Pierwszy set czwartkowego spotkania dawał nadzieję, iż gospodarze przełamią "klątwę tie-breaka", ponieważ kontrolowali partii niemal od początku do końca. Znajdujący się w polu zagrywki kapitan ChKS-u Mariusz Marcyniak wyprowadził swój zespół na prowadzenie 3:0, akcentując to dodatkowo asem serwisowym, ale później posyłając też piłkę w aut. Goście próbowali odrobić starty, udało im się choćby zbliżyć do biało-zielonych na minimalną różnicę, jednak ci nie zamierzali oddawać przewagi. Do głosu doszli Tomasz Piotrowski, Jędrzej Goss, Łukasz Swodczyk i Paweł Rusin, świetnie funkcjonował również blok chełmian, a czujność w przyjmowaniu i rozgrywaniu zachowywał Jay Blankenau. Dobra kooperacja po stronie gospodarzy przełożyła się na to, iż w pewnym momencie powiększyli dystans do gości na 21:14. Pod koniec wdarły się błędy, ale nie na tyle poważne, żeby ChKS stracił przewagę. Pierwsza partia należała do gospodarzy, a zamknął ją as w wykonaniu Jay'a Blankenau.Drugi set wyglądał już zgoła inaczej w wykonaniu zespołu z Bydgoszczy, którzy wyraźnie obudzili się z marazmu, i niedługo po rozpoczęciu wyszli na pierwsze prowadzenie w meczu 5:3. Długo ono jednak nie trwało, ponieważ biało-zieloni nie zamierzali oddawać pola, w czym sporą zasługę mieli Goss, Piotrowski i Rusin. Sporo problemów sprawiał gospodarzom Juan Gabriel Barrera, zwłaszcza, kiedy w końcówce tej części meczu wszedł w pole zagrywki i wraz z resztą swojej drużyny niemal doprowadził do wyrównania, póki tych zapędów nie przerwał Jędrzej Goss. Prawdziwa nerwówka zaczęła się przy stanie 24:24, a po bardzo długiej i ofiarnej wymianie pierwszego setballa otrzymali bydgoszczanie. Nie udało im się go wykorzystać, aczkolwiek starcie na przewagi nie trwało zbyt długo. Przy stanie 26:27 dla ChKSu autowy atak zaliczył Goss i w ten sposób doszło do wyrównania w setach.Połowa trzeciego seta była wyrównana, chociaż to biało-zieloni częściej utrzymywali minimalną przewagę, goście na chwilę odwrócili los zdobywając 13. punkt przy 12 gospodarzy. Było to jednak ich jedyne prowadzenie w tej partii, bo najpierw dwa oczka pod rząd zdobył Mariusz Marcyniak, a za moment w polu serwisowym wylądował Jędrzej Goss i przewaga ChKS-u wzrosła na 20:15. Visła nie składała broni i starała się poprawić swoją sytuację, jednak skuteczność zespołu szkolonego przez Krzysztofa Andrzejewskiego okazała się nie do przeskoczenia i finalnie podopieczni Michala Masny'ego zgarnęli tylko 21 oczek, kiedy gospodarze dopisali do konta drugą partię.Obie drużyny kontynuowały zaciętą i wyrównaną walkę również w czwartym secie, chociaż ponownie to bydgoszczanie musieli głównie ścigać rezultat. Przełamali się dopiero przy stanie 10:10, kiedy asa serwisowego zafundował im Maciej Krysiak, aczkolwiek za chwilę "zgasiło go" uderzenie Jędrzeja Gossa. Gra nabrała jeszcze większego tempa, kiedy do składu biało-zielonych pod siatką dołączył Łukasz Łapszyński, niemal od razu prezentując skuteczność w ofensywie. Od tamtej pory gospodarze spotkania budowali kilkupunktowe prowadzenie, którego nie oddali już do końca meczu, a zwycięstwo przypieczętowali, kiedy goście popełnili błąd zagrywki.- To były bardzo trudne i wymagające spotkania, ale w tym właśnie urok play-offów - podsumował spotkanie trener Krzysztof Andrzejewski. - Przyznam, iż od początku do końca byłem pewien mojej drużyny i naszych umiejętności, wierząc w to, iż pokonamy zespół z Bydgoszczy. Trafiliśmy na ósmy zespół po rundzie zasadniczej, natomiast ta lokata zupełnie nie oddawała kunsztu trenerskiego i piłkarskiego naszych rywali, powiedziałbym nawet, iż wspólnie zaprezentowaliśmy kibicom mecze rangi finałów. Bydgoszcz miała swoje problemy w trakcie sezonu, jednak ich poziom podczas tych trzech spotkań był naprawdę wysoki. Dlatego dziękuję i gratuluję zarówno naszym zawodnikom, jak też zawodnikom Visły.- Bardzo dużo walki po obu stronach przez wszystkie trzy spotkania, nikt nie chciał niczego oddawać, więc typowe play-offy. Szkoda, iż takie mecze rozegrały się dopiero w ćwierćfinale, bo na pewno zasługiwały na co najmniej etap wyżej, ale jakby nie patrzeć były to naprawdę piękne gry - mówił po meczu szkoleniowiec przyjezdnych Michal Masny.Nagrodę MVP otrzymał Mariusz Marcyniak, który także przyznaje, iż czwartkowy mecz, podobnie jak dwa poprzednie, był niezwykle wymagający:- Spotkały się ze sobą pierwsza i ósma drużyna po rundzie zasadniczej, a tej różnicy w ogóle nie było widać. Siatkarze z Bydgoszczy to bardzo nieprzyjemni przeciwnicy, ponieważ są bardzo mocni w ofensywie, a do tego mocno groźni we własnej hali. Trudne i wymagające mecze, każdy to widział, do tego jeszcze pobiliśmy rekord długości seta. Cieszymy się ze zwycięstwa, dziękujemy kibicom i szykujemy się do półfinału.Teraz czytane: