Otwarcie olimpiady w Paryżu. „Kiedy rozum spał obudziły się demony”

2 miesięcy temu

Piotr Guzik: – Bluźnierstwo i obraza chrześcijan – to najczęstsze opinie na temat uroczystego otwarcia igrzysk. Pan twierdzi, iż niesłuszne.

Tomasz Jungowski: – Jeden z moich profesorów, wybitnych znawców kultury, zawsze powtarza, iż sztuka aby urażać musi mieć taką intencję. Tutaj zamiaru obrazy kogokolwiek na pewno nie było. To przedstawienie nie miało uderzyć w wartości religijne.

Tomasz Jungowski, przewodnik po Paryżu – fot. archiwum prywatne

Sporo osób tak to jednak odebrało.

– Wszystko dlatego, iż było to widowisko niezwykle trudne i złożone. Momentami sprawiało problemy choćby osobom, które są przygotowane do interpretowania takich rzeczy. Które znają kulturę francuską i kontekst historyczny, które są historykami sztuki. Trudno było powiedzieć na przykład, czy widzimy boginię Sekwany, Joannę d’Arc, czy postać z gry „Assassin’s Creed”, jak oceniali młodsi odbiorcy. Łatwo sobie wyobrazić, jak widzowie pozbawieni odpowiedniego przygotowania i komentarza mogli się poczuć.

Ten komentarzy był aż taki zły?

– Widz, nie czując się ekspertem, „domaga się” od narratora objaśnienia. Na stadionie sprawa byłaby prosta. Tam wystarczyłby komentator sportowy, który zna statystyki, posiada wiedzę na temat zawodników, rekordów oraz historii dyscyplin. W Paryżu uroczystość po raz pierwszy odbyła się poza stadionem. Można było się spodziewać odniesień kulturowych i historycznych. W studio zabrakło odpowiedniej osoby. Takiej, która by to tłumaczyła. Stało się inaczej i nie dotyczy to tylko polskiej telewizji. Sporo nadawców na świecie poszło na łatwiznę. Wyszli z założenia, iż poradzi sobie z tym komentator sportowy, przecież nie raz już brał udział w wielkiej imprezie sportowej. Polegli.

A powinien mu towarzyszyć historyk sztuki?

– Równie dobrze mógłby to być kulturoznawca. Po prostu ktoś, kto ma odpowiednią wiedzę i wskaże nawiązania, inspiracje autora przestawienia. Jedną z takich inspiracji jest wspomniana już bogini Sekwany. To w istocie podkreślenie katolickich wartości Paryża, bowiem rzeka budowała to miasto z gruntu chrześcijańskie. Tego zabrakło i stąd pokutujące od wielu dni odsądzanie od czci i wiary autorów widowiska oskarżanych o kpiny z chrześcijaństwa.

Tomasz Jungowski, przewodnik po Paryżu – fot. archiwum prywatne

Obrywa się twórcom ceremonii, a pan nie zostawia suchej nitki na Przemysławie Babiarzu.

– Jestem zdecydowanym przeciwnikiem jego zawieszenia. To, iż nazwał „Imagine” Johna Lennona manifestem komunistycznym, to kwestia wolności słowa. Niepotrzebnie uczyniono z osoby niekompetentnej męczennika. Nie, Przemysław Babiarz powinien wylecieć z pracy za brak przygotowania do prowadzenia największej imprezy sportowej w ciągu czterech lat. Encyklopedyczna wiedza na temat sportu, którą posiada, kilka się przydała poza stadionem. Nie miał bladego pojęcia o czym mówi, opowiadając o ceremonii otwarcia.

Nie przesadza pan?

– Popatrzmy na scenę, która oburzyła tak wielu. Gdyby w studio była odpowiednia osoba, błyskawicznie potrafiłaby powiedzieć: Proszę Państwa, w 776 p.n.e, kiedy odbywały się pierwsze udokumentowane igrzyska olimpijskie, kiedy pierwszym zwycięzcą zostawał Koroibos – bogiem był Dionizos, przestawiany właśnie w trakcie Uczty Bogów Olimpijskich inspirowanej wspaniałym, XVII wiecznym obrazem wiszącym w jednej z galerii francuskich! Ta postać w aureoli to koronowany Apollon! Niech państwa nie dziwią kolory! Marmurowy, biały świat dostojnego antyku, który znamy, jest dziś pozbawiony koloru, od którego w antyku kapał. Rzeźby greckie były pstrokate, żółte, niebieskie, zielone, czerwone! Nikomu wówczas nie przyszłoby do głowy odnosić tego do Ostatniej Wieczerzy. Skąd w ogóle pomysł, żeby z Olimpiadą łączyć Ostatnią Wieczerzę, w jakim celu miałoby to być.

Zabrakło kogoś, kto by to wytłumaczył. Audytorium było za to wystawione na opinie komentatora, iż to dobrze, iż reprezentacje występują pod flagami narodowymi, a nie Unii Europejskiej i oby tak było jak najdłużej. Tak przygotowany widz, już poirytowany, zobaczył coś, co uznał za drwinę z chrześcijaństwa, a nie ucztę na Olimpie. Zadaniem komentatora nie było stanąć po określonej stronie barykady, tylko rzetelnie wszystko opowiedzieć, przedstawić fakty. Tego zabrakło i mamy awanturę, której dałoby się uniknąć.

Zetknąłem się z opiniami, iż komentatorzy tak pletli, ponieważ były problemy techniczne.

– Bzdura. Były problemy z wiedzą, a nie techniczne. Komentator, z takim doświadczeniem, który bierze za to duże pieniądze, powinien wiedzieć, gdzie jest, powinien się przygotować. Tymczasem on mylił łuki triumfalne, mówił tekstem z Wikipedii o takim, który znajduje się dwa kilometry dalej. Ba! On nie potrafił choćby odczytać z tablicy, co sygnowała Olympe de Gouges. Zamiast powiedzieć, iż podpisała „Deklarację praw człowieka i obywatela” mógł od razu dać jej w twarz. Ona podpisała „Deklarację praw kobiety i obywatelki”! Właśnie w proteście przeciw tej męskiej wersji. Kobieta, która spoczęła w grobie, bo walczyła z mizoginami o prawa kobiet została przez niego doklejona do czegoś, z czym walczyła.

Jeśli to nie było takie złe, to dlaczego Międzynarodowy Komitet Olimpijski przeprosił za ceremonię?

– Mój naukowy idol – Galileusz, kiedy inkwizycja kazała mu wyrzec się teorii, pod groźbą utraty życia ugiął się, ale po cichu o Ziemi mruknął pod nosem to, co Francuzi powiedzieli wszystkim po francusku. Elle pourtant, elle se meut… Ona jednak się porusza. I w podobny sposób zachował się MKOI. Przeprosił dla zasady, by nie zaogniać sytuacji. Choć można się było spodziewać, iż kontrowersje będą, jeżeli powierza się reżyserię jednemu z czołowych awangardowych reżyserów. A telewizje powinny być przygotowane na zderzenie z czymś, z czym nie miały do czynienia.

Tomasz Jungowski, przewodnik po Paryżu – fot. archiwum prywatne

Dlaczego?

– Po pierwsze – wyjście poza stadion, widz będzie domagał się „miasta”, opisu 6 km trasy, tego co widać, a nie – jak dotąd – statystyk sportowych i ile mamy na stadionie krzesełek. Po drugie – widowisko można uznać za esencję „épater le bourgeois”. To oznacza imponowanie burżuazji, ale paryska bohema używała tego jako „wkur… kołtuna”. I to zrobili koncertowo.

Bohema to jednak tylko wycinek społeczeństwa, nie cała Francja.

– Owszem, ale to awangarda posuwa świat do przodu. Wróćmy do 1874 roku. W dawnej pracowni słynnego fotografa Nadara odbywa się pierwsza wystawa impresjonistów. Wtedy burżuazja, ów kołtun, krzyczał, iż nie wolno na tę wystawę iść, ponieważ artyści prezentujący na niej swoje prace, o ile używali pędzla, to tylko i wyłącznie po to, żeby się podpisać. Grzmieli, iż to nie jest malarstwo. Gdy po wystawie odbywała się pierwsza aukcja tych obrazów, doszło do bijatyki. Tak zwani obrońcy tradycji, dobrego porządku i dobrego smaku usiłowali przerwać aukcję. Kobiety atakowały parasolkami, mężczyźni pięściami. „To gówno nie jest sztuką!” – krzyczeli. Skończyło się interwencją policji. Malarze zbuntowani przymierali głodem, byli wyklinani, a teraz ich dzieła są uznawane za klasykę i sprzedawane za dziesiątki milionów dolarów. Proszę zobaczyć, jaką mamy tu analogię do współczesnych czasów. Boimy się nowego, nieobjaśnionego.

Skoro doszło do tak mylnych interpretacji, to co powinniśmy byli zobaczyć podczas ceremonii?

– Powinniśmy zobaczyć dokładnie to, czym jest Duży Łuk Triumfalny. Na ramionach tego łuku wyryte są nazwy miejscowości, gdzie armia napoleońska toczyła bitwy. Są też nazwiska dowódców pokazujące prawdziwy tygiel narodowościowy. Pięknie oddał to w swojej powieści Erich Maria Remarque, u którego do momentu, kiedy Francja jest tolerancyjna i przyjmuje wszystkich, ów łuk jawi się bardzo wyraźnie. Jest mocny. Natomiast w momencie, kiedy wybucha druga wojna światowa, kiedy sytuacja we Francji się zaognia, kiedy tolerancja znika, to łuk zaczyna spowijać mgła. jeżeli połowa Francji w srebrzystej postaci Sekwany dojrzała Joannę d’Arc, świętą Kościoła katolickiego, bez względu na intencje autora, to tylko pokazuje, iż kraj ten w istocie trzyma się swoich korzeni. To widowisko pokazało też, iż Francja pozostaje i będzie krajem, który jest dla wszystkich. To jest wielka wina telewizji. Zgubiła ich rutyna. Jeden, dwa nieobjaśnione z braku kompetentnej osoby fragmenty przedstawienia przysłoniły istotę.

Janusz Kowalski ocenił na Facebooku, iż Francji już nie ma.

– Odpisałem mu, iż Francja jest i jeszcze będzie długo po tym, jak ludzie zapomną, iż istniał ktoś taki, jak Janusz Kowalski. Nie sądzę, żeby tak naprawdę myślał. To cholernie inteligentny cynik, który dla poklasku powie wiele. Nie zawracajmy sobie głowy Kowalskim.

Ale wyniki ostatnich Eurowyborów, a potem przyspieszonych wyborów parlamentarnych pokazały rosnącą popularność Frontu Narodowego. Co odbierane jest jako wzrost tendencji nacjonalistycznych u Francuzów i sprzeciw wobec multikulturowości.

– Te wybory nie były wyborami za czy przeciw multikulturowości. To był protest wobec pewnego sposobu rządzenia. Prezydentowi Emmanuelowi Macronowi do tej sporo osób nie może darować poczynań związanych z tym, jak wprowadzał reformę emerytalną. We Francji nie do pomyślenia jest głosowanie w Sali Kolumnowej. Tak samo nie do pomyślenia było wprowadzenie reformy emerytalnej tylnymi drzwiami, z pogwałceniem ich krwią wywalczonego prawa. Nam łatwiej zaakceptować reasumpcję głosowania, tym trudniej zrozumieć protest Francuzów. To było głosowanie przeciw Macronowi, a nie za kimś. Francuzi nie godzą się na to, jak rządzi tym państwem, a Marine Le Pen, jak na populistkę przystało, to niezadowolenie podgrzewa. Zwykłemu Francuzowi Macron nie wytłumaczył, dlaczego słusznie wydaje duże pieniądze na Ukrainę, żeby trzymać wojnę jak najdalej od granic Francji i to kosztem dotacji do rosnącego rachunku za prąd. Le Pen umiejętnie to wykorzystuje. Wykorzystała to zresztą również lewica, której wynik był imponujący, ale oni przynajmniej nie grają na tych najniższych, szowinistycznych strunach.

Tomasz Jungowski, przewodnik po Paryżu – fot. archiwum prywatne

Multikulturowość nie jest problemem we Francji?

– Gdyby była – 85 proc. Francuzów nie uznałoby w sondażach otwarcia olimpiady za udane. Francja doświadcza wzmożonego napływu imigrantów, jak i inne kraje europejskie. Ale proszę zwrócić uwagę na to, jakie są gwałtowne reakcje Francuzów na szowinistyczne komentarze tych, co twierdzą, iż w ich reprezentacji piłkarskiej są osoby, które się we Francji nie urodziły. Dla nich każdy z nich jest Francuzem, ponieważ wychował się w kraju, w którym liberté, égalité, fraternité (wolność, równość, braterstwo – przyp. red.) – inaczej niż wydaje się populistom – wciąż dyktuje rytm. Do tych trzech wartości Francuzi są niezwykle mocno przywiązani. Dzięki nim nastąpiła ostateczna przegrana Marine Le Pen i wygrana zjednoczonego frontu republikańskiego. Wartości republikańskie w tym kraju przez cały czas są najważniejsze.

Zetknąłem się z opinią, iż choćby jeżeli ktoś nie jest rasistą, to po wycieczce do Paryża nim zostanie.

– Zdumiewające, iż najwięcej do powiedzenia na temat Francji mają osoby, które nigdy tam nie były. Zasada jest bardzo prosta: jedna osoba nadaje, miliony odbierają. I to, co ten jeden pokaże, to widzą odbiorcy. Zdarzało się, iż w polskiej telewizji robiono z Paryża ogarnięty wojną Bejrut czy Trypolis. Były choćby jakieś protesty i manifestacje, o których bym nie wiedział, gdyby nie polska telewizja. Znajomi dzwonili do mnie i pytali, czy miasto przez cały czas stoi. To jest chore, Paryż tak nie wygląda. Jestem tu od dawna i jakoś nie zauważyłem, aby mój stosunek do ludzi się zmienił. Być może jest to też kwestia towarzystwa, w jakim się obracam, nie ma w nim osób, które mają w domu większy telewizor niż bibliotekę. Jak ktoś ma ograniczony umysł – ksenofobiczny, to rasistą może zostać i na spotkaniu kółka różańcowego.

Ceremonia otwarcia oddała Paryżowi honor?

– Sekwana jako krwiobieg miasta, wieże katedry jako świadectwo jego historii – tu nie było przypadku. Kiedy ogłaszano decyzję, iż otwarcie odbędzie się na Sekwanie – dla mnie, osoby zawodowo zajmującej się historią i sztuką tego miasta – było to naturalnym wyborem. Katedra była zawsze głową, szpikiem, sercem miasta i tym pozostała. Moja krew, lawa pulsująca pod powierzchnią – to zawsze była Sekwana. Tak, miasto zostało uhonorowane, czego – podkreślam – bez odpowiedniego wytłumaczenia wątku kulturowego przez konferansjerów wielu nie było w stanie zrozumieć. Paryż jest otwarty na wszystkich i tolerancyjny. Polacy często zapominają, iż w przeszłości z tego korzystaliśmy. Miasto przyjmowało Polaków od powstania listopadowego. Mimo, iż mieli swoje problemy i rewolucje – wyciągali do nas rękę. Paryż bez wahania przyjmował Polaków czasie tzw. komunistycznej emigracji. Wtedy nie mieliśmy z tym problemu. A teraz przeszkadza nam, iż miasto dalej przyjmuje imigrantów. Zaraz usłyszę, iż my jesteśmy z Europy, a oni są z innego kontynentu.

Tomasz Jungowski, przewodnik po Paryżu – fot. archiwum prywatne

Ale to fakt – różnice kulturowe są znacznie większe. A to rodzi zgrzyty.

– Zdecydowana większość to osoby z dawnych kolonii, mówiące dobrze po francusku, wyznające po prostu inną religię i innego koloru skóry. Stykam się czasami z polską emigracją zarobkową nie mówiącą ani słowa po francusku i nie mającą pojęcia o kulturze francuskiej. Serio? Będziemy rozmawiać o integracji kulturowej? No chyba, iż część tej kultury stanowi nietrzeźwy do nieprzytomności rodak, który poszedł się wyspać na ławce w kościele Notre-Dame de l’Assomption. Był biały, nie wiem, czy mówił po francusku, bo nie był w stanie słowa wypowiedzieć.

Potężne błędy zostały popełnione w latach mojego dzieciństwa, kiedy przyjmowano we Francji emigrantów bez żadnego planu asymilacji. Kolejne rządy wychodziły z założenia, iż pozwolenie na zamieszkanie wystarczy, wrzucimy was do getta, radźcie sobie. Nie. Nie poradzili sobie. Bez dostępu do edukacji, możliwości asymilowania – zaczęły rodzić się frustracje i niepokoje.

Wróćmy jeszcze do ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich. Pogoda na pewno jej nie pomogła.

– Paryż jest piękny. W dniu otwarcia zrobiło się tam jednak pochmurno. Płynące statkami ekipy narodowe stawały się „szarobure”, kolory, które w telewizji wyglądają fatalnie. Reżyser ratował spektakl, kierując kamery na jasne, kolorowe elementy, tym samym naraził się na oskarżenia o epatowanie i eksponowanie „obrazoburczego przekazu”. Myślę jednak, iż to ten brak odpowiedniej narracji zrobił dramatyczną robotę. Brak odpowiedniego wytłumaczenia tego, co się działo zaowocował awanturą niezrozumienia. Jak u Goi – kiedy rozum spał – obudziły się demony.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału