W każdej kampanii wyborczej (w obecnej też) politycy obiecują wszystko i wszystkim. Proporcja między postulatami realnymi i nierealnymi do spełnienia jest tutaj stabilna, oczywiście na korzyść tej drugiej. Obiecuje się nam i sprawną służbę zdrowia i dobrą edukację i stabilny rynek pracy itp., itd. Oczywiście zestaw obietnic musi być adekwatny do czasów i tak oto w przestrzeni politycznego apelu pojawiają się rowery.
Wystarczy wyjść na ulicę, żeby dość łatwo zorientować się, iż rowery są wszędzie. Przestały być li tylko elementem rekreacji, a stały się ważnym środkiem transportu do pracy i szkoły, zwłaszcza w zakorkowanych miastach. Ludzie mówią o politykach różne, zwykle złe rzeczy, a dochodzą do swoich wniosków empirycznie, w drodze obserwacji. Jednak pewnej rzeczy odmówić im nie mogą. Rzeczą tą jest spryt.
Nasi wybrańcy, względnie, wybrańcy tych, którzy jeszcze chodzą na wybory (bo to dwie różne kategorie), dostrzegają rowerowy tłum, który przecież jest potencjalnym elektoratem. Tłum ten gęstnieje na jezdniach i chodnikach, bo nie ma odpowiedniej liczby dróg rowerowych. Pomstują więc kierowcy, pomstują piesi i pomstują rowerzyści. Warunki dla polityka idealne, żeby jednym ruchem obiecać coś aż trzem grupom.
Owo „coś ” to właśnie drogi rowerowe, zwane najczęściej przez polityków ścieżkami. Zwykle bowiem o sprawach rowerowych mówią politycy z miast, a tam częściej w obiegu jest słowo ścieżka. Tymczasem rowerzyści lubią wyjechać za miasto, podziwiać pejzaże i atrakcje turystyczne. Ileż razy widzieliśmy już w mediach zdjęcia znad Jeziora Czorsztyńskiego, na których tabun rowerzystów ściska się w jednym miejscu, zamiast jechać. Wynika to rzeczywiście z tego, iż rowerzystów jest w naszym kraju coraz więcej, ale również i z tego, iż tras rowerowych jest mało. Tras, nie ścieżek. Przepustowych, szerokich tras, o których istnieniu politycy wiedzą niewiele.
Ale trzeba ich też trochę pochwalić. Przed przeszło dekadą włodarze Małopolski postanowili zbudować wzdłuż koryt największych małopolskich rzek sieć tras VeloMałopolska. W założeniach miała się ona stać kręgosłupem infrastruktury rowerowej w województwie, a od tego kręgosłupa po całym regionie miały się rozchodzić inne drogi i ścieżki. Ten nieopisanie logiczny jak na polityczne warunki pomysł spotkał się oczywiście z wielką krytyką tych, którzy uważali, iż budowa dróg rowerowych naruszy strukturę wałów i wszystkich nas zaleje. Szczęśliwie jednak poza zalewem dyrdymałów, które zresztą też miały posłużyć rozbudowaniu elektoratu, nic innego nas nie zalało. Tymczasem na trasach VeloMałopolska pojawiły się tłumy, bowiem sieć tras w naszym regionie jest jedną z najlepszych i najlepiej skomunikowanych w Polsce. Skomunikowanych, bo Velo to nie tylko Kraków, do Velo można dojechać np. Kolejami Małopolskimi do Małopolski Zachodniej, na Podhale, Sądecczyznę, czy w okolice Tarnowa i stamtąd zaczynać swoją rowerową podróż.
Jako się już rzekło, to wszystko logicznie i dobrze wygląda, a w świecie polityki logiczne i dobre to wcale niedobre. Dlaczego? Bo nie polaryzuje, a jak nie polaryzuje to słabiej przyciąga wyborców. I właśnie z powodu przyciągania nowych wyborców VeloMałopolska ląduje czasem na celowniku polityków. Tak oto cyklicznie pojawiają się opinie, iż tras vel ścieżek buduje się za mało. Kilometr ścieżki, w zależności od warunków terenowych, w których ma powstać, obecnych cen pracy i materiałów, to nie mniej niż 2 miliony złotych. Taki kilometr rowerzysta przejedzie w kilka minut. Najfantastyczniejsze jest jednak żądanie natychmiastowego domknięcia VeloDunajec, czyli flagowej trasy VeloMałopolska, która nie przebiega w okolicach Jeziora Rożnowskiego. Nie przebiega natomiast, bo stosunki własnościowe w tamtym rejonie są takie, iż małopolski samorząd nie jest w stanie wykupić działek w miejscu, w którym budowa byłaby najbardziej racjonalna, w innych zaś jest niefunkcjonalna, albo turystycznie nieatrakcyjna.
Oczywiście polityk ma być skuteczny i poszerzać swój elektorat, tyle iż prawie każdy elektorat prędzej, czy później zorientuje się, iż obietnice i postulaty jego wybrańców były mocno na wyrost. W wypadku tras rowerowych Małopolski wyjątkowo tego szkoda, bo to rzecz, która udała się jak kilka innych.
Miłosiernie załóżmy więc, iż polityczna atrakcyjność postulatów dotyczących spraw rowerowych jest mniejsza niż w przypadku zdrowia, edukacji, infrastruktury, czy kultury. Mamy w języku polskim różne związki frazeologiczne zaczynające się od słów „Znasz się na tym jak”… wilk na gwiazdach, kura na pieprzu, gęś na logarytmach. Ewentualnie, polityk na rowerach.
Majówka otwiera sezon długich weekendów, a wraz z nimi nią obowiązkowe powtórki z Sienkiewicza. Na pewno któraś ze stacji powtórzy „Potop” i dialog Kmicica z ojcem Kordeckim, a w nim słowa tego pierwszego: „Wielkie w Was bije serce, bohaterskie i święte, ale się na armatach nie znacie”. Oczywiście wiarą analogiczną do jakości współczesnej klasy politycznej wierzymy, iż w jej piersiach biją serca wielkie bohaterskie i święte, ale na rowerach się nie znające. Majówkowo więc zachęca się wszystkich, bardziej niż do powtórki z Sienkiewicza, do odkrywania tras VeloMałopolska. Może nie będzie padać.
Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu.