Nikczemność w trzech aktach, czyli portret „szpetnego ryja”

niepoprawni.pl 1 miesiąc temu

Dawno, dawno temu, w kraju nad Wisłą, pojawiła się postać, której obecność wywołuje w ludziach coś, co naukowcy mogliby nazwać „syndromem uciekającej muchy”. Ta dziwna reakcja, objawiająca się wewnętrznym alarmem oraz przemożną chęcią ucieczki, jest jak reakcja instynktowna – tyle iż zamiast przed plaskatą gazetą, człowiek ucieka przed… no właśnie, twarzą.

Mówiono, iż twarz jest zwierciadłem duszy. jeżeli to prawda, to niektórzy ludzie powinni raczej zakładać na twarz rolety, a najlepiej zasłony z grubego aksamitu. Co my tam widzimy? Ryj wykrzywiony od kłamstwa, morda pełna frustracji, oczy, które jakby chciały, a nie mogły. Aż dziw, iż lustra w domu tego człowieka nie pękają. I choć te rysy kiedyś zdawały się być nieszkodliwe, to z czasem pokazały swoją prawdziwą naturę – wykrzywioną i pełną pogardy.

Przejdźmy jednak od estetyki do psychologii. Czy zło można rozpoznać od pierwszego wejrzenia? Owszem, choć wymaga to pewnej wprawy. Osoby szczególnie uzdolnione w tej dziedzinie – zwykle te, które oglądają programy telewizyjne z politykami – dostrzegą to w mgnieniu oka. Przede wszystkim widać, jak kłamstwo wylewa się z każdego pora skóry, niczym pot podczas biegu na dystansie maratońskim. Brak empatii? Oczywiście – to przecież jeden z głównych składników recepty na sukces. Do tego manipulacja, impulsywność i skrajny egocentryzm. To już nie człowiek – to maszynka do robienia kariery, ale taka, która zostawia za sobą zgliszcza.

Zło ma jednak to do siebie, iż w odróżnieniu od przysłowiowego diabełka, nie zawsze ubiera się w czerwone rajtuzy. Bywa całkiem eleganckie – w garniturze, z teczką pod pachą, czasem choćby z uśmiechem na ustach (choć rzadko naturalnym). W młodości potrafi przypominać niepozornego chłopca z sąsiedztwa, który niewinnie gra na gitarze. Dopiero później zaczynają się pojawiać drobne, ledwo zauważalne oznaki – fałszywy błysk w oku, lekko przesadna gestykulacja, a w końcu coś, co nazwijmy wprost: po trupach do celu.

Przykład? Ach, przykładów nie brakuje! Był sobie kiedyś taki premier, Jan Olszewski – człowiek prostolinijny, uczciwy i może nieco naiwny. W jego stronę poszedł symboliczny nóż w plecy, a ręka, która go trzymała, była zaskakująco młoda i pełna ambicji. Można by powiedzieć, iż to przypadek, iż takie rzeczy się zdarzają. Ale czy na pewno? Jak mawiają ludzie znający się na ludzkiej naturze: raz, to przypadek, dwa razy to przypadek, ale trzy razy to już seria.

Najbardziej fascynujące jest to, jak zło działa na ludzi wokół. Nie musisz go znać osobiście, by zacząć się czuć, jakbyś zjadł coś nieświeżego. choćby z daleka, przez ekran telewizora, coś zaczyna cię uwierać. A co dopiero, gdy jesteś blisko? Rodzina, współpracownicy – to dopiero muszą być ludzie zahartowani jak stal. Bo jak tu żyć w cieniu kogoś, kto swoją energią wyzwala w tobie instynkty, o których choćby nie wiedziałeś, iż je masz? Tak, mowa o tych wszystkich złych uczuciach, które wydobywają się z nas niczym grzyby po deszczu.

Na koniec należy zadać pytanie: czy zło jest nieuniknione? Czy może jest jak zła pogoda – przychodzi, trwa chwilę, a potem znika? Niestety, to nie jest burza, która przechodzi. To coś bardziej trwałego – jak plama na białej koszuli, która nigdy do końca nie zejdzie. Ale możemy się bronić. Możemy rozpoznać te pierwsze oznaki, ten alarm wewnętrzny, który mówi: „Uważaj!”, bo zło, choćby jeżeli eleganckie, choćby jeżeli w garniturze, choćby jeżeli z twarzą pełną uśmiechu – pozostaje złem.

Więc kiedy następnym razem zobaczysz „ryj szpetny” – nie odwracaj wzroku. Patrz, ucz się, rozpoznawaj. Że tak polecę klasykiem: ja nam Premiera, średniego wzrostu i pochodzenia, nie wybierałem.

Idź do oryginalnego materiału