Adrian Parzyszek: Kibice zawsze byli dodatkowym zawodnikiem na lodzie

gkstychy.info 9 miesięcy temu

Adrian Parzyszek to postać, której kibicom w Tychach nie trzeba przedstawiać. Były kapitan zespołu występował w GKS-ie przez 11 sezonów i przez ten czas zdobył dwa mistrzostwa Polski oraz cztery razy sięgnął po Puchar Polski. Oprócz tego w barwach Naprzód Janów, Unii Oświęcim i GKS Tychy zagrał ponad 1000 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jest jednym z trzech hokeistów w Polsce, który może poszczycić się takim osiągnięciem.

Adrian Parzyszek w wywiadzie podzielił się z nami swoimi najważniejszymi wspomnieniami.

W Unii Oświęcim zagrałeś osiem sezonów i w 2004 roku dołączyłeś do GKS-u Tychy. Jak pamiętasz okres przenosin do nowej drużyny? Niepewność czy może jednak chęć podjęcia nowego wyzwania? Tychy i Oświęcim długo nie mogły dojść do porozumienia w sprawie twojego transferu oraz klubowego kolegi Sebastiana Gonery. W sprawie musiał interweniować PZHL.

W Unii grałem 8 sezonów. Niepewności nie było, choć rzeczywiście przejście do GKS-u nie było łatwe. Unia ustawiła zaporową cenę, mimo iż nie miałem ważnej umowy z klubem z Oświęcimia. PZHL interweniował, kilka to jednak pomogło. Bardziej pomogła nasza determinacja na jednym ze spotkań. Ja i Sebastian umówiliśmy się z prezesem Skowrońskim, że żadna ze stron się nie wycofa i tak udało się doprowadzić do końca ten niełatwy transfer.

Unia Oświęcim od 1998 roku wygrała siedem razy z rzędu Mistrzostwo Polski. W 2005 roku GKS Tychy przerwał passę „biało-niebieskich”, a zarazem sięgnął po swoje pierwsze upragnione mistrzostwo Polski. Jak wspominasz tamten sezon i finał ze swoimi byłymi kolegami z drużyny?

Wygrałem z Unią wszystkie te mistrzostwa i dla mnie było czymś niesamowitym, iż w pierwszym sezonie w nowej drużynie ponownie zdobyłem złoty medal. Sam finał to było coś wyjątkowego. Pamiętam wspaniałą atmosferę na trybunach. Zacięte mecze, mimo iż wygraliśmy 4:0 i moją bramkę w serii rzutów karnych w decydującym meczu.

Czy pamiętasz jakie panowały nastroje w mieście po zdobyciu mistrzostwa?

Takich rzeczy się nie zapomina. To co działo się po naszym powrocie do Tychów trudno opisać. Lodowisko w Tychach było pełne. Trybuny i tafla – kibice byli wszędzie. Świętowaliśmy długo a to był dopiero początek. Parę dni później był przejazd przez miasto i wtedy też się działo.

W GKS-ie zdobyłeś 6 razy srebrny medal. Z perspektywy czasu czy żałujesz jakiegoś finału, gdzie czułeś, iż jako drużyna jesteście naprawdę silni, ale ostatecznie nie udało się wygrać mistrzostwa?

Żałuję każdego przegranego finału. W każdym sezonie byliśmy jednym z faworytów do złota, w każdym z tych finałów czuliśmy się mocni, w każdym mieliśmy wiarę w zwycięstwo.

Po 10 latach, w 2015 roku GKS Tychy zdobył swoje drugie mistrzostwo Polski. Do tego wcześniej wygraliście Puchar Polski, więc udało się zdobyć dublet. Jak wspominasz tamten sezon i wygrany finał z JKH GKS Jastrzębie 4:2?

Kiedy w 2005 roku wygrywaliśmy ligę, chyba nikt nie pomyślał, iż na następne mistrzostwo kibice GKS-u będą czekać 10 lat. Sezon 2014/15 był bardzo udany, nie może być inaczej, o ile zdobywasz złoty medal. Z finału najbardziej zapamiętam ostatnią minutę, ostatnią zmianę meczu. Nie wiem czy tak się ułożyło czy taki był zamysł trenera, ale na lodzie byłem ja z Michałem Woźnicą i Adamem Bagińskim, więc zawodnicy, którzy zdobyli pierwsze mistrzostwo.

Gdy byłeś zawodnikiem GKS-u, który klubowy kolega pod względem umiejętności robił na Tobie największe wrażenie?

Przez te wszystkie lata w Tychach grało dużo bardzo dobrych zawodników. o ile mam wybrać jednego to Robin Bacul. Graliśmy w jednym ataku, na lodzie rozumieliśmy się bez słów.

Grałeś przez 11 lat w Tychach więc masz wiele ciekawych historii i anegdot. Czy chciałbyś podzielić się którąś z nich?

Wrócę jeszcze do pierwszego mistrzostwa, a bardziej świętowania. Wróciliśmy do Tychów bardzo późno, ponieważ po meczu była kontrola dopingowa i Sebastian Gonera trochę nam ten powrót opóźniał. Ciągle dostawaliśmy sygnały, iż pod lodowiskiem w Tychach czeka na nas tłum ludzi. Ciągłe zapytania, kiedy będziemy i ile jeszcze będą musieli czekać. My też chcieliśmy już świętować u siebie. Kiedy wróciliśmy do Tychów pod lodowiskiem przychodziły pojedyncze osoby, wielu z nas była pewna, iż kibice po prostu już nie mogli się doczekać i się rozeszli. Wtedy nie wiedzieliśmy, iż wszystkich puścili do hali więc niespodzianka była duża.

W 2015 roku przeniosłeś się do Naprzód Janów, którego jesteś wychowankiem. Udało Ci się wygrać w GKS-ie wszystko co tylko się dało. Jak wspominasz okres odejścia z Tychów?

Zawsze myślałem o tym, żeby przygodę z hokejem zakończyć tam, gdzie ją zaczynałem. Z Tychów odchodziłem jako mistrz Polski w przyjaznej atmosferze.

Zagrałeś ponad 1000 meczów w karierze i wygrałeś 9 mistrzostw Polski. Jest to niesamowity wynik. Czy byłbyś w stanie wymienić trzy najważniejsze dla Ciebie momenty w twojej karierze?

– debiut w seniorskim hokeju w wieku 17 lat ze strzeloną bramką;

– debiut w reprezentacji Polski w wieku 19 lat ze strzeloną bramką;

– wszystkie 9 wygranych finałów.

Jakie widzisz największe różnice między obecnym hokejem w Polsce, a tym, kiedy zaczynałeś grać zawodowo w latach 90.?

Wydaje mi się, iż hokej stał się szybszym sportem. Trochę pomogły w tym modyfikacje przepisów, ale głównie zmiana metod treningowych. Już dawno odeszło się od metod stosowanych w latach 90.

Obecnie prowadzisz szkółkę hokejową dla młodzieży. Co według Ciebie jest najważniejsze w szkoleniu przyszłego pokolenia hokeistów?

Przede wszystkim do hokeja musimy przyciągnąć jak najwięcej dzieciaków, a u tych dla których hokej stanie się dyscypliną numer jeden najważniejsza jest systematyczność w treningach.

Na sam koniec gdybyś mógł powiedzieć kilka słów do kibiców GKS-u Tychy.

Kibice GKS-u zawsze byli dodatkowym zawodnikiem na lodzie. Jestem przekonany, iż wspierając drużynę będą cieszyć się jeszcze niejednym jej sukcesem, czego bardzo im życzę i serdecznie pozdrawiam.

Autor: Damian Chmura.

Idź do oryginalnego materiału