Kto choć przez dłuższy czas mieszka na Cyprze, bądź się w niedawnym czasie przeprowadził, zauważył, iż czas tutaj się zatrzymał. Niektórzy mówią, iż tak metaforycznie, by — jak to ujmują w tych biuletynach dla turystów — „w tym zastoju czasu móc odpocząć, zrelaksować się i korzystać z połączenia nowoczesności z tradycją”. Tyle dla przyjezdnych. Dla mieszkańców oznacza to potrzebę dostosowania się do tego, jakby nie było, specyficznego stylu życia. Jednak kiedy trzeba coś zrobić (a najczęściej rząd musi, bo olewał sprawę przez lata), to wtedy na łeb dostaje przeciętny szary Nikos, John, Wołodia, czy chociaż Marcin. A najlepszy przykład, z pierwszych stron gazet, to śmieci.
Kto wynajmuje mieszkanie, ten prawdopodobnie się nie śmieje. Wynajem jakiegokolwiek lokum przypomina „Awanturę o kasę”. Właściciele prześcigają się w podnoszeniu cen tak, iż Ibisz pewnie by nie jeden młotek na tych licytacjach połamał. Ty zaś, drogi człowieku, nie masz nic do gadania. Albo bierzesz, albo nie, bo przecież na Twoje miejsce jest kolejka chętnych na taką okazję. Cóż, statystyki pustych mieszkań temu przeczą, ale nie mi to oceniać, nie mi rozporządzać czyimiś pieniędzmi.
Rząd, w całej swojej wspaniałości postanowił w końcu walczyć z produkcją odpadów. Nagle bowiem okazało się, iż te unijne limity, dyrektywy, to nie jakiś zamiennik papieru toaletowego, gdy ten się skończy, tylko poważna sprawa. Nie jestem z rządu, do polityki tym bardziej się nie pcham, ale fakt, iż odpady są na wyspie problemem, są widoczne choćby dla mnie, wystarczy wyjść z domu. No i przy okazji uważać na psie miny, po których też ludzie sprzątać nie raczą, ale nie będę mówił o takich przypadkach, bo tym to najchętniej kazałbym to wszystko sprzątać rękoma. Może się nauczą. Mówiłem już, iż lepiej byłoby, abym nie był dyktatorem?
Pełne kosze to już klasyka gatunku. choćby kiedy ktoś chce coś wrzucić, to nie może. Miejsce odpadów zamienia się bowiem w piramidę brudu, nieczystości i śladu całej naszej cywilizacji. Pół biedy, kiedy worki są zawiązane. Wtedy to jeszcze jako tako się trzyma. Jednak pełne worki, które wręcz się wysypują do (i wokół) kosza, to jest coś pysznego. Nie mówię też o płynach, które niczym perfumeria raczą okolicę aromatem Eau de Szambeau. Parę zwierząt domowych w koszach też by się znalazło. Koniec końców, nikt o to nie dba, a i mało kto się chcę do tego zbliżać w obawie, iż bakterie z kosza ożyją i będziesz pacjentem zero nowej epidemii.
Rząd jednak, zamiast jakoś rozwiązać ten problem latami, postanowił zaskoczyć nas nowym systemem. W teorii polega to na tym, iż płacisz tyle, ile wyrzucasz. W praktyce zaś jeżeli jesteś cwany, to sobie poradzisz, jak nie, to nie. A rząd ma w Ciebie wywalone, bo to Ty masz płacić, a nie oni. Lodzio-Miodzio, co to dla kogo będzie tam 150 czy 250 euro? Nie będzie więc zaskoczeniem, iż niektórzy, zamiast wrzucać do swoich koszy, będą jeździć po rejonach i wrzucać do cudzych w środku nocy. Ewentualnie cichcem do lasu, gdzie albo spalą się latem w pożarach, albo zwierzątka się uraczą daniem z jakiejś gminy. Mniam!
Kto więc wynajmuje mieszkanie i a) ma zobowiązania, bądź b) mieszka sam, ma prawo się lekko niepokoić. Czynsze i ceny nieruchomości rosną. Prąd i woda również. Gdyby one, chociaż były w dobrym stanie. Tymczasem i tak zdarzają się przerwy w ciągu dnia. Dlatego też prawdopodobnie nie raz, ktoś chciał się wykąpać, albo pracował na komputerze, myśląc, iż przecież może. A tu …. wiadomo co, bo dostawcy mieli inne plany. A płacić i tak musisz. Nie zdziwię się więc, iż ze śmieciami będzie tak samo.
Wrzucisz do worka, uczciwie. Ktoś przyjedzie, a ktoś nie. Może ktoś Ci coś podrzuci, może całe sąsiednie osiedle. Wtedy to obliczą, stwierdzą, iż Ci sąsiedzi obok są bardzo eko i trzeba z nich brać przykład. A truciciele wyspy z Twojego kompleksu (w tym Ty) musicie zapłacić karę, by się nauczyć.
Nauczyć cwaniactwa, bo przecież nie ekologii. Nie rząd ma się nauczyć, nie ten, co to liczy, tylko Ty. A jak nie, to przecież możesz czegoś sobie odmówić, albo znaleźć drugą pracę. Prawda?