Człowiek, który narysował te znaki, pisał żarty do Śmiechu Warte

1 rok temu

Na polskich drogach mamy za dużo znaków – to dobrze znany fakt. Ale to, iż niektóre znaki są niebezpieczne, bo mogą sprawić, iż kierowca zaleje się łzami ze śmiechu, a potem zwątpi w ogóle w sens w jakichkolwiek znaków – to już coś nowego.

Oczywiście żywię jeszcze resztki wiary w ludzkość i wierzę, iż ktoś, kto projektował tę serię znaków, chciał dobrze. Może choćby za dobrze, bo miał do zaprojektowania trzy znaki (właściwie to tabliczki), które powinny w zamyśle ułatwić kierowcom życie, a wyszedł mu kolejno: tańczący ludzik (choć interpretacje słyszałem już różne), mapa skarbów i coś, czego wolałbym w tekście nie opisywać – a przynajmniej nie w taki sposób, w jaki zinterpretowała to moja żona.

O jakie znaki chodzi? Przede wszystkim o taki piękny tabliczkotwór:

Małe, podmiejskie dzieło sztuki, na jednej tabliczce przedstawiające skomplikowaną historię sytuacji drogowej niewielkiej wsi i w końcu wprowadzające ład i porządek drogowy. Albo po prostu tańczącego ludzika, jeżeli uważniej się przyjrzeć, ewentualnie ludzika nadziewanego na pal, choć zdecydowanie wolę bardziej radosną interpretację.

Mam natomiast trochę problem z interpretacją tego, jak ten znak się zaczyna – patrząc od dołu. Większość wersji tabliczki T-6b i T-6a zaczyna się od dołu grubą linią, żeby kierowca miał pewność, iż znajduje się na głównej. Tutaj natomiast znak zaczyna się od cienkiej linii, którą oznacza się drogi podporządkowane. Co – tak, wiem, widzę D-1, ale mimo wszystko – niepotrzebnie upodabnia tę tabliczkę do tabliczki T-6c, którą stawia się na… drogach podporządkowanych.

Oczywiście trudno mi się przyczepić do wierności oddania układu dróg we wsi – jest adekwatnie idealnie.

Tyle tylko, iż T-6 stosuje się w przypadku „nietypowego połączenia dróg”, „przebiegu drogi głównej przez skrzyżowanie” i lub/jeśli nie da się zastosować indywidualnego oznakowania dla wszystkich ze skrzyżowań. Tutaj skrzyżowanie po lewej stronie obrazka jest – poza kątem – piekielnie standardowe, a ta droga chodząca z prawej strony jest dla kierowcy jadącego drogą z pierwszeństwem raczej bez znaczenia. Szanse na to, iż zmyliłby go nietypowy przebieg drogi głównej – który tutaj nie występuje – wynoszą zero. To po co jest ta tabliczka? Tym bardziej, iż na każdej podporządkowanej jest uczciwie A-7, odległość między skrzyżowaniami wynosi prawie na pewno mniej niż 50 m, więc wystarczyłoby postawić jedno D-1 i koniec, organizacja ruchu uporządkowana.

Na tym jednak zabawy z tabliczką T-6 na tym krótkim odcinku drogi się nie skończyły. Kawałek dalej ktoś postanowił pójść na całość i z tabliczki T-6b zrobił tym razem… mam wrażenie, iż mapę całej wsi:

I to już jest wyższa szkoła jazdy, bo zgodnie z definicją, tabliczkę T-6b lub T-6a stosuje się:

Jeżeli droga z pierwszeństwem zmienia kierunek na skrzyżowaniu, to pod znakiem D-1 umieszcza się tabliczkę T-6a;

oraz:

Jeżeli osie dróg poprzecznych nie przecinają się na skrzyżowaniu, a nie można zastosować indywidualnego (dla każdego z nich) oznakowania, to pod znakiem A-6a, A-6b lub A-6c umieszcza się tabliczkę T-6b;

oraz:

na skrzyżowaniach o nietypowym układzie dróg, np. jeżeli wloty drogi podporządkowanej występują tylko po jednej stronie drogi z pierwszeństwem lub droga z pierwszeństwem przebiega w łuku o dużym zwrocie lub małym promieniu. Na tabliczce T-6b przedstawia się schematycznie rzeczywisty układ dróg na skrzyżowaniu. Przebieg drogi z pierwszeństwem oznacza się linią szerszą;

a także (żeby było jasne, co w ogóle robi ta tabliczka):

Umieszczona pod znakiem D-1 tabliczka T-6a albo T-6b wskazuje odpowiednio rzeczywisty przebieg drogi z pierwszeństwem przez skrzyżowanie lub układ dróg podporządkowanych.

Czyli tabliczka T-6 powinna wskazywać rzeczywisty przebieg drogi „głównej” albo układ dróg podporządkowanych – tak, żeby dla kierowcy jadącego drogą główną wszystko było jasne. Tutaj natomiast ktoś postanowił narysować w sumie cztery skrzyżowania – o ile dobrze liczę – w tym takie skrzyżowanie dróg podporządkowanych. Jaka jest z tego nauka dla kierowcy jadącego drogą z pierwszeństwem? Podejrzewam, iż dokładnie żadna, bo albo nie zerknie na ten znak, albo zerknie i prychnie ze śmiechu, widząc, iż ktoś mógł się w ten sposób zrealizować artystycznie.

Powinien tylko uważać z tym prychaniem, bo kawałek dalej będzie kolejna okazja do tego, żeby zwątpić we wszelkie obietnice, iż na naszych drogach będzie mniej znaków. Nie, nie będzie mniej, jeżeli uznajemy coś takiego za sensowne:

Tym razem choćby ktoś nie silił się na wierność naturze, bo tak naprawdę układ drogowy wygląda tak:

Dlaczego tym razem pominięto jeden wlot, mimo iż wcześniej tak precyzyjnie opisywano czarnymi kreskami całą okolicę? Nie wiem, może to jakaś droga prywatna, może komuś zabrakło już czarnych wyklejanek po poprzednich znako-mapach, a może to i tak nie ma znaczenia, bo…

… te znaki nie mają najmniejszego sensu.

Mają spory walor humorystyczny i za to należy je docenić. Są też mocno postarane, szczególnie w przypadku tego drugiego znaku/tabliczki. Za to plusy.

Natomiast ich użyteczność dla kierowców – szczególnie w sytuacji, kiedy przebieg drogi głównej jest bezdyskusyjny, a wloty „osiedlowych” dróg podporządkowanych nie mają większego znaczenia i są odpowiednio oznakowane od strony wyjeżdżających – jest pomijalna. Nie sądzę nawet, żeby ktokolwiek zwracał na nie uwagę jadąc samochodem, bo kto ma czas na takie rzeczy.

Równie dobrze tych tabliczek mogłoby w ogóle nie być, a kierowcy jeździliby dokładnie tak samo, tak samo przestrzegając (albo nie) zasad pierwszeństwa – za to mielibyśmy o kilka znaków mniej. Ale zamiast tego, jeżeli ktoś przyjechałby odwiedzać okolice odludnych obszarów Dolnego Śląska, mamy na pocieszenie absurdalnie długie przejście dla pieszych:

Mam nadzieję, iż będzie jakiś konkurs na tego typu konstrukcję – chętnie zgłoszę moją kandydaturę.

Idź do oryginalnego materiału