18.04.24. O rozmowach, które łączą...
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, iż mieszkańców współczesnego świata charakteryzuje mocna polaryzacja poglądów i postaw wobec problemów czy zjawisk istotnych dla rozmaitych sfer społecznego życia. Nie jest to zresztą także specjalna nowość. Konflikty są stałym elementem naszej historii. Rzecz w tym jednak, iż dziś rozmaite spory, zarówno na rodzimym podwórku, jak i na podwórkach bardzo od niego odległych, realizowane są wręcz na widoku publicznym i rozprzestrzeniają w galopującym rytmie. I to zarówno gdy dotyczą rzeczywiście problemów na skalę międzypaństwową czy globalną, jak i wtedy, gdy odnoszą się do nieporozumień indywidualnych lub grupowych. Za pośrednictwem mediów cyfrowych możemy im towarzyszyć nieledwie na bieżąco. O lajkach i fejkach wie każdy. Wszystko to potęguje różnorakie kłopoty i niebezpieczeństwa.
Wyrazistym znakiem dość zasadniczych podziałów są oczywiście partie polityczne, zwłaszcza iż i w ich obrębie działają zróżnicowane opcje. Podobnie, gdy chodzi o religie i grupy wyznaniowe. Pojęcie towarzyskich „baniek” wydaje się powszechnie znane, ale podziałami naznaczone bywają także rodziny i ich kłótnie na tematy codzienne rozwijane, bywa, choćby przy świątecznych stołach…
Co do polityków zaś, wystarczy posłuchać obrad naszego sejmu, by wiedzieć, iż nie ma wśród nich zgody, gdy idzie na przykład o rozumienie praworządności, polityki migracyjnej, klimatycznej i energetycznej czy wspólnej waluty w Unii Europejskiej, iż podziały dotyczą stosunku do sąsiadów i ochrony granic, rozumienia prawa i pojęcia moralności, iż rzutuje to na stosunek do antykoncepcji, aborcji, eutanazji, wielości płci i wszystkiego, co się z tym wiąże, iż „chłopaki nie płaczą”, a rolą kobiet jest rodzenie dzieci i zajmowanie się domem, iż patriarchatu nie da się pogodzić z feminizmem, iż znakiem podziałów bywa wygląd, w tym kolor skóry i język, ale też pochodzenie społeczne i nawyki wyniesione z rodzinnych domów, iż zwykle chodzi o to, by sprawować kontrolę, iż wystarczy wskazać wroga albo zasugerować sposób dehumanizacji innych, by któryś z wariantów polaryzacji nabrał tempa. I tak dalej, i tym podobnie…
Takie spory i takie podziały znajdują oczywiście wyraz w niezliczonych komentarzach internetowych. I jak już zostało wyżej zaznaczone, nie są naszą tylko ani – tym bardziej – wyłącznie dzisiejszą ludzką specjalnością. Nie byliśmy od nich wolni, gdy nie istniał internet i gdy nikt nie słyszał o globalizacji, choć wtedy mniej o tym wiedzieliśmy i nie tak prędko to do nas docierało. Aż dziw bierze adekwatnie, iż nasza biedna planeta jeszcze się jakoś trzyma, choć wiadomości na temat prowadzonych aktualnie wojen przyprawiają o drżenie…
Chciałoby się w takim razie zapytać, czy są jakieś sposoby na opanowanie lub choćby w miarę systematyczne opanowywanie sygnalizowanych tu tendencji polaryzacyjnych? Czy istnieją jakieś techniki działania, które pomagają się jednak porozumiewać co do spornych kwestii i znosić dzielące nas różnice wyobrażeń? Równocześnie jest bowiem jasne, iż nie jesteśmy „samotnymi wyspami”, potrzebujemy przynależności i więzi, szukamy u innych zrozumienia, i relacji z nimi…
W poprzednich Zapiskach (zob. tekst z 4.04.2024) mowa była o wydanej przez PWN książce, w której autorzy prezentowali istotę i różne odmiany debat traktowanych, najogólniej mówiąc, jako wymagające rzetelnej argumentacji, starannie pod względem retorycznym wypracowane sposoby dowodzenia określonych racji w odniesieniu do dyskutowanych problemów, więc przydatne w omawianym kontekście.
Dziś, w związku z tym, co zostało powiedziane wyżej, polecam inną, świeżo wydaną pracę: Siła komunikacji. Odkryj sekrety rozmów, które łączą (przeł. Małgorzata Guzowska, PWN, Warszawa 2024). Jej autorem jest Charles Duhigg, amerykański dziennikarz śledczy, laureat nagrody Pulitzera.
Rozmowa – pisze Duhigg – to wspólne powietrze, którym oddychamy. Przez cały dzień rozmawiamy z rodzinami, przyjaciółmi, nieznajomymi, współpracownikami, a czasem ze zwierzętami domowymi. Komunikujemy się SMS-ami, e-mailami, postami w internecie i za pośrednictwem mediów społecznościowych. Porozumiewamy się dzięki klawiatur i funkcji zmiany głosu na tekst, czasem odręcznie pisanymi listami, a nierzadko – pomrukami, uśmiechami, grymasami i westchnieniami.
Nie wszystkie rozmowy są sobie równe. Kiedy dyskusja ma sens, może wydać się cudowna, jakby ujawniono coś ważnego. „W końcu podstawą więzi międzyludzkich […] jest rozmowa”, napisał Oscar Wilde.
Ale znaczące rozmowy, jeżeli nie idą dobrze, mogą być okropne. Są frustrujące, rozczarowujące, to stracone szanse. Możemy odejść zdezorientowani, zdenerwowani, niepewni, czy ktoś zrozumiał cokolwiek, co zostało powiedziane.
Co robi różnicę?
O tym właśnie jest ta książka. Przedstawione w niej przykłady rozmów istotnie ukazują, co tę różnicę robi i co powoduje, iż rozmowa choćby w sytuacjach, gdy rozmawiający reprezentują odmienne poglądy i stanowiska, jest udana i jakoś ich łączy. Charakterystyczne dla tej pracy jest to, na co autor zwraca uwagę zaraz na wejściu:
Siła komunikacji to literatura faktu. […] Zawarte w tej książce informacje mają swoje źródła w setkach wywiadów oraz tysiącach artykułów i badań. Wiele źródeł szczegółowo opisałem w tekście zasadniczym lub w przypisach.
Nieco dalej doda, iż zajął się przedstawianym w książce problemem, poszukując odpowiedzi na swoje własne niepowodzenie w komunikowaniu się podczas realizacji pewnego projektu. W okładkowej nocie wydawniczej znajdziemy natomiast skrótową charakterystykę całości. Przeczytamy tam, iż autor
zagłębił się w to, jak się komunikujemy i co takiego robią najlepsi przyjaciele, wytrawni negocjatorzy i doświadczeni menadżerowie, iż ludzie decydują się im zaufać. Wyróżnił trzy rodzaje rozmów, które najczęściej toczymy, i pokazał, jak je prowadzić, by miały sens:
O co tak naprawdę chodzi? – w konfliktach, negocjacjach i codziennych domowych sprawach ważne jest ustalenie, na czym zależy rozmówcom. Zajrzymy do pokoju, w którym ława przysięgłych decydowała o losie Leeroya Reeda, by zrozumieć, iż to nie siła argumentów, ale ustalenie wspólnego celu jest kluczem do porozumienia.
Jak się czujemy? – zwykle unikamy rozmowy o emocjach. Na podstawie historii Felixa Sigali, genialnego agenta FBI i mistrza przesłuchań, przekonamy się, iż to możliwość przekazania swojej opowieści i wysłuchania drugiej osoby zbliża jak nic innego.
Kim jesteśmy? – największym hamulcem sensownych rozmów jest szufladkowanie rozmówcy do kategorii, w której nie chciałby się znaleźć. Zajrzymy do siedziby Netflixa – mimo iż wspierano w niej otwartą, a choćby agresywną komunikację, jeden z dyrektorów powiedział o jedno słowo za dużo…
Duhigg oddaje głos negocjatorom, naukowcom, terapeutom i aktywistom. Będziemy towarzyszyć Jimowi Lawlerowi, agentowi CIA, w próbie zwerbowania szpiega. Zobaczymy, jak rozwinęła się dyskusja pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami dostępu do broni palnej. Dowiemy się, dlaczego pierwszy pilotażowy odcinek serialu The Bang Theory okazał się kompletną klapą i co sprawiło, iż stał się hitem z wielomilionową widownią.
Sekretem tych wszystkich historii jest uczciwa i otwarta komunikacja. Jak to zrobić? Przeczytaj!
Przedstawiane w prezentowanej książce przykłady autentycznych sytuacji i rozmów odpowiadających wyliczonym wyżej nastawieniom są fascynujące. Dotyczą zarówno komunikacji twarzą w twarz, jak i porozumiewania się za pośrednictwem mediów cyfrowych. Dowodzą, jak istotne są przy tym emocje i jak ważne jest budowanie relacji przez rozmowę. W przywoływanych przykładach i omawianych badaniach nigdy nie chodzi jednak o to, kto kogo pokona, czyja argumentacja okaże się mocniejsza. Nie ma w nich nic z konkursów na argumentacyjną zręczność. Nie chodzi o wygraną. Nie chodzi też o dezawuowanie poglądów osób inaczej myślących o jakiejś sprawie i ich pokonywanie, ale o odkrywanie możliwej płaszczyzny porozumienia, o poszukiwanie tego, co wspólne, nadrzędne, o przekonywanie.
Takie podejście świetnie to ilustruje na przykład historia narady dwunastu przysięgłych, którzy mieli obowiązek wypracować jednomyślny wyrok w sprawie Leeroya Reeda, nie ulegając, jak pouczył ich sędzia, „współczuciu, uprzedzeniom czy namiętności”. Ława przysięgłych składa się zwykle z ludzi przynależnych do różnych grup społecznych, o różnym wykształceniu, różnych zawodach i różnych zapatrywaniach. Tak było też w sprawie Reeda.
Facet był już karany, ale po tym incydencie od dawna żył jak wzorowy obywatel. Miał jednak zakaz posiadania broni i nagle się okazało, iż broń kupił. Akurat szukał pracy. Przeczytał w prasie ogłoszenie o korespondencyjnym kursie na detektywa. Przesłał wymagane przez organizatorów pieniądze. W rezultacie dostał instrukcje określające, jak się do roli detektywa przygotowywać i nakaz kupienia broni. Broń więc kupił. Trzymał ją w szafie i po zakupie choćby nie wyjął z pudełka. Wydało się, gdy się kręcił po budynku sądu z nadzieją na zatrudnienie w roli detektywa. Zatrzymał go policjant, który zażądał dowodu tożsamości. Reed nie miał go przy sobie. Jedynym dokumentem, jakim wtedy dysponował, był paragon za zakupioną broń. Potem poszło już szybko. Został zatrzymany i znalazł się przed sądem. Zachodziła jednak wątpliwość, czy w ogóle umie się tą bronią posługiwać. Nie było też jasne, czy w ogóle rozumie, iż popełnił przestępstwo.
Przysięgli na początku narady reprezentowali całkiem dobrze uzasadniane, jednoznaczne, ale różne stanowiska co do winy podsądnego. „Gdy wszyscy obecni się wypowiedzieli, stało się jasne, iż trzy osoby są za skazaniem Reeda, dwie zdecydowanie opowiadają się za uniewinnieniem, a siedem się waha. […] Gdyby w tym momencie ktoś obeznany z wymiarem sprawiedliwości – pisze Duhigg – miał odgadnąć, jak się to wszystko dalej potoczy, odpowiedź byłaby prosta: Leroy Reed idzie do więzienia”. Był jednak wśród tej grupy przysięgłych „mistrz komunikacji”. Tak przedefiniował rozmowę, iż przysięgli odkryli coś nadrzędnego, łączącego ich przekonania. W tajnym głosowaniu końcowym okazali się jednomyślni i orzekli niewinność Reeda (zob. s. 39-42; 52-54).
Uprawianie dobrej komunikacji wymaga pewnych umiejętności, a raczej pewnego zestawu umiejętności. Z badań relacjonowanych przez Duhigga wynika, iż można je wyćwiczyć. Wynika też, iż każdy może się skutecznej komunikacji nauczyć. Musi mieć tylko szansę odbywania takich ćwiczeń i takiej nauki. Wszystkim jest to potrzebne, a ci, którzy zamierzają zajmować się polityką, powinni może mieć certyfikaty ukończenia obowiązkowych kursów dotyczących umiejętności uczciwego i rzetelnego komunikowania się z innymi, zanim zaczną ustalać, jak kto ma żyć i co myśleć. Książka Duhigg’a w pewnych partiach staje się swego rodzaju poradnikiem, który mógłby się przydać przy sugerowanych tu ćwiczeniach.
Chyba nie trzeba natomiast dodawać, iż tworzenie warunków do sugerowanych ćwiczeń powinno być jednym z podstawowych zadań szkoły i iż – niestety – polska szkoła tego zadania nie tylko odrabia, ale w ogóle nie bierze pod uwagę, ciągle stawiając głównie na recytowanie reguł z zakresu gramatyki opisowej…
PS
Na 24 kwietnia zapowiadana jest W Warszawie Śródmieściu debata na temat książki Charlesa Duhigga Siła komunikacji. Odkryj sekret rozmów, które łączą (Faktyczny Dom Kultury, ul Gałczyńskiego 12). Udział w niej wezmą Wawrzyniec Smoczyński, Robert Jasiński, Małgorzata Jankowiak. Początek o godz. 14.00.
Lektura książki Debata. Retoryka dla demokracji pod naukową redakcją Agnieszki Budzyńskiej-Daca i Ewy Modrzejewskiej, poprzednio prezentowana w tych Zapiskach, zdaje się wskazywać, iż debata i rozmowa, o jakiej pisze Duhigg nie są synonimami. Nadarza się okazja, by problem także pod tym kątem dokładnie przeanalizować…