Zerwijmy kontrakt za miliard, niech autobusy staną. Radna Owca znalazła prosty sposób na paraliż Krakowa

6 godzin temu

Radna Aleksandra Owca zażądała od władz Krakowa wyjaśnień w sprawie miliardowego kontraktu na obsługę komunikacji autobusowej. Jej zdaniem kooperacja z Mobilisem, należącym do izraelskiego koncernu Egged, oznacza wspieranie nielegalnego osadnictwa na terenach Palestyny. Problem w tym, iż konsekwencją takiego podejścia mogłyby być gigantyczne odszkodowania i paraliż komunikacyjny w Krakowie.

We wtorek, 2 września, przed magistratem radna miasta i współprzewodnicząca Partii Razem Aleksandra Owca zorganizowała konferencję prasową. Zapowiedziała złożenie interpelacji do prezydenta Aleksandra Miszalskiego w sprawie umów zawartych z Mobilisem – największym prywatnym operatorem autobusowym w Krakowie. „Firma Mobilis sp. z o.o. jest w całości zależna od izraelskiej firmy Egged Holding Limited, odpowiadającej za obsługę 25 proc. transportu publicznego w Izraelu” – mówiła radna.

Towarzyszył jej Bartosz Pietrzak, arabista i działacz Partii Razem. Przekonywał, iż działalność Egged ma „kluczowe znaczenie dla funkcjonowania nielegalnych osiedli na Zachodnim Brzegu” i iż firma zapewnia transport m.in. do osiedli Ma’ale Adumim i Ariel. Odwoływał się przy tym do dokumentu Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka, w którym Egged wymieniono jako spółkę działającą na okupowanych terenach.

Owca powoływała się również na raport ONZ z 2020 roku, izraelską prasę, a także stanowisko polskiego MSZ, które potępia izraelskie osadnictwo. „Właściciel firmy Mobilis jawnie wspiera ludobójstwo dokonywane przez Izrael w Strefie Gazy” – stwierdziła radna. W interpelacji skierowała do prezydenta sześć pytań, dotyczących m.in. liczby i wartości umów zawartych z Mobilisem od 2008 roku, liczby oferentów w ostatnim przetargu, świadomości powiązań właścicielskich spółki oraz tego, czy miasto rozważa zerwanie kontraktu.

Partia Razem zapowiedziała przy tym akcję informacyjną w mediach społecznościowych, której celem ma być doprowadzenie do zerwania współpracy samorządów z Mobilisem.

O jaką umowę chodzi?

W październiku 2024 roku Zarząd Transportu Publicznego podpisał nowy kontrakt z Mobilisem. To dziesięcioletnia umowa warta 1,383 miliarda złotych brutto, obejmująca rocznie około 9,5 miliona kilometrów przewozów – ekwiwalent 240-krotnego okrążenia Ziemi po równiku.

Mobilis, który dotąd obsługiwał 19 linii, w ramach nowej umowy będzie odpowiadał za 29 tras. Do obsługi zadań przeznaczy 151 fabrycznie nowych autobusów, w tym: 91 przegubowych na gaz ziemny (CNG), 43 standardowe CNG, 6 typu MIDI+, 6 mini-busów spalinowych Euro 6 i 5 elektrycznych. Pojazdy mają rocznik nie starszy niż 2024. Miasto tłumaczy, iż kontrakt pozwoli zlikwidować kolejne białe plamy transportowe.

Na pierwszy rzut oka argumentacja radnej może wyglądać poważnie: skoro właściciel Mobilisu angażuje się w działania kontrowersyjne na arenie międzynarodowej, to może warto zastanowić się nad konsekwencjami moralnymi współpracy. Ale wystarczy odrobina logiki, by zrozumieć, iż to ślepa uliczka.

Umowa obowiązuje i jest zabezpieczona prawnie. Kraków nie może ot tak zerwać kontraktu, bo komuś nie podoba się właściciel firmy. W przypadku jednostronnego wypowiedzenia groziłyby gigantyczne kary i odszkodowania liczone w dziesiątkach, a choćby setkach milionów złotych. To pieniądze, które trzeba by wyjąć z innych zadań: z remontów, edukacji, utrzymania tramwajów.

Jeszcze bardziej wymowne są skutki operacyjne. Mobilis odpowiada za 29 linii, dziewięć i pół miliona kilometrów rocznie i flotę ponad 150 autobusów. jeżeli ten operator zniknie, nie ma dziś w Polsce nikogo, kto z dnia na dzień przejmie takie zobowiązania. Efekt? Brak kursów, tłok w tramwajach, całe dzielnice odcięte od transportu. To wizja chaosu, w którym poranne tłumy na Mogilskim czy Bieńczycach stoją bezradnie na przystankach, bo Kraków postanowił rozwiązywać konflikt bliskowschodni.

Mieszkańcy nie są stroną sporu izraelsko-palestyńskiego i nie powinni płacić za polityczne gesty. Dla pasażera liczy się autobus o 7:15, a nie komunikat ONZ. Tymczasem propozycja radnej oznaczałaby, iż codzienny dojazd do pracy staje się zakładnikiem cudzych manifestów.

Nie do obrony jest też teza, iż zerwanie kontraktu zmieni sytuację na Bliskim Wschodzie. Egged nie zrezygnuje z działalności w Jerozolimie dlatego, iż Kraków anuluje umowę wartą ułamek jego obrotów. Jedynym skutkiem byłoby pogorszenie sytuacji mieszkańców Krakowa.

Warto też pamiętać o reputacji miasta. Gdyby Kraków zdecydował się zerwać kontrakt wart miliard złotych w imię politycznego gestu, każdy kolejny przetarg byłby obarczony wyższą ceną – firmy doliczałyby premię za ryzyko. A konkurencja malałaby, bo kto chciałby inwestować w tabor i zaplecze, skoro kontrakt można wyrzucić do kosza po konferencji prasowej?

Dlatego cała ta dyskusja ma jedną prostą konkluzję: interpelacja radnej Owcy, ubrana w hasła o prawach człowieka i solidarności z Palestyną, w praktyce oznaczałaby dla krakowian chaos, koszty i brak autobusów. Polityczne manifesty można wygłaszać na konferencjach, ale transport publiczny musi działać codziennie – niezależnie od tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie.

Jarek Strzeboński

Idź do oryginalnego materiału