Temperatura ciała spadła mu do 22,4 C. Lekarze SOR-u w USK uratowali pacjenta z ciężką hipotermią. Jej tzw. „miejska” odmiana najczęściej zdarza się osobom bezdomnym. Jednak to właśnie pacjenci przywożeni z domu czy mieszkania są w trudniejszej sytuacji, bo zwykle temperatura ich ciała obniża się dłuższy czas.
– Nasz pacjent to dowód, iż nie musi do tego dochodzić wyłącznie w miesiącach zimowych – podkreśla Marcin Pieniążek lekarz, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym. – Jeden pacjent może być np. osobą bezdomną, która wychłodziła się na zewnątrz, bo zasnęła lub dostała udaru i zemdlała. Ale może się zdarzyć, iż ktoś w domu czy mieszkaniu otwierał okno, żeby przewietrzyć pomieszczenie, pośliznął się, złamał kość udową i nie jest w stanie tego okna zamknąć, a poranki, wieczory i noce są chłodne, choć to jeszcze nie zima.
Jednym z objawów hipotermii jest brak kontaktu z taką osobą.
– jeżeli mamy podejrzenie, iż jest w takim stanie nie próbujmy ratować jej sami, np. podając ciepły napój.
– Możemy co najwyżej spróbować zmienić mu ubranie jeżeli jest mokre lub wilgotne, żeby dalej się nie wychładzał – dodaje Marcin Pieniążek, lekarz. – Nie starajmy się jednak tej osoby za bardzo nie ruszać. Najzimniejsza krew, w części obwodowej organizmu, może dostać się bliżej serca i wywołać zatrzymanie krążenia, dlatego przede wszystkim wezwijmy karetkę.
Tym bardziej iż czas jest tu niezmiernie istotny. Uratowany pacjent do szpitala trafił właśnie z domu.
– Miał dużo szczęścia – mówi dr Jacek Kleszczyński specjalista medycyny ratunkowej. – Najczęściej za sprawą przechodniów czy służb miejskich wychwytywane są jednak osoby na zewnątrz. Osób mających swoje lokum po prostu tak nie widać.
Dlatego lekarze apelują aby nie tylko nie przechodzić biernie koło osób leżących na ulicy bądź chodniku. Pamiętajmy także o seniorach, zwłaszcza zamieszkałych samotnie. Odwiedzajmy ich jak najczęściej.
Marcin Pieniążek, dr Jacek Kleszczyński:
Autor: SP