Zima w mieście z dziurą. (Nie) Polityczny Kraków

6 godzin temu

Winter is coming. Gdy to zdanie padało w popularnym niegdyś serialu, z reguły nie wróżyło niczego dobrego. W Krakowie zima już nadeszła, ale z tradycyjnie polskim optymizmem warto zwrócić uwagę, iż są gorsze informacje.

Mamy nowy rok, ale problemy tak jakby stare. Globalnie, Putin robi co chce ze światowym pokojem, a zachodni przywódcy składają mu jawny lub pokątny pokłon, bo jeszcze się obrazi i nie zarobią, a krajowo koalicja potyka się o własne sznurowadła, na co opozycja spogląda z rosnącym optymizmem. Słowem, nie ma o czym pisać. Dlatego ten tekst będzie o zimie. Ale nie o tym, iż Magistrat nie daje rady z usuwaniem jej skutków, bo to nie prawda.

Z różnych mediów dobiegają do nas głosy o paraliżu, który niosą z sobą śnieżyce oraz o alertach pogodowych. Wydarzenie cokolwiek niezwykłe. Wszak pod naszą szerokością geograficzną zima w styczniu nie jest niczym nowym. Martwi więc trend opowiadania poważnych zdawałoby się instytucji o ataku zimy, którego efektem jest 4 centymetry śniegu przez 4 dni przy 4 stopniach mrozu i to do tego w nocy.

Kraków uwielbia rocznice i to właśnie w tych dniach przypada rocznica klimatycznie doniosła. 19 stycznia 2005 r. gigantyczna gołoledź sparaliżowała Kraków, tramwaje nie jeździły wcale, a kursujące z rzadka autobusy pokonywały odległość jednego przystanku średnio w pół godziny.

Kilka lat później z podobnym paraliżem mieliśmy do czynienia w całej Polsce. Stanęła kolej, a odpowiedzialna wówczas za infrastrukturę i rozwój minister Elżbieta Bieńkowska wypowiedziała w telewizji pamiętne: „Sorry, taki mamy klimat”. Wtedy słowa Bieńkowskiej sprowadziły na nią gromy, dziś są podstawą rozmaitych memów, ale szczerze rzekłszy Bieńkowska nie powiedziała nic osobliwego. Rzeczywiście, taki wtedy mieliśmy klimat. Geografowie mówią na niego klimat umiarkowany. To co mamy dziś nie ma nic wspólnego z umiarkowaniem, ale raczej zmianą w niebezpiecznym kierunku.

To stwierdzenie tyleż niepokojące, co oczywiste. Natomiast nad inną niepokojącą kwestią zdają się zastanawiać już nieliczni. Ów napad lub raczej napadzik zimy kosztował budżet Krakowa 7 milionów złotych, które pochłonęło odśnieżanie, solenie, piaskowanie i wszystko inne za co tak kochamy zimę w mieście. Ten jeden wydatek pokazuje nam skalę codziennych wyzwań, przed którymi staje samorząd Krakowa, aby sprostać oczekiwaniom mieszkańców. Potrzebujemy odśnieżonych chodników i je mamy, potrzebujemy sprawnie działającej komunikacji publicznej i ją mamy (przynajmniej do rozpoczęcia ferii), szkoły i przedszkola działają na ogół dobrze, szpitale też (prawie). To wszystko są ogromne koszta, które w połączeniu z nadwyżkowymi wydatkami zimowymi tworzą nam rosnącą dziurę budżetową, której całkiem załatać się nie da. Co nie znaczy, iż próbować nie należy, bo pustki w kasie Krakowa przekładają się na brak ważnych, dużych inwestycji w przyjętym przed świętami miejskim budżecie.

Niestety, realnego planu naprawy finansów Krakowa wciąż brak i po tradycyjnych okołobudżetowych utyskiwaniach władz, iż trzeba oszczędzać, bo sytuacja jest zła, planu naprawczego wciąż nie widać. Służby miejskie działają więc na tradycyjnie dobrym poziomie, dziura budżetowa nieśmiało rośnie, nic tragicznego nie nastąpiło. U progu nowego roku pozostaje mieć nadzieję, iż zaprezentowany powyżej prosty, linearny sposób rozumowania nie jest udziałem władz Krakowa, które jednak szykują realny plan naprawy finansów miasta i nie zaklinają rzeczywistości w nadziei, iż nic złego się nie wydarzy. A gdyby już miało się wydarzyć, to sorry, taki mamy klimat.

Dr Jakub Olech, Katedra Polityk Regulacyjnych UEK [politolog ,krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu]

Idź do oryginalnego materiału