Zrobiło się znów głośno o Wojciechu Szczęsnym.
Przypomnę kilka faktów: najlepszy polski bramkarz tego stulecia zrezygnował z kariery tak w reprezentacji Polski jak i swoje klubowe zaledwie w wieku 33 lat.
Zaledwie? Tak.
Bramkarze są długowieczni. Z czterdziestką na karku było, jest i będzie takich wiele. Co innego ci w polu, którzy musza nieustannie biegać.
Zostało tylko kilku najsławniejszych, w tym Robert Lewandowski.
Dla uzupełnienia – Cristiano Ronaldo właśnie złamał „czterdziestkę”. Messi jest już blisko.
Zanim wrócę do Szczęsnego – więcej o tych w wspomnianych tuzach środka pola.
Ronaldo i Lewandowski znani są z niesamowitej samodyscypliny. Ich tryb życia jest wzorem do naśladowania dla wszystkich aspirującego sportowca. Messi jest trochę inny, bardziej piłkarsko utalentowany, ale również doskonale samozorganizowany.
Szczęsny – to inny „zwierz”, zresztą tak jak i wszyscy bramkarze na świecie. Trochę zwariowany.
Zadziwił świat tą wczesną rezygnacją, ale jaszcze bardziej zaskoczył powrotem do wielkiego sportu.
To właśnie dzięki wyjątkowemu zbiegowi okoliczności (pierwszy bramkarz Barcelony Marc-Andre Ter Stegen odniósł poważną kontuzję) i przy poparciu Lewandowskiego koniec końcem wylądował jako pierwszy bramkarz tego legendarnego klubu.
Oczywiści – samo nazwisko nie gra, więc Hansi Flick, trener Katalończyków, przetrzymał go na ławce wystarczająco długo, potem ostrożnie „powpuszczał” go na wybrane mecze, aż w końcu zdecydował, iż Szczęsny będzie #1, a Inaki Pena – nie.
Hiszpan się wkurzył, ruszył do Flicka (przypomnę, iż Flick jest Niemcem) … i chyba sobie zaszkodził.
Hansi Flick słynie z niesamowitej, dodam – niemieckiej, dyscypliny.
On jest szefem drużyny i nie ma odwrotu od jego decyzji. Jest także otwarty na wszelkie nowinki, które mogą pomoc klubowi w wygrywaniu, bo przeciec tylko o to chodzi, ale nie cierpi narzucania mu czegokolwiek.
Inaki Pena jest Hiszpanem i niekoniecznie rozumie niemieckie charakterystyki w życiu.
Spóźnił się na przedmeczową odprawę kilka minut i Flik natychmiast nie wystawił go do meczu, korzystając z usługa Szczęsnego. Hiszpan bardzo się zdziwił, iż kilka minut może mieć tak poważnie konsekwencje, ale tu nie o minuty chodzi, tylko o system.
Zresztą wpojono mi od dziecka, iż ludzkość podzieliła dobę na 24 godziny, godziny na 60 minut itd. aby z tego poprawnie korzystać.
Dziwiono się wielce powrotowi Szczęsnego na boiska i do bramki, bo wiele mówił od poświeceniu czasu dla rodziny itd., ale co tu dużo mówić – ciągnie wilka do lasu.
Miał trochę czasu odpoczywając poza boiskiem do zreflektowania się nad dalszym zżyciem i piłka nożna jest bardzo dobrym przerywnikiem między spacerami, restauracjami i oglądaniem telewizji. Wprowadza dyscyplinę do życia. Każdy człowiek potrzebuje dyscypliny. Nie ważne od poziomu zaawansowania w personalnych profesjach.
Bez pracy nie ma kołaczy. Genialne stwierdzenie.
Dodać trzeba – bez „mądrej” pracy.
Szczęsny wyraźnie zmądrzał z wiekiem. Z nieopierzonego, często zwariowanego nastolatka dobrnął do sytuacji, gdzie jest adekwatnie asystentem Hansi Flicka na boisku. Takim samozwańczym.
Nie jest on kapitanem (i pewnie nie będzie), bo zwyczajowo taka opaska przypada tym najdłużej grającym w klubie ze wskazaniem na tubylców), ale tak jak na wojnie – zwykli szeregowcy z dowódczymi talentami są często lepsi niż starannie wykształceni dowódcy.
W ostatnich dwóch wojnach na boisku Szczęsny wykazał się nie tylko własna samodyscypliną (zagrał oba mecze bezbłędnie), ale również przywołał do pionu cały system obronny Barcelony, wtedy, kiedy to młodsi koledzy zaczęli lekceważyć przegrywającego przeciwnika.
Dyscyplina i respekt dla przeciwnika. To bardzo spodobało się trenerowi i dlatego, moim zdaniem, Wojciech Szczęsny będzie niedługo szefował na boisku.
Wprawdzie podpisał umowę tylko na jeden rok, ale już jest głośno w kuluarach, iż ją przedłuży.
www.bogdanpoprawski.com
Have a Great Day!
Bogdan