Crvena była dziś za mocna. Lech przegrał w 3. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów

3 godzin temu

Tu nie było miejsca na rozgrzewkę. Spotkanie było zbyt ważne dla obu drużyn, by pozwolić sobie na błędy i gonienie strat w rewanżu. Obie drużyny chciały zdobyć trzy punkty, by do kolejnego spotkania podchodzić z zaliczką na koncie.

Lechici mogli liczyć na gorący i głośny doping swoich kibiców, którzy licznie przybyli na stadion. Na trybunach zasiadło 39 743 widzów, w tym aż ponad 5 tysięcy dzieci do lat 13.

Goście już od pierwszych minut starali się przejąć inicjatywę i jak najszybciej zdobyć bramkę, choć to Luis Palma już w 2. minucie oddał pierwszy celny, ale wybroniony strzał. Później Crvena rozpoczęła swoją ofensywną grę, co opłaciło jej się już w 9. minucie.

Ndiaye podał wykładając piłkę Kruniciowi, a ten bez przyjęcia od razu oddał strzał, pokonując Mrozka.

Lechici rzucili się do odrabiania strat, choć w ich akcjach widoczna była nerwowość, co przekładało się na brak precyzji przy strzałach i podaniach. Gorąco zrobiło się około 23. minuty, kiedy to Mrozek wybronił silne uderzenie Duarte. Chwilę później Lech wyszedł z kontrą, ale gdy Matheus wyszedł z bramki i minął się z wrzutką Moutinho, Ishak nie wykorzystał okazji i nie oddał strzału.

Niesieni dopingiem gospodarze konsekwentnie dążyli do odrobienia straconej bramki, atakując przeciwnika, grając coraz bardziej przemyślanie. W 34. minucie stadion przy Bułgarskiej wypełniły okrzyki radości, gdy Ishak nie pozostawił szans na obronę bramkarzowi rywali i po dograniu Moutinho trafił do siatki.

Goście nie zamierzali wybijać się z rytmu, ale napędzany adrenaliną Lech chciał jak najszybciej przejąć prowadzenie. Efekt? Kilka efektownych akcji jeszcze przed zejściem do szatni na przerwę, ale żadnej ze stron nie udało się już zmienić wyniku.

Po powrocie na boisko Crvena gwałtownie przejęła piłkę i rozpoczęła ofensywę. Choć Pereira posłał piłkę w pole karne, nie było to wyzwanie dla Matheusa. Zaledwie 3 minuty później zrobiło się bardzo nerwowo pod bramka gospodarzy, a do ustalenia, czy piłka przekroczyła linię bramkową, konieczna była analiza. Ostatecznie sędzia odgwizdał gola, a autorem bramki okazał się Krunić. Goście znów wyszli na prowadzenie, mając już na koncie dwie bramki zdobyte na wyjeździe, a Lech znowu musiał gonić wynik.

Choć gospodarze próbowali gwałtownie nadgonić, goście pozostawali czujni. Najpierw obiecującą akcję Kolejorza w 59. minucie przerwał Veljković, a minutę później obrona złapała Ishaka na spalonym.

Rywal gwałtownie przeniósł się na połowę Lecha, który dokonał zmian, najpierw taktycznych, potem wymuszoną po kontuzji barku Jagiełły. Niestety, gospodarze chyba nie poradzili sobie z presją wyniku i upływającego czasu, bo po fatalnych błędach w defensywie, Crvena podwyższyła prowadzenie na 3:1 w 73. minucie. Duarte nie dał szans na obronę Mrozkowi, który musiał wyciągać piłkę z siatki.

W kolejnych minutach rywale przeprowadzali zmiany w składzie i starali się kontrolować przebieg spotkania. Lechici starali się jeszcze zdobyc bramkę kontaktową. W 84. minucie kibice mieli nadzieję na rzut karny po tym, jak po starciu z Matheusem w polu karnym upadł Ishak. Sędzia rozwiał jednak wątpliwości i nie wskazał na „jedenastkę”.

Lechici ostro walczyli do końca i nie obyło się bez fauli. Co ciekawe, kartkę zobaczył jednak… Frederiksen, który zbyt nerwowo zareagował na decyzję sędziego i nie krył się z tym, co o niej myśli.

Mimo, iż do regulaminowego czasu gry doliczono aż 7 minut, wynik nie uległ już zmianie i poznańska drużyna musiała uznać wyższość gości, którzy cieszyli się ze zwycięstwa 3:1.

Choć Lech Poznań nie był faworytem meczu, to wielu liczyło na korzystniejszy wynik przed drugim spotkaniem. Obecny mocno komplikuje sytuację Kolejorza, który w przypadku awansu spotkałby się w czwartej rundzie ze zwycięzcą rywalizacji Dynamo Kijów – Pafos FC. W przypadku przegranej w trzeciej rundzie, kibice Kolejorza mogą być pewni, iż Lech i tak zagra w europejskich pucharach, gdzie na rywala czeka już belgijskie Genk.

Idź do oryginalnego materiału