Strażacy z Raszyna, jadący do karambolu na trasie S2, utknęli w korku, bo kierowcy nie utworzyli korytarza życia. Dwóch druhów musiało wybiec z wozu i manualnie przestawiać auta, by służby mogły dotrzeć do poszkodowanych. Dojazd, który powinien trwać 10 minut, zajął ponad dwa razy dłużej.

Fot. Warszawa w Pigułce
Strażacy utknęli w drodze do karambolu. „Musiałem wybiec z wozu, kierowcy stali 20 centymetrów od siebie”
Dojazd do niedzielnego karambolu na Południowej Obwodnicy Warszawy zamienił się w dramatyczną walkę o czas – i to jeszcze zanim służby dotarły na miejsce zdarzenia. Strażacy ochotnicy z Raszyna, którzy zostali zadysponowani do wypadku z udziałem ośmiu samochodów osobowych i ciężarówki, utknęli w gigantycznym korku, ponieważ kierowcy nie utworzyli korytarza życia. Dwóch druhów musiało wybiec z wozu i upominać kierowców, aby umożliwić przejazd.
Niedzielny karambol w pobliżu węzła Konotopa sparaliżował trasę S2. W zdarzeniu brało udział 24 podróżnych, z czego pięć osób zostało rannych. Do szpitala przewieziono także dwoje niemowląt – na szczęście jedynie na rutynowe badania. Gdy służby próbowały dojechać na miejsce, ruch zatrzymał się praktycznie na wszystkich pasach. W poniedziałek strażacy z OSP Raszyn opublikowali nagranie, na którym widać, jak ich wóz ratowniczy nie jest w stanie przedrzeć się przez korek.
— „Niestety, mimo apeli i kampanii, część kierowców wciąż lekceważy zasady. Każda minuta jest na wagę złota, a przez bezmyślność udzielenie pomocy było opóźnione” — napisali strażacy w mediach społecznościowych.
Na nagraniu widać, jak dowódca zastępu, druh Tomasz Wąsik, wyskakuje z wozu i biegnie między stojącymi pojazdami. W rozmowie z tvnwarszawa.pl przyznaje, iż dojazd, który powinien zająć około 10 minut, trwał ponad 20 minut.
— „Wybiegłem z wozu, żeby samochody ciężarowe zaczęły się rozjeżdżać. Kierowcy stali od siebie 20–30 centymetrów, nie sposób było przejechać. Biegłem sto metrów do przodu, przestawiałem auta osobowe, a dopiero potem ciężarówki. Część kierowców miała już wyłączone silniki i zaczęła pauzę, inni wychodzili z aut” — mówi strażak.
Problem nie dotyczył jedynie jednego odcinka. choćby po utworzeniu przejazdu kierowcy natychmiast go „zamykali”, przez co kolejne służby ratunkowe, m.in. zespoły ratownictwa medycznego, również nie mogły sprawnie dojechać.
Strażacy podkreślają, iż sytuacja na trasach S2 i S8 powtarza się regularnie. Kiedy zamknięty jest tylko jeden pas ruchu, korytarz ratunkowy tworzy się jeszcze poprawnie. Ale gdy cała trasa staje – przejazd staje się praktycznie niemożliwy, bo kierowcy zostawiają zbyt mało miejsca.
W poniedziałek straż ponownie zaapelowała do kierowców o przestrzeganie zasad tworzenia korytarza życia. Na drogach dwupasmowych pojazdy z lewego pasa mają obowiązek zjechać maksymalnie w lewo, a z prawego – w prawo. Gdy pasów jest więcej, tylko pierwszy pas ustawia się do lewej krawędzi, a wszystkie pozostałe — do prawej. Korytarz trzeba tworzyć nie wtedy, gdy słychać sygnały, ale w momencie, gdy ruch zaczyna wyraźnie zwalniać.

1 godzina temu















