Z coraz większym zdziwieniem notuję kolejne polityczne tańce wokół kwestii ocieplenia klimatu. Na naszym krajowym podwórku najbardziej chyba aktywny w tym temacie jest prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który kilka razy dał się poznać z publicznego wygłaszania mocno jednoznacznych i radykalnych opinii w tej kwestii. W sierpniu ubiegłego roku, na spotkaniu w Olsztynie, jednym z głównych tematów jaki poruszył był ten, iż „planeta dziś płonie na naszych oczach” a oni, czyli politycy ówcześnie rządzącej partii PiS, nic z tym nie robią. „Oni nas skazują na to, iż jesteśmy dzisiaj skansenem i nie robimy absolutnie nic jako państwo, niewystarczająco dużo, o ile chodzi o walkę z ociepleniem klimatycznym”.
Ten dramatyczny ton nie był jednorazowym przypadkiem, kiedy to każdego może ponieść jakaś fala i sprawić, iż powie on coś dziwnego.
U Trzaskowskiego jednak, ta sprawa była stałym punktem w jego politycznej agendzie, który często się powtarzał. Dla przykładu, w lutym tego roku, w wywiadzie dla Radia Z powiedział: „Niech pan zobaczy, co się dzieje za oknem. Planeta się pali! Za chwilę będziemy się bić o wodę. Planeta się skończy. Po prostu nie pozwolimy, by nam się spaliła”. Można by powiedzieć, cytując innego klasyka, iż to oczywista oczywistość, gdyż jak się planeta pali, to i woda też szybciej paruje i zaraz jej pewnie wcale nie będzie i biec trzeba gwałtownie do Biedronki by kupić choć kilka zgrzewek z butelkami wody, dopóki jeszcze są dostępne.
Należałoby zatem oczekiwać, iż po zmianie rządu działania mające na celu „ratowanie planety” ruszą ostro z kopyta i nie będzie ani ociągania się, ani żałowania środków na gaszenie planety. Bo przecież logika i doświadczenie jasno wskazuje, iż o ile jest pożar, a szczególnie tak ważnego obiektu jak nasz planeta, to należy niezwłocznie zabierać się za gaszenie, gdyż każda minuta zwłoki będzie powodować większe straty. Tymczasem jednak ostatnio notujemy jakby zupełne osłabienie tego entuzjazmu nowego rządu by biec na ratunek planecie. Przecież wcześniej ostrzegali, iż nie mamy zapasowej planety. Jak ujawniła ostatnio ministra klimatu i środowiska, Paulina Hennig-Kloska, rząd chce by Unia Europejska odłożyła w czasie wdrożenie systemu ETS2, który ma wprowadzić pobieranie opłat za emisję CO2 ze spalania paliw kopalnych w budynkach i transporcie drogowym. Czyli tym razem ma to bezpośrednio dotknąć indywidualnych właścicieli domów i użytkowników samochodów. Pani Hennig-Kloska chce by ETS2 został odłożony na trzy lata. Nie trudno jest to skojarzyć z końcem kadencji obecnego rządu, który wypada na rok 2027. Czyli wynika z tego, iż ten „pożar planety” jakby teraz przygasł i temat ten stanie się na powrót palący dopiero po nowych wyborach, szczególnie gdyby wygrała je obecna opozycja. Na dodatek, już teraz zawieszono kontynuację programu „Czyste powietrze”. Takie traktowanie tej sprawy wygląda na hipokryzję, ale politycy nie mają z tym problemu.
Jednak Rafał Trzaskowski będzie miał zdecydowanie trudniej by porzucić ten temat, gdyż zbyt mocno się w niego zaangażował i teraz nie może zwyczajnie przestać zauważać tego, iż mu się ta planeta pali, czym przecież poprzednio tak mocno wszystkich epatował. Nie jest to dla niego tylko kwestia narracji, ale też konkretny kłopot, gdyż to ze wsparcia warszawskiego Ratusza, w postaci wynajmu lokalu po preferencyjnych cenach, korzysta, żyjąca tematem ocieplenia, organizacja Ostatnie Pokolenie, która blokuje arterie w stolicy, poważnie utrudniając życie normalnym mieszkańcom, co nie pozostanie bez wpływu na wyborcze poparcie Trzaskowskiego. Gdyby tych blokad nie było, to pewnie Trzaskowski by sobie poradził i wymyślił opowieść, iż z tym pożarem to miał na myśli planetę Wenus, gdzie faktycznie temperatura na powierzchni wynosi choćby 500 stopni Celsjusza. Znając inteligencję i wnikliwość jego wyborców nie powinno tu być problemów ze zmianą ich percepcji tego tematu.
Pozostaje jednak zasadnicze pytanie: czy z tym, mającym przynieść tak groźne następstwa, ocieplaniem planety to oni tak na poważnie, czy to tylko humbug. Bo jeżeli to na poważnie, to za zdecydowane działania trzeba się zabrać niezwłocznie i nie żałować sił, środków i wszelkich ofiar, a o ile jest to tylko blaga, mająca na widoku jakieś polityczne zyski lub wynikająca z ideologicznego zaczadzenia, to już sprawa jest inna. Tymczasem działania polityków obecnej koalicji w tym względzie przypominają przedstawienie opery chińskiej, gdzie chór śpiewa: biegniemy, biegniemy, gdy tymczasem wszyscy stoją w miejscu. A na poważnie, choćby abstrahując od tego czy ocieplenie ma fatalne skutki, czy też nie, to trzeba brać po uwagę bardzo istotną kwestię, a mianowicie taką, iż kraje UE odpowiadają w tej chwili tylko za około 7 proc. światowej emisji CO2 i gdyby choćby brukselskim biurokratom udało się, zupełnie zarzynając własną gospodarkę i obniżając drastycznie poziom życia obywateli, sprowadzić własną emisję CO2 do zera to i tak nie wpłynie to istotnie na emisję całego globu, która cały czas rośnie.
Stanisław Lewicki