Łukasz Baliński: Braki kadrowe aż taki nie kłują, gdy patrzy się, jak rozgrywający w ważnych momentach blokuje „na pojedynczym”, albo posyła asy…
Marcin Janusz, wicekapitan Zaksy: – Cała drużyna wypełnia te luki, jeżeli można tak to nazwać, bo Kuba Szymański też był na boisku i robił dużo dobrych rzeczy. Bardzo nas to cieszy, iż się dobrze adaptujemy do takich sytuacji. Choćby Mateusz Recko, który przed derbami wracał po długiej kontuzji i nie wiem czy był przewidziany w składzie, gdyby był Bartek Kurek, który w ostatniej chwili z niego wypadł. I też po tym urazie dobrze by było, żeby się wzmocnił, potrenował, bo to też jest ważne i to było ryzykowne, ale staraliśmy się to skleić najlepiej jak potrafimy i bardzo się cieszę, iż się udało to w tej sytuacji. To ważne także mentalnie.
– Z jeszcze bardziej dotkliwym nożem na gardle gra wasz sąsiad z Nysy. Presję mają niesamowitą.
– Tak, ale to też nie jest powiedziane, iż to gorsza presja niż w naszym przypadku. Na pewno bardzo ciężko gra się ze świadomością możliwej degradacji. Wyobrażam sobie, iż im jest bardzo ciężko funkcjonować na boisku, więc tym bardziej szacunek, iż cały czas walczą, jak choćby przeciwko nam. Niemniej, my też mamy swoje cele, cały czas bijemy się o jak najwyższe rozstawienie play off. I z tym też się wiąże ogromne ciśnienie. Jest niewielu zdrowych graczy, do tego jeszcze dochodzi parę innych rzeczy, ale staramy się o tym nie myśleć, skupiamy się na grze i chcemy wygrywać jak najwięcej.
– Wracacie do play off po roku przerwy. Chyba jest się z czego cieszyć na tym etapie…
– Oczywiście. W kontekście tego, co się działo w poprzednim sezonie, to materiał spokojnie na dwie godziny rozmowy. Było mnóstwo pecha, nie było wyników i to się nakręcało wzajemnie w złą stronę. Teraz chcę zapomnieć o tym, co się działo wtedy. Czuję się zupełnie inaczej, kiedy jest dobra atmosfera, wygrywamy i wszystko wygląda tak, jak powinno. To, co dzieje się teraz, jest cenne, sprawia nam przyjemność i jest dobrze.
– Można zaryzykować stwierdzenie, iż to, co się działo wtedy, zostało pozytywnie przełożone na teraz? Wyciągnęliście wnioski?
– Trzeba byłoby o to zapytać każdego zawodnika z ówczesnej drużyny, tym bardziej, iż doszło do wielu zmian kadrowych. Ja to jednak mam w głowie i długo będę miał. Pewnie do końca życia. I chłopaki, którzy wtedy grali, pewnie też. To jest coś wyjątkowego, ale mam nadzieję, iż nikomu z nas się to już nie przydarzy. Dlatego teraz biorę już poprawkę na to wyświechtane „wszystko się może zdarzyć”. Przekonałem się na własnej skórze, iż naprawdę tak się może stać. Przecież z niesamowicie wysokiej pozycji spadliśmy bardzo nisko. Może nie na samo dno, bo spadek z ligi byłby takim najgorszym scenariuszem, ale było źle. I choćby wtedy, gdy już w większości wróciliśmy do zdrowia, to ciężko było się odbić.
– Osiem zwycięstw z rzędu w lidze. To jest ta ZAKSA na „maksa”, czy jeszcze macie rezerwy?
– Jestem w Kędzierzynie-Koźlu od paru lat. I choćby wtedy gdy zdobywaliśmy mistrzostwo Polski, wygrywaliśmy Ligę Mistrzów, to sobie powtarzaliśmy, iż zawsze jest jakiś margines na to, żeby się jeszcze poprawić. Czasami to detale. I często może tego nie widać, iż się zrobiło jakiś skok jakościowy. Tak, jak w tym sezonie, gdyby wziąć pod uwagę naszą grę na początku i teraz, to wiele elementów poprawiliśmy… Ale wciąż nie jest idealnie. I choćby jeśliby się zdarzyło, iż wszystko wygramy i ta nasza gra będzie bliska ideału, to i tak zawsze jest przestrzeń na poprawę.
– Dobrze, iż pan o tym wspomniał, bo wiele osób zastanawia się, czy nie za gwałtownie złapaliście formę. Tym bardziej, iż terminarz was nie rozpieszcza.
– Przed nami parę ciężkich meczów. Mam nadzieje, iż chłopaki wrócą do zdrowia i będzie większa możliwość zmian. Tylko nie wiem, czy to jest właśnie forma, czy po prostu odpowiedni rozwój naszej drużyny. Mamy coś, co trener nazywa po angielsku „identity”, czyli tożsamość. Niezależnie od tego, czy jesteśmy w wysokiej formie, czy nie, przeciwnikom gra się ciężko z nami. A jeżeli jeszcze to połączymy z tym, co sobie wypracowaliśmy przez cały sezon, te rzeczy których nie widać na pierwszy rzut oka, takie zrozumienie na boisku, z dobrą formą fizyczną, to jesteśmy w stanie się bić, mam nadzieję, o medale. Niemniej, przed nami jeszcze długa droga. To, iż gramy teraz dobrze i mamy dobry okres, to jeszcze o niczym nie świadczy, co pokazał poprzedni sezon. Trzeba cały czas być czujnym, bo gwałtownie można wszystko stracić.
– Na pewien plus w kontekście zmęczenia może przemawiać także to, iż gracie mało ti breaków. Z czołowej ósemki mniej od was mają tylko ekipy z Jastrzębia i Zawiercia.
– Do tego nie gramy też w europejskich pucharach, tak, iż trochę jest luźniej, a przynajmniej ja to odczuwam (śmiech). Zdecydowanie jest to zupełnie inna sytuacja. Szczególnie, iż towarzyszy nam teraz trochę kontuzji. Choć te tie breaki też takiej różnicy nie robią. Przede wszystkim, przecież lepiej wygrać czy przegrać po tie breaku, niż zostać bez punktu.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania