Echa sędziowskiego skandalu z Zabrza: Frankowski ukarany, ale symbolicznie, Jaga żąda wyjaśnień, a Kolegium Sędziów z głową w piasku

3 godzin temu
Mecz w Zabrzu miał być świętem futbolu. Przez błędy arbitrów stał się skandalem. Główna przyczyna to wielbłąd z 70 minut, gdzie zamiast oczywistego wykluczenia Josemy był... faul, ale jagiellończyka na golkiperze Górnika. Tyle, iż i wcześniej i później były całe stada mniejszych wielbłądów: oczywiste nieodgwizdane faule (ponoć twarda walka), brak napomnień (np. Drachal, Josema) czy wykluczeń (łokieć Podolaskiego na twarzy Pietuszewskiego). To nie był przypadkowy jeden błąd - to był fatalny mecz z istotną rolą charakterystycznego antybohatera czyli VAR-u. Frankowski po meczu próbował przepraszać graczy Jagi, a szef sędziów Marcin Szulc natychmiast odsunął sędziów od obsady. Część kibiców pomyślała, iż choć stało się bardzo źle to może idzie poprawa. No... niekoniecznie. Kontrowersje nie cichną

Kontrowersje bowiem nie cichną. Pojawiły się oskarżenia - dodam niepotwierdzone żadnymi dowodami - o matchfixing wśród sędziów (dla niewtajemniczonych to obstawianie u bukmacherów zawodów i lig, w których się uczestniczy; dotyczy to piłkarzy, trenerów i sędziów i jest zakazane przez federacje sportowe - także PZPN). Komentujący w sieci tym próbują tłumaczyć niezrozumiały sposób prowadzenia meczu, w którym sędzia w coraz bardziej brutalnym meczu nie sięgał po kolorowe kartoniki (ilość kartek to też przedmiot zakładów). Wiem, iż kiedyś ten problem był podnoszony w środowisku sędziowskim, ale sprawę gwałtownie wyciszono. Piszę o tym nie dlatego, iż uważam, iż coś jest na rzeczy, ale dlatego, iż to świadczy jak słaba jest atmosfera wokół polskiego sędziowania. Dość liczne zarzuty tego rodzaju dowodzą braku zaufania do arbitrów. Wiem, iż sędziowaniu zawsze towarzyszy krytyka, ale w tej chwili jej poziom się do tego z czasów p
Idź do oryginalnego materiału