Okiem Żabola: Kibicowski dysonans poznawczy

roosevelta81.pl 18 godzin temu

Odnoszę wrażenie, iż wielu kibiców Górnika Zabrze, wliczając w to mnie, zaczęło wierzyć w dogmaty, którymi karmiono nas przez kilka ostatnich sezonów. Myślę, iż czas je odrzucić i zacząć budować naszą nową żabolską wiarę, na zupełnie innych przekonaniach.

Jest w naszym kibicowskim świecie kilka rzeczy, które zaczęliśmy powoli uważać za niezmienne. Na szczęście w klubie nastąpiły ruchy, które wywróciły część tego ustalonego porządku świata do góry nogami. A może… postawiły ten świat z powrotem na nogach. Jedno jest pewne. Odwykliśmy od tej perspektywy i niektórzy z nas muszą mierzyć się ze swoistym dysonansem poznawczym.


Sezon zwykle zaczynamy słabo


W ostatnich latach przywykliśmy do średnich (delikatnie rzecz ujmując) startów Górnika Zabrze w rozgrywkach ligowych. Przejrzałem wyniki po 11 kolejkach z kilku minionych sezonów i w zestawieniu z bieżącym prezentuje się to następująco:

Sezon Zwycięstwa Remisy Porażki Bramki Punkty
2025/26 7 1 3 18:9 22
2024/25 3 3 5 12:13 12
2023/24 2 4 5 10:15 10
2022/23 3 4 4 17:20 13
2020/21 6 2 3 17:11 20
2017/18 6 4 1 23:14 22

Oczywiście, iż nie ma szans, żeby tak dobrze wyglądało to w perspektywie całego sezonu jednak fakt, iż na tym etapie rozgrywek mamy tyle samo punktów co w dwóch ubiegłych sezonach… w sumie, o czymś świadczy.

Podążając za sugestią jednego z użytkowników platformy X, sprawdziłem jak wyglądały w tej kwestii sezony 2017/18 oraz 2020/21, które w pamięci fanów pozostały jako bardzo dobrze rozpoczęte. Jak widać w powyższej tabeli, sezon 2017/18 był równie udany jak ten aktualny.


Nie mamy jakości by wygrywać z najlepszymi


Przekonywano nas, iż nasi zawodnicy nie mają wystarczającej jakości, by skutecznie konkurować z najlepszymi w lidze.

Okazało się jednak (i nie jest to w sumie wielkie odkrycie), iż liczba euro wydanych na piłkarzy, niekoniecznie przekłada się na jakość na boisku i miejsce w tabeli. Przykładami mogą być Widzew, Pogoń czy Raków, które przeprowadziły mocne (przynajmniej na papierze) transfery, a spoglądają wciąż na Górnika z niskiego pułapu, zajmując miejsca w dolnej połowie tabeli. Oczywiście, iż te drużyny pewnie w końcu odpalą i zaczną gonić czołówkę, ale na tę chwilę ich dorobek punktowy mocno rozczarowuje kibiców.

My z kolei w tym momencie mamy w Zabrzu kolektyw. Na gwiazdę wyrastać zaczyna co prawda powoli Ousmane Sow, dzieje się to jednak na zdrowych zasadach. Chłopak jest po prostu coraz lepszy i piekielnie skuteczny. Pracuje więc na to miano solidną formą, a nie liczbą zer w kontrakcie czy kwocie transferu. Na dodatek sprawia wrażenie sympatycznego człowieka, co absolutnie nie przeszkadza mu w dążeniu do statusu „gwiazdy”.

Wbrew temu, co nam mówiono, jakość czysto sportowa w Górniku była już od jakiegoś czasu. Świadczy o tym struktura pierwszej jedenastki. Z nowych piłkarzy pewny plac ma w niej bowiem jedynie Marcel Łubik i Jarek Kubicki. Pukać do drzwi z napisem „skład wyjściowy” zaczyna coraz śmielej Maksym Chłań. Ostatnie mecze spowodowały, iż pukanie to jest coraz bardziej donośne.

Pozostali piłkarze to jednak grupa, która nie jest w Górniku od wczoraj. To oni stanowią dziś o sile tego zespołu. Sztandarowymi przykładami są Lukas Ambros i Sondre Liseth, którzy ustawiani na swoich naturalnych pozycjach, dają nam bardzo dużo. Kolejnym zawodnikiem jest wspomniany już Ousmane Sow. W poprzednim sezonie Senegalczyk wyglądał na zagubionego, podejmował mnóstwo złych decyzji i był bardzo chaotyczny w swoich poczynaniach. Po okresie przygotowawczym i lepszej aklimatyzacji w Zabrzu jest nie do poznania. W ostatnim meczu przeciwko Legii wychodziło mu praktycznie wszystko.


Musimy być średniakiem, bo taka jest nasza rola


Powtarza nam się ciągle, iż jesteśmy klubem, który znajduje się na początku „łańcucha pokarmowego”. Sprzedajemy co rusz najlepszych piłkarzy i nie ma opcji, żebyśmy unieśli się wyżej niż miejsca 6-8. Może czasami uda nam się podskoczyć, ale długo tam nie zostajemy.

Tymczasem skutecznie walczymy od kilku kolejek o utrzymanie palmy pierwszeństwa, a w minionej serii gier musieliśmy wygrać, żeby wrócić na fotel lidera. Byliśmy więc pod pewną presją. Daliśmy jednak radę, wygraliśmy z nie byle kim i znów przewodzimy stawce. Świadczy to o dużej pewności siebie naszej ekipy.

Jeżeli uda nam się w zimie utrzymać kluczowych piłkarzy, być może przebijemy ten szklany sufit wiszący na poziomie 6 miejsca w tabeli Ekstraklasy. Mam świadomość, iż ta dobra passa nie będzie trwać wiecznie, ale dopóki to wszystko działa bez zgrzytów, postarajmy się zdobyć jak najwięcej punktów, by później korzystać z pewnego bufora bezpieczeństwa.


Możemy grać efektownie, ale tylko kosztem obrony


Michal Gasparik pokazał nam, jak ważna jest dobra organizacja i zaangażowanie całego zespołu w fazie obrony przed atakiem rywala. Nie sprowadza się to tylko i wyłącznie do agresywnej gry, gdy przeciwnik zbliża się na odległość 30 metrów od naszej bramki.

Faza obrony zaczyna się dużo wcześniej. Polega na mądrym przesuwaniu się, asekuracji i odcinaniu rywala od możliwości grania w preferowany przez niego sposób. Słowacki szkoleniowiec analizuje dokładnie przeciwników, odkrywa ich słabe strony w obronie i mocne w ataku. Następnie znając potencjał swoich piłkarzy, dobiera personalia tak, by uprzykrzyć rywalowi życie i wytrącić mu z ręki atuty. Nie boi się przy tym ryzykownych roszad (Kryspin na Grosika w Szczecinie czy Chłań na Legię w Zabrzu), które z perspektywy czasu często okazują się strzałami w dziesiątkę.

Gasparik zbalansował grę Górnika. Zostawił sporo swobody ofensywnym graczom, a jednocześnie obarczył ich konkretnym pakietem zadań defensywych i wymaga w tej kwestii dużej odpowiedzialności. Uważam, iż jest to podejście bardzo rozsądne. Bitwę wygrać można bowiem jedną brawurową szarżą na tyły wroga, ale w długich kampaniach triumfuje się przede wszystkim solidną obroną. Zabrzanie w tym momencie mają wszystko: ustabilizowany monolit w tyłach i fantazję z przodu. Oby jak najdłużej utrzymali tę równowagę w grze.


Sezony w różnych realiach


Mam świadomość, iż realia poprzednich sezonów były troszkę inne od obecnego. Wisiał bowiem nad nami „miecz Demoklesa” w postaci przepisu o młodzieżowcu i kar z nim związanych. Można więc w jakimś stopniu usprawiedliwiać na przykład szukanie pozycji dla Lukasa Ambrosa, bo Dominik Sarapata stał się z wielu względów pierwszym wyborem. Skorzystaliśmy na tym także później poprzez transfer młodego pomocnika do Kopenhagi. Trener Gasparik nie ma rąk spętanych kwestią młodzieżowca. To na pewno pozwala na większą swobodę w doborze wyjściowego składu. Należy dodać, iż kryterium to spełnia aktualnie Marcel Łubik i jest piłkarzem grającym regularnie, więc być może obronilibyśmy się przed karami i w tym sezonie, gdyby przepis nie odszedł do lamusa.


Podsumowanie


Nie twierdzę, iż po tym sezonie dopiszemy sobie piętnastą gwiazdkę. Droga do tego daleka, rozgrywki długie i jeszcze niejeden kryzys przed nami. Pewnie nie jesteśmy jeszcze na to gotowi sportowo i organizacyjnie. Nie zmienia to jednak faktu, iż ten sezon jest inny od poprzednich z wielu względów.

Dla kibiców jest to sytuacja nowa i wielu czuje dysonans poznawczy, bo fakty nie pasują do przyjętych schematów. Myślimy sobie „To nie będzie trwało wiecznie, na pewno niedługo coś się totalnie spieprzy, przecież zawsze tak było ostatnimi czasy”. Uruchamiany mechanizmy obronne, które zabezpieczą nas przed nieuchronnym zawodem. Sam tak często robię. Zaczynam wątpić jednak, czy to słuszna postawa. Mamy chyba prawo cieszyć się z tej dobrej passy, niezależnie od tego, jaka czeka nas przyszłość. A dogmaty, którymi nas karmiono… niech spłoną w ogniu kibicowskich rac.

Jadymy durś!!!

Teksty publikowane w dziale „Okiem Żabola” są prywatnymi opiniami autora.

Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl

Idź do oryginalnego materiału