„Miasteczka”

bialyorzel24.com 6 godzin temu
Sklep w Terce „Pod Brzozami”. Fot. www.jaceklidwin.pl

Miasteczka, bardzo konkretne, ale z tych, które mogłyby być gdziekolwiek. Są takie same, jednako senne, oniryczne, z rana osnuwa je poranna mgła, zapach weń chleba… utrzymuje się aż do bicia zegara z kościelnej wieży, oznajmiającego, iż już-już, za 3 godziny koniec, fajrant, wąskie uliczki ożyją krokami ludzi w rytmie praca-zakupy-sen. Wszystko zwalnia, spojrzenie zza szkieł antykwariusza, rozmowa nad kawą w ciastkarni (kawiarni, takiej „prawdziwej”, tu już nie ma), kot głaskany codziennie na tym samym zakręcie uliczki, jeszcze z kocich łbów – przypadek? – nie sądzę! I już wieczór, znów ona – mgła, zapach rzeki niesie na niskich chmurach zachód słońca. Noc rozpala latarnie, ale tylko na krótko, maksymalnie do dwudziestej trzeciej.

I znów ta wilgoć, pajęczyna wilgoci – powietrza, rosy, murów, oddechu zdyszanego drogą pod górkę. W niej rozbryzgi światła. Srebrno-złotego. Księżyc, lampy, witryny, reflektory samochodu, który chyba się tu zagubił… Bo miasteczko ma obwodnicę, co opasuje jego jasność, ciemność, inność, znajomych twarzy uśmiechy i nieufne spojrzenia, jakimi obrzuca się tu obcych, cały ten rytm istnienia wśród… mgły?… codzienności?… Tu w niektórych oknach wciąż pali się świece – znak, iż ktoś na kogoś czeka. Żurawie śpiewają pory roku, a człowiek stąd to zauważa. Łza w kącie oka, euforii bądź smutku – tego się nie dowiem… Wzgórze za miastem, nad miastem – sięga po księżyc, zaraz go ucapi, jak wtedy, gdy byliśmy młodzi, i będzie trzymał, aż po sen dziecięcych bajek.

Przychodzę tu zawsze obcy, wychodzę zawsze trochę swój. Drohiczyn, Gardzienice, Stary Sącz, Dzierżoniów, Biecz, Uniejów, Szydłów, Baligród… Wędruję w rytm żurawi, a światło w oknie bywa, iż i dla mnie. Łąka za miasteczkiem… Łąka gdzieś w Rumunii… Muzyka skrzypiec – może z okna szkoły, może z kurantu pozytywki, a może z całkiem innego teraz… Książka czytana zmierzchem. Płomień świecy i klucze żurawi. Skwierczenie ognia i klangor. Swąd dymu i zapach chłodnego nieba. Miasteczka. Granice światów.

Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady

Przedsiębiorczość ludzka nie zna granic. Oto w internetach znalazłem ofertę zakupu prawa do nadania imienia gwieździe, mgławicy a choćby galaktyce. Posprawdzałem temat dość głęboko – wychodzi, iż oni tak na serio. Jedna gwiazda to niecałe 140 dolarów. Pomyślałem a jakby tak rzucić wszystko… i pojechać na zmywak? Zarobić trochę funtów przewalutować na zielone i po kolei…

To ja poproszę tę mgławicę ciemną za $600 – ją nazwiemy Bieszczady. Galaktyki w niej po całości od alfy do omegi, po parest dolców każda też biorę; to będzie kolejno: Komańcza, Cisna, Wetlina itd. No i dalej już konkretnie – gwiazdy: Wróbel, Zdzichu, Samolot, Manol, Joachim, Chodor… I tak z każdą miejscowością po kolei. choćby jeżeli ziemska cywilizacja zginie w eksplozji słońca za miliardy lat, to gdzieś tam, (może choćby na jednej z tych planet orbitującej wokół nazwanej przeze mnie gwiazdy), jakiś zielony ufok znajdzie wystrzelony cylinder z całą ziemską wiedzą, sztuką etc. A tam między Mona Lizą a równaniami Einsteina spis znanego wszechświata a w nim: „Mgławica Bieszczady, Galaktyka Ustrzyki Górne, Pulsar Roman Łabi…” Mina Obcego w typie: O ki czort chodziło tym człowiekom??? – Bezcenne…

Snując plany zapisania wśród mapy nocnego nieba bieszczadzkiego świata, przypomniałem sobie, iż parę lat wcześniej NASA sprzedawało działki na księżycu. Nie wiem czemu akurat oni poczuwają się do prawa własności, ale ok. A jakby tak pójść za ciosem i kupić taką działeczkę? Tanio, 24$ od ara sobie życzą. I potem wychodząc z odpowiedzią na pewne osoby czy memy z hasłem: „kiedy jesteś w Bieszczadach i nie masz dokąd wyjechać” dać ogłoszenie w dziale nieruchomości Corso i Gazety Bieszczadzkiej:

Chcesz rzucić wszystko?
Ale nie masz jak bo już mieszkasz w Bieszczadach???
Zamienię:
działkę na Księżycu 1ha, bezpośrednia okolica Morza Obfitości
na dowolnie zlokalizowaną działkę w Bieszczadach…

Piwko pod sklepem GS, czyli Przystanek do czekania

Przystanki bywają różne. W drogach dłuższych lub krótszych. Planowane, przypadkowe, niechciane. Lśniące nowością, dogorywające na skraju współczesnej epoki, będące zapiskami myśli mniej lub bardziej pijanych, tych, co im z nami było po drodze.

Wśród kolejowych, autobusowych, miejskich, zamiejscowych, a choćby bieszczadzkich, największy mój sentyment wywołują przystanki pod-sklepowe. Oczywiście czasem łączą one etos wiaty z wyrytym sercem, co dwa razy dziennie bije szybciej do mijającego je w rytm codziennej ludzkiej podróży autobusu. Ale czasem są tylko – aż – jedynie sklepem.

A więc – jeszcze czynny GS, więcej piwa niż łez – nuci się bezwiednie i równie bezwiednie owo piwo „na miejscu” spożywając. Miejscowa Pani Zosia początkowo patrzy nieufnie, czy aby butelkę odniesie, a nie w krzaki ciepnie, lub, co gorsza, rozbije o schodek. Po którymś przyjściu już wita uśmiechem, a w zimowe dni bimberkiem spod lady i ogórkiem roboty własnej na zagrychę. Wtedy piwo pije się w środku, nawiązując stosunki dyplomatyczne z tubylcami, i równie dyplomatycznie chowając je w kieszeń kurtki, gdy wejdzie z nagła ktoś obcy, tudzież klient tzw. oficjalny.

Zupełnie niespodziewanie, gdzieś na Mazurach, Kaszubach, w Lubuskim, pod Piłą czy Wolsztynem, w podlubelskiej wsi, na skraju podlaskiego lasu – stajesz się swój. Bo znają cię pod sklepem. Blaszanym, murowanym, nowym (bo z lat 90tych) i tym piosenkowym, pogieesowskim z numerem bocznym I/0/5 też.

Z czasem przychodzi świadomość, iż przystanek jest równie istotny jak podróż. Że trzeba się zatrzymać, by coś zmienić, by móc pójść dalej. Że jest on tym elementem jang, dopełniającym w gruncie rzeczy dość mroczne jin – jej – Podróży.

I wtedy odkrywasz, iż najważniejszym fragmentem owego/każdego Przystanku W Podróży – każdego ze sklepów – jest czekanie – na towar, koniec kolejki (czyli aż Oni wyjdą, czyli w sumie – na piwo, co by się go napić nienachalnie) i wreszcie na człowieka, na opowieść, którą niesie on i która niesie jego – i na, nie mniej ważną, ciszę między nimi, oraz tę, pomiędzy Nami… przerywaną przesypywaniem się śniegu przez gałęzie sosen, ptasimi trelami wiosennymi, letnią uporczywością much i nagłym werblem deszczu jesiennego o blaszany daszek. Przerwa w podróży otwiera swoją głębszą perspektywę – jest w gruncie rzeczy Przystankiem Na Czekanie. Na to, co się wydarzy. Czym w istocie obdaruje cię Droga.

I tak mija kolejny czas, rejestruję w nim – czasem pogardliwe, czasem zaciekawione, a czasem życzliwe i rokujące piwo, tudzież nietuzinkową rozmowę – spojrzenia do mój kapelusz, pod wioskowym sklepem. Już wiem, iż będzie powracać pytanie – „za czym tu?”, na które wstępnie zdawkowo odpowiem moją prywatną półprawdę: „Przystanek w podróży”. I będą odpowiedzi podparte myślą prostą, jak kołkiem omszały płot konceptu zatwardziałego ludzi – „A co to za przystanek?” „Toż to zwykły sklep!” „Tutaj, u nas na dodatek???”.

Tak – tutaj. Dobre widać jest to miejsce, skoro tu akurat dziś jesteś. Bo od tego się zaczyna. Nowe miejsca. Nowi ludzie w starych miejscach. Kolejny przystanek. W kolejnej Drodze. Do czekania. By go poznać. Lub nie – może się wszak nie dać!. Drzemią w nim Jego opowieści. Jest sennie… „Siano pachnie snem” jak u Czechowicza…

Żwawiej wyciągam nogi, zza szczytu wzgórza wyłania się wieś, a w niej sklep – mój Przystanek Do Czekania na Dziś.

Ciężkowice
Józef Bilski

Józef „Czarny” Bilski – rocznik 1984, historyk, poeta, animator kultury. Rodem z Lubelszczyzny, w tej chwili od bez mała 20 lat mieszkaniec Bieszczadów. Autor pięciu tomików wierszy, publikuje także w almanachach i antologiach (Fraza, Akcent, Przypływ). Jego wiersze śpiewa kilkunastu wykonawców z kręgu Krainy Łagodności oraz autorski projekt „Zawiani”. Szefuje (od 2016) Fundacji Kulturalno – Artystycznej „Testudo” (organizator m.in. jesiennego festiwalu Trombita w Bieszczadach), jest też założycielem (w 2019) Wspólnoty Literackiej „Verba Orientis”, mającej programowo konsolidować środowiska twórcze tzw. Ściany Wschodniej. Należy do rzeszowskiego oddziału Związku Literatów Polskich (2021) oraz do Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Przemyślu (2022). W jego twórczości przytrafiało się Polesie, Podlasie, Lubelszczyzna, klimaty żydowskie, tematyka kresowa i patriotyczna. Odkąd w 2004 trafił w Bieszczady, stały się one centrum jego twórczości.

Idź do oryginalnego materiału