Wypadek z udziałem dwóch samochodów i tramwaju nakazuje zapytać: kto tu miał zielone? Odpowiedź „wszyscy” nie wydaje się prawdopodobna, chociaż zainteresowani tej wersji się trzymają.
Tramwaje to dość bezlitosne stworzenia. Podobno starzy taksówkarze mówili na nie „kozera”, czyli karta która zawsze wygrywa. W starciu z tramwajem choćby duży samochód nie ma szans, tramwaje mają też sporo za uszami (a może za pantografami) o ile chodzi o wypadki z udziałem pieszych. To znaczy, żeby była jasność, w przypadku gdy tramwaj potrąci pieszego, winny jest pieszy. A jak jest w tym przypadku?
W tym przypadku kierujący kamperem rusza na zielonym i mija najpierw jedno torowisko. Dojeżdżając do następnego widzi zbliżający się tramwaj, ale nie hamuje tylko wjeżdża na tory. Dochodzi do zderzenia. To wszystko nie jest takie proste, jak się wydaje. To znaczy chcielibyśmy przypisać winę motorniczemu, ale czy to w ogóle ma uzasadnienie?
Przez to niebywale ruchliwe i skomplikowane skrzyżowanie we Wrocławiu przejeżdżałem dziesiątki razy
Tramwaj nadjeżdża tam od strony placu Grunwaldzkiego jadąc w stronę Galerii Dominikańskiej. Znalazłem choćby miejsce, gdzie znajduje się sygnalizacja dla tramwajów.
Moje podejrzenie jest takie, iż tramwaj przejechał na bardzo późnym dwukropku (odpowiedniku żółtego sygnału dla samochodów), na tyle późnym iż adekwatnie wjechał już na sygnale poziomym. Prawdopodobnie ruszał z przystanku i uznał, iż zdąża, musi tylko pójść denkiem przez cały ten plac. Nie zdążył, bo od sygnalizatora do „sytuacji drogowej” jest naprawdę kawał drogi i prawdopodobnie stąd kolizja. Tyle, że…
Można śmiało przyjąć, iż kierujący kamperem widział zbliżający się tramwaj
Gdyby na tym skrzyżowaniu nie było sygnalizacji świetlnej, tramwaj miałby pierwszeństwo. Ale sygnalizacja działała, więc kierowca kampera uznał słusznie i zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania, iż może jechać. Niestety, moim zdaniem w tym przypadku ma zastosowanie artykuł 3 ustawy Prawo o ruchu drogowym, który nakazuje każdemu kierującemu powstrzymać się od jazdy, jeżeli mogłoby to skutkować powstaniem zagrożenia. Gotów jestem powiedzieć, iż kierujący kamperem widział tramwaj, bo na kamerce (mającej i tak węższy kąt widzenia niż człowiek) widać go od bardzo wczesnego stadium. Miał więc czas na hamowanie. Po prostu zbyt późno uznał, iż tramwaj nie ma zamiaru się zatrzymać. Ja już w 13. sekundzie uznałbym, iż ten tramwaj na sto procent wjedzie na skrzyżowanie i pewnie bym hamował. Jak wiadomo, nie zawsze zielone oznacza „możesz drzeć, nic się nie stanie”.
Tyle iż to samo można powiedzieć o motorniczym
On też widział zbliżające się samochody, ale nie podjął manewru hamowania, więc i on jest trochę winien. choćby trochę bardziej, bo moim zdaniem zignorował, być może mimowolnie, sygnał zakazujący mu wjazdu i choćby teoretyczne pierwszeństwo na skrzyżowaniu go nie ratuje. Podzieliłbym tę winę w stosunku 25 proc. dla kierowcy kampera i 74 proc. dla motorniczego. I jeden procent dla rowerzysty, bo przecież wiadomo iż to wszystko wina rowerzystów.
Czytaj również:
Liczba samochodów nie ma wpływu na liczbę wypadków. Wiecie, jak było w 1957 r.?