Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska, postanowiła podjąć „walkę” z tzw. dezinformacją klimatyczną, czyli – jak wynika z jej własnych słów – z każdą narracją podważającą radykalną agendę ekologiczną forsowaną przez Unię Europejską. Jej ministerstwo ma zamiar rozdawać publiczne pieniądze organizacjom pozarządowym, by te weryfikowały „fakty” i tropiły nieprawomyślne wypowiedzi. Brzmi znajomo? Oczywiście! Bo to kolejna próba wprowadzenia cenzury pod pretekstem „walki z dezinformacją”.
Co dla Hennig-Kloski jest „dezinformacją klimatyczną”?
W odpowiedzi na moją interpelację poselską ministerstwo jednoznacznie stwierdziło, iż dezinformacja to „celowe rozpowszechnianie fałszywych informacji związanych ze zmianami klimatycznymi”. Tyle iż pod tę definicję podciąga się wszystko – od „twardego zaprzeczania” globalnemu ociepleniu, po „bardziej podstępną dezinformację” (cokolwiek to znaczy), czyli twierdzenia, iż „zmiany klimatyczne nie są spowodowane przez człowieka lub nie są tak poważne, jak twierdzą naukowcy”.
Innymi słowy – jeżeli nie zgadzasz się z narracją klimatycznego alarmizmu, to będziesz traktowany jak wróg publiczny. jeżeli podważysz logikę „Fit for 55” czy Zielonego Ładu – możesz liczyć na kampanie oczerniające finansowane z budżetu państwa. jeżeli zwrócisz uwagę, iż na transformacji klimatycznej najwięcej zarabiają Niemcy i Francja, a Polska ponosi gigantyczne koszty – trafiłeś na listę „dezinformatorów klimatycznych”!
To jest grube . Już wiemy, iż Pani @hennigkloska będzie dzielnie walczyć z „dezinformacją klimatyczną”, czyli z:
„twardym zaprzeczaniem i teoriami spiskowymi po bardziej podstępną dezinformację, która stara się zamącić obraz, twierdząc, iż zmiany klimatyczne nie są… pic.twitter.com/iKPmEk8D1E
— Dariusz Matecki (@DariuszMatecki) February 14, 2025
NGO-sy i urzędnicy będą „weryfikować prawdę” za publiczne pieniądze!
Hennig-Kloska nie kryje, iż za „walkę z dezinformacją” odpowiedzialne będą m.in. organizacje pozarządowe. Czyli ministerstwo zamierza finansować lewicowe NGO-sy, które na „fakt-checking” i tropienie „kłamstw klimatycznych” będą wydawać publiczne pieniądze. Kto będzie decydował, co jest „prawdą”, a co „dezinformacją”? Grupy aktywistów powiązanych z tymi samymi organizacjami, które od lat forsują Zielony Ład! To będzie czysta propaganda na koszt podatnika.
Nie zapomniano też o „odpowiednich mechanizmach” na platformach społecznościowych. Ministerstwo zapowiada współpracę z wielkimi korporacjami technologicznymi, takimi jak Google, Facebook czy Twitter. Czyli jeżeli skrytykujesz politykę klimatyczną, możesz liczyć na ograniczanie zasięgów, oznaczenia „nieprawdziwej informacji” lub wręcz usunięcie treści. I to wszystko w imię „ochrony demokracji” – jak twierdzi sama minister.
Wolność słowa? „Zdezinformowany” obywatel to obywatel, który myśli samodzielnie!
Minister Hennig-Kloska wprost przyznaje, iż „dezinformacja klimatyczna” zagraża nie tylko „transformacji energetycznej”, ale także „demokracji w Polsce”. Jej resort uważa, iż podważanie polityki klimatycznej „osłabia demokratyczny ustrój” i „niszczy fundamenty oparte na wzajemnym zaufaniu i kooperacji”.
Czyli jeżeli nie zgadzasz się na zamykanie kopalń i uzależnianie Polski od niemieckich turbin wiatrowych – to nie tylko „klimatyczny kłamca”, ale wręcz wróg demokracji!
Tego jeszcze nie grali – rządzący wprost mówią, iż jeżeli ktoś podważa unijną politykę, to uderza w fundamenty państwa. Brzmi jak komunistyczne myślenie, prawda?
O co w tym wszystkim chodzi? O miliardy złotych!
Przypomnijmy: polityka klimatyczna UE oznacza gigantyczne koszty dla Polski. Przewidywane wydatki na transformację do 2030 roku to około 792 miliardy złotych! Ale według minister Hennig-Kloski, największym zagrożeniem nie jest drenowanie portfeli Polaków przez unijne regulacje, ale to, iż ktoś o tym… powie głośno!
Co dalej? Obozy reedukacyjne dla „dezinformatorów klimatycznych”?
Skoro Hennig-Kloska tak bardzo obawia się „dezinformacji”, to co będzie następne? Grzywny za krytykę Zielonego Ładu? Procesy za podważanie sensu zamykania elektrowni węglowych? A może po prostu obozy reedukacyjne dla „klimatycznych sceptyków”, gdzie będą uczyć się o wielkości niemieckich turbin wiatrowych?
To już nie jest śmieszne. To zapowiedź czystej cenzury i tresury społeczeństwa pod dyktando globalistycznej agendy klimatycznej. Najpierw nazywają „dezinformacją” wszelką krytykę, potem finansują z publicznych pieniędzy jej zwalczanie, a na końcu będą domagać się prawnych sankcji dla „winnych”.
Nie możemy się na to zgodzić. Prawda nie potrzebuje urzędowej ochrony! jeżeli teoria klimatyczna jest tak „niepodważalna”, to dlaczego trzeba karać ludzi za jej kwestionowanie?
Minister Hennig-Kloska robi dokładnie to, co kiedyś robiły totalitarne reżimy: chce kontrolować myśli i słowa obywateli. Nie dajmy się zastraszyć!