Okiem Żabola: Nie chcem, ale muszem, czyli historia sprzedaży Górnika Zabrze

roosevelta81.pl 2 miesięcy temu

Prezydentem miasta został człowiek, który najlepiej czuł się w roli krytyka. Problem w tym, iż z trybun łatwiej się narzeka, niż prowadzi drużynę. Zwłaszcza, gdy stawką jest nie tylko Górnik, ale i przyszłość całego Zabrza.

Jest rok 1990. Lech Wałęsa ogłasza swój start w kampanii w pierwszych powszechnych wyborach prezydenckich w Polsce. Długo się wahał czy wystartować, obawiał się ciężaru urzędu i odpowiedzialności. Podczas konferencji prasowej, na której ogłosił swoją kandydaturę wypowiedział charakterystyczne dla swojej postaci słowa, czyli: „Nie chcem, ale muszem”, co oznaczało iż prywatnie nie pragnął funkcji prezydenta, ale poczucie obowiązku wobec kraju zmusiło go do kandydowania.

Przenosimy się do 2025 roku. Mieszkańcy Zabrza, targani wewnętrznym niezadowoleniem, podburzani przez obóz odsunięty od władzy kilka miesięcy temu po latach bezapelacyjnego panowania, decydują w referendum o odwołaniu Agnieszki Rupniewskiej i powtórzeniu wyborów. Do momentu ponownego głosowania rządy komisaryczne pełni Ewa Weber, która na polityce samorządowej zjadła już zęby po drodze obserwując kilku „zawodników”, którzy odgrywali czołowe role na lokalnej scenie politycznej. I wydaje się, iż swoją postawą i umiejętnością prezentowania osiągnięć – choćby tych z pozoru nieistotnych – bije konkurencję na głowę. W tle porusza się jej kontrkandydat Kamil Żbikowski, który do roli opozycjonisty jest już przyzwyczajony i jak się później okaże, tylko do niej przygotowany. Kandydat formacji Lepsze Zabrze do samego końca walczy o to, by znaleźć się w drugiej rundzie i osiąga to, ostatecznie będąc lepszym od Borysa Borówki o zaledwie 272 głosów. Jak się okazało dwa tygodnie później ta różnica i tak była duża, bo Żbikowski niespodziewanie wygrał drugą turę z Weber o zaledwie 100 głosów. Kandydatka Platformy Obywatelskiej miała w pierwszej rundzie aż o prawie 7,5 tysiąca głosów więcej, ale finalnie przegrała, cierpiąc i pokutując za przynależność do znienawidzonego klubu parlamentarnego.

Wszystko jednak wskazuje na to, iż największym przegranym wyborów na prezydenta miasta Zabrze jest… sam Żbikowski. Człowiek najlepiej czujący się w roli opozycjonisty, mogący punktować poszczególne posunięcia rządzących właśnie znalazł się w sytuacji, w której musi podejmować wiążące decyzje, a na domiar złego wszyscy patrzą mu na ręce. Polska polityka, choćby ta samorządowa, zna przykłady w których wyboru wiceprezydentów dokonywano z opóźnieniem, gdyż zwykle było to związane z negocjacjami politycznymi i ewentualnym przeciąganiem na swoją stronę części Rady Miasta w zamian za stanowisko. Zwykle to jednak dotyczyło jednego, góra dwóch „foteli”, a w zaistniałej sytuacji wygląda na to, iż Żbikowski na wygraną po prostu nie liczył i nie przygotował sobie żadnego planu na potem. Tłumaczenie tej decyzji „wydrenowanym budżetem” i „nadrabianiem zaległości” miesiąc po zaprzysiężeniu nie tylko nie brzmi wiarygodnie, ale też każe się zastanowić, czy nowy prezydent ma jakiekolwiek pojęcie o odpowiedzialności, która przed nim stoi.

Na razie wszystko wskazuje na to, iż próbując łączyć kropki, postanowił zmniejszyć dług miasta, który wg. ostatnich doniesień prasowych wynosi 1,11 miliarda podając na sesji Rady Miasta absurdalną wycenę Górnika Zabrze wynoszącą 56 mln zł. Prawdopodobnie ta wycena nie ma nic wspólnego z profesjonalnym audytem i rzetelną wyceną rzeczoznawców, a jest niczym innym jak wartością kadry zawodników Górnika publikowaną na popularnym portalu Transfermarkt. Przykre to, iż człowiek piastujący tak poważną funkcję i stojący przed wieloma poważnymi decyzjami, w tak nieodpowiedzialny sposób podchodzi do tematu, który jest niezwykle drażliwy nie tylko w samym Zabrzu, ale i wśród kibiców Górnika z ościennych miast, którzy ten miejski budżet też w jakimś procencie wypełniają. Oprócz samych sympatyków „Trójkolorowych” Żbikowski zirytował przede wszystkim Lukasa Podolskiego, czyli człowieka, który klub stara się kupić od dłuższego czasu, a samego nowego prezydenta starał się też bronić, mówiąc iż potrzebuje czasu, by zapoznać się z dokumentację.

Żbikowski podczas swojego wystąpienia oczywiście zagrał standardową kartę większości polityków, czyli winni braku działania (w tym przypadku sprzedaży klubu) są jego poprzednicy. Tego jednak nikt wśród kibiców Górnika słuchać już nie chce, bo przecież nowy prezydent znajdował się wówczas w składzie Rady Miasta i nie nawoływał płomiennie rok temu do przeprowadzenia transakcji. Jakby tego było mało, przewodniczący Rady Miasta, Grzegorz Lubowiecki (z tego samego klubu co Żbikowski) postanowił gasić pożar benzyną i bez zastanowienia wypalił, iż „wartość klubu poszła w górę, bo dziś mamy pierwsze miejsce w tabeli i jest szansa na mistrzostwo”, więc do wyżej wymienionej kwoty należałoby jeszcze coś dorzucić. W ślad za tymi słowami należałoby się więc zastanowić, czy teraz Lukas Podolski nie powinien wejść do szatni i poprosić kolegów, żeby zaczęli specjalnie przegrywać?

Osamotniony Żbikowski znalazł się w bardzo złym położeniu, bo jego brak kompetencji i obycia w bezlitosnym świecie biznesu powoduje, iż doświadczony, a przede wszystkim otoczony grupą profesjonalistów Podolski będzie naciskał i punktował coraz mocniej. Biorąc również pod uwagę, iż nowy prezydent nie ma także pomysłu na poprawę sytuacji w samym mieście należy oficjalnie uznać, iż igrzyska śmierci właśnie się rozpoczęły. Poprzedniczka, czyli Agnieszka Rupniewska, na stanowisku wytrwała rok, a nowej miotle pozostało już tylko osiem miesięcy, bo właśnie po takim czasie mieszkańcy Zabrza – zbierając zaledwie ok. 12 tys. podpisów, a w samej drugiej rundzie zwolennicy Ewy Weber oddali na nią blisko 16 tys. głosów – ponownie będą mogli złożyć wniosek o referendum w sprawie odwołania prezydenta. Póki co, Żbikowski zgłosił mocny akces do konkurencji pt. „Najgorszy prezydent miasta Zabrze w historii” i choć obecni liderzy mają spore „zasługi” w tej klasyfikacji, to nie jest bez szans na końcowy „sukces”.

Podsumowując „nie chcem, ale muszem” wróciło do Zabrza po 35 latach w wersji samorządowej. Problem w tym, iż kiedy Wałęsa wypowiadał te słowa, cała Polska miała nadzieję. Dziś, gdy Żbikowski próbuje je odegrać, mieszkańcom pozostaje tylko gorzka refleksja: obowiązek obowiązkiem, ale kompetencje już nie w pakiecie. Pozostaje nam sobie tylko życzyć, iż Żbikowski pomimo wstępnej niechęci i bojaźni związanej ze sprzedażą klubu jednak pójdzie po rozum do głowy i przeprowadzi wspomnianą transakcję – fakt, skomplikowaną, ze względu na wiele pobocznych czynników – do końca i jednak zapisze się w historii Zabrza jako ten, który zapoczątkował nową erę w dziejach klubu, ale też dał drugie życie samemu miastu.

Źródło: Roosevelta81.pl
Foto: Roosevelta81.pl

Idź do oryginalnego materiału