcie kolejnych drzwi – wyjaśnia Bohdziewicz, któremu w przygotowaniach do walki pomagał min. Adam Kownacki, były zdobywca interkontynentalnego pasa IBF wagi ciężkiej. – Gdy okazało się, iż walki nie będzie i ja, i trenerzy, jak też Adam byliśmy w szoku. Myśleliśmy, iż to żart, ale okazało się, iż będę musiał poczekać na szóstą walkę – dodaje.
Polonia nie doczekała się swojego pięściarza w akcji, ale ten pojawił się w ringu, z żoną przy boku, by wyjaśnić sytuację. – Na trybunach był tłum Polaków, więc powiedziałem po polsku, dlaczego nie powalczę. Kibice to zrozumieli, czułem ich wsparcie, skandowali mojej imię – opisuje bokser.
Po wszystkim Sławomir Bohdziewicz udał się na spotkanie z promotorem, aby porozumieć się z sprawach finansowych i organizacyjnych. – Otrzymałem normalną wypłatę, a bilety zostały przetransferowane na moją kolejną walkę. To było fair, ale prawda jest też taka, iż sprzedałem najwięcej biletów, przyciągnąłem Polaków na trybuny – podkreśla „Heavy Hitter”, który z jednej strony żałuje, iż nie mógł skrzyżować pięści z kolejnym rywalem, ale widzi też plusy całego zamieszania.
– Walka się nie odbyła, ale cała ta nietypowa sytuacja nadał wszystkiemu rozgłos. Szczegóły poszły w eter, ludzie komentowali rzecz w social mediach, a to może zadziałać pozytywnie przy promocji mojej kolejnej walki. Już dziś na nią zapraszam – podsumował nasz rozmówca.
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, Sławomir Bohdziewicz ponownie wyjdzie na ring 10 maja.
Tomasz Ryzner